7 V

Ponieważ Pai Pai jednak nie planowała wyprawiać urodzin, wybrałam się tylko nabyć jej jakiś prezent - padło na książkę o rzadkich ziołach. Przedtem zaś wysłałam depeszę do Yori, z prośbą, by mi się jak najszybciej przyśniła. Przyznam, że czułam się trochę jak bohaterka jakiejś opowieści szpiegowskiej, niepokojąc się czy wiadomość przypadkiem nie przejdzie przez ręce wszystkich Agentów po kolei, ale też nic strasznego z niej nie wynikało...

- Słuchaj, potrzebny mi jeden facet - walnęłam od razu z grubej rury. Zamierzałam zacząć od zupełnie czego innego, ale byłam zbyt rozstrojona żeby rozsądnie myśleć. Sen miałam dziwny, a potem Yori przeciągnęła mnie dość gwałtownie do własnego.
- A co, brak ci? - zdziwiła się.
- Oj... Czekaj, niech pozbieram myśli - potrząsnęłam głową. - Chcę się o kimś dowiedzieć czegoś więcej poza nazwiskiem. A ty podejrzanie często znasz te osoby, o które mi chodzi...
- A, chyba, że tak - zrozumiała. - Ale czekaj, ja ci jeszcze wiszę jeden obiekt zainteresowania i to ho-ho, od kiedy... Już ci niepotrzebny?
- No tak... Dawno znikł mi z oczu - przypomniałam sobie, o kim mówi. - Ale jeśli się znów pojawi, upomnę się.
- Nie wątpię. A ten nowy obiekt to kto?
- Podobno jest naukowcem, czy kimś takim - westchnęłam. - I nazywa się Zenigata.
Yori spojrzała na mnie zupełnie pustym wzrokiem, przekrzywiając lekko głowę. Przyznam, że nie spodziewałam się takiej reakcji.
- Och. Jasne. Zenigata. I może Reiji do tego?
- Imienia nie znam, ale możliwe.
- To zapomnij - fuknęła i okręciła się na pięcie.
- Czekaj, faktycznie go znasz?! - doskoczyłam do niej natychmiast, ale odwróciła głowę.
- Mieliśmy z nim do czynienia - przyznała niechętnie. - Z nim i tą drugą, Mizuhaną, ale ona wtedy prawie umarła - dodała ciszej. - Potem się zastanawiał, do czego jej użyć.
- W jakim sensie? - nie zrozumiałam... Albo nie chciałam zrozumieć. Nagle zrobiło mi się zimno.
- Mówiłam, zapomnij - ucięła. - Jak chcesz się zaznajamiać z wariatami z Van Hoenu, eksperymentującymi na ludziach, to zaznajamiaj się sama.
- Dzięki, ale akurat na bliższą znajomość nie reflektuję - mruknęłam. A bałam się, że będę musiała zaczynać poszukiwania od Saedd Ménn... O ile się w nie w końcu włączę, oczywiście. - Już o nic nie pytam.
- No i dobrze. Chodź, napijemy się herbaty - zaproponowała Yori, której momentalnie poprawił się nastrój. Zmaterializowała nam nową scenerię, która tym razem nie była w orientalnym stylu. Zasiadłyśmy przy stoliku, w sali, która była słabo oświetlona, ale przysięgłabym, że miała czerwone ściany albo przynajmniej bordowe. Sama Śniąca zaś była ubrana w "małą czarną".
- Coś ci się stało? - zapytałam słabo.
- Nic a nic - odpowiedziała spokojnie i wyśniła nam po filiżance Irish Cream.
- Pogadajmy więc o czymś ciekawszym, skoro już zajmuję ci czas - zaproponowałam. - Widziałaś się z Vanny w sprawie wyciągania jednego delikwenta z koszmaru?
- Tak, w tej sprawie też - potwierdziła enigmatycznie. - Zajrzałam do tego koszmaru i okazało się, że facet jest w stanie półmaterialnym i potrzeba naprawdę zaawansowanego Śnienia...
- Nie mów, że zbyt zaawansowanego, bo nie uwierzę - przerwałam. - Przecież nawet ja zrobiłam raz coś takiego. Bez specjalnych przygotowań, znając od ciebie tylko teorię...
- To była taka teoria, którą akurat tobie mogłam wyłożyć - skwitowała. - Wszyscy inni w praktyce... Raczej by się na niej wyłożyli.
- Przepraszam, ale chyba nie bardzo... - wykrztusiłam, kiedy już odzyskałam (względnie) głos. - Jestem jakaś inna niż inni? Znaczy, wyczułaś we mnie wtedy coś wyjątkowego?
- Wiesz, może i jestem małą trzpiotką, ale nie instruuję w Śnieniu każdej pierwszej napotkanej osoby - w tym momencie wcale nie brzmiała jak mała trzpiotka.
- Ale ja ledwo pamiętam własne sny, chyba, że ty albo Vanny je odwiedzacie! - wyjąkałam. - Zresztą to są wtedy bardziej wasze sny niż moje. Nie jestem materiałem na Śniącą!
- Nie, nie jesteś - przyznała. - Ale czujesz się częścią naszych snów, prawda?
Zabiła mi klina tymi słowami. Choć raz rzuciłam Vanny półżartem, że nadaję się raczej na koszmar niż na Śniącą, nie zastanawiałam się nad tym specjalnie. Tymczasem, jakby poważniej pomyśleć... Rzeczywiście czułam się na miejscu w cudzych snach. Mniej lub bardziej, ale wciąż na miejscu.
- A właśnie, co do tego faceta - przypomniała sobie Yori. - Otóż jest na tyle materialny żeby śnić ten swój koszmar i jednocześnie na tyle nierzeczywisty, by być jego częścią. A Vanny-chan jest zbyt niepewna siebie i właściwie o to się wszystko rozbija.
- A nie możesz jej po prostu pomóc?
- Będę ją asekurować, ale porządny trening jej się przyda - prychnęła. - Chyba mało ją nauczyli w tej szkole między wymiarami.
Odchrząknęła - czy w kontrolowanym śnie można złapać chrypkę? - i zanurzyła usta w herbacie. Ja też wypiłam trochę swojej. W tle pobrzmiewał jakiś cichy jazz - kolejna nowość.
- Powiedz mi jeszcze - zaczęłam po chwili. - Dlaczego tak wtedy odgrażałaś się Vanny, że ją dorwiesz? Stało się coś... Niedobrego?
- Czy niedobrego, jeszcze nie wiem - Yori pokręciła głową. - Wiem tylko, że ktoś gdzieś szukał zbyt głęboko, no i się doszukał.
- Czego? - zapytałam, ale ona nie zwróciła uwagi, zapatrzona we własne myśli.
- Właściwie nawet nie wiem, kto - ciągnęła. - Ale nasza mała społeczność Yumemi jest tym zaalarmowana... No to postanowiłam ostrzec Vanny-chan, o ile ktoś wcześniej tego nie zrobił. Ona jest wrażliwa, może dostrzec różne rzeczy... A tu tymczasem widzę, że gubi się we własnych snach! Zdecydowanie mogłaby dla odmiany zająć się o g ó ł e m snów.
- I powiedziałaś jej to? - odstawiłam filiżankę.
- Jasne, a nawet więcej. Ale to nie dla pierwszych lepszych koszmarów - pokazała mi język. - Pytanie tylko, czy coś w ogóle do niej dotarło.

Obudziłam się z uczuciem niedosytu. Oczywiście nadal mnie gnębiło wrażenie, że o czymś zapomniałam odnośnie zaginionej Callinii, ale to nie wszystko. Miałam zamiar pogadać z Yori o różnych rzeczach niezwiązanych ze Śnieniem. Może za to z Agencją, ale nie ze Śnieniem. Najwyraźniej jednak, żeby zwyczajnie poplotkować, powinnyśmy spotkać się kiedyś na jawie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz