23 VI

Nie spodziewałam się, że składanie życzeń zacznie się akurat od tej strony, ale w końcu życie jest pełne niespodzianek.
- Wszystkiego najlepszego - Aeiran uśmiechnął się jak na siebie całkiem wesoło i wręczył mi niewielkie czarne pudełeczko. Takie, w jakich zwykle czają się - o zgrozo - pierścionki zaręczynowe.
- Czy ja ci kiedykolwiek mówiłam kiedy obchodzę urodziny?
- Coś kiedyś wspominałaś - nie przestawał się uśmiechać. - A resztę sam wydedukowałem.
- Tym lepiej dla mnie - zachichotałam. - Lubię prezenty, jakkolwiek symboliczna by nie była data ich otrzymywania...
- Jest mniej symboliczna niż ci się wydaje - stwierdził, ale nie miałam czasu się w tę sprawę zagłębiać. - Skoro lubisz prezenty, to może otworzysz?
- Nie wiesz, że oczekiwanie jest najbardziej ekscytujące? - prychnęłam. - Ale dobra...
Otworzyłam pudełeczko i, ku mojemu zdziwieniu, jego zawartość uniosła się w powietrze. Już ją kiedyś widziałam, pamiętam. Ale wtedy nie prezentowała się jeszcze w całej okazałości, za to teraz była już kompletna... W każdym razie bardziej kompletna.
- Twój model międzysfery - szepnęłam z niedowierzaniem. - Skończyłeś?
- Do ukazania całej domeny jeszcze sporo brakuje - przyznał. - Ale dopracowałem dodawanie poszczególnych elementów na odległość... Teraz będziesz mogła obserwować jak ich przybywa.
- Ależ ja nie mogę - zaprotestowałam. - To jest zbyt cenne... A może nie? Może nie uważasz tego za dzieło warte uwagi?
- Czemu nie? To przecież nie zmienia faktu, że możesz je posiadać ty. Komu należałoby się bardziej?
Nie odpowiedziałam, wpatrzona już w delikatny splot wymiarów krążących w chaotyczny, a zarazem w pewnym sensie uporządkowany sposób. Na przemian jaśniały i ciemniały, przyciągając mnie do siebie. Wyciągnęłam ku nim rękę... I na moment przyszło do mnie znajome uczucie, które towarzyszy moim podróżom po międzysferze...
- To nie jest taki zwykły model, prawda? - zapytałam cicho.
- Zależy od tego, kto na niego patrzy - Aeiran również musnął miniaturę dłonią, uzyskując zbliżenie na różne światy. - Dla zwykłego śmiertelnika byłaby to zwyczajna zabawka.
- A dla mnie?
Przesunął model w moim kierunku, tak, że wylądował mi na ręce.
- Ty mogłabyś, choćby i teraz, włożyć tę koronę od Cirnelle - oświadczył. - I stać się tym, kim według ciebie nie masz szans być.
Zamarłam. Kształtować światy? Móc na nie wpływać wedle własnego uznania, jak Twórczyni z prawdziwego zdarzenia? Byłabym kimś, z kim należy się liczyć... Moc, po którą mogłabym sięgnąć, przewyższałaby potęgę Promienistych i Władczyni Żywiołów! Nie byłaby to dosłownie "władza", ale w pewien sposób stałabym ponad domeną...
- Tyle, że ja tego nie zrobię - schowałam prezent z powrotem. - Powinieneś o tym wiedzieć.
- Wiem - potwierdził. - Dlatego właśnie chciałem, byś to miała.

Wbrew oczekiwaniom, urodziny obchodziłam z pompą. Co mi jednak ani trochę nie przeszkadzało.
Cały dzień napływały do mnie kartki z życzeniami - głównie od rodzinki, choć nie tylko - natomiast po południu zjechało się niespodziewanie całe Marzenie (a Egil, zdrajca, o tym wiedział i nie ostrzegł!). Z tortem.
Wkrótce dołączyła reprezentacja Althenos. Z tortem.
Zaś pochód gości zamknęły moje nieocenione przyjaciółki... Jak można się domyślić, z tortem. Ech. Całe szczęście, że to nie były duże torty.
Poza tym Lilly i Shee'Na jak zwykle przywiozły mi perfumy, San płytę z jakąś niewiarygodnie romantyczną muzyką, Pai Pai porcelanową figurkę przedstawiającą żyrafę, a Brangien naszyjnik z bursztynów, dołączając do tego słój konfitur od Maeve i srebrną bransoletkę od Artena, którego gdzieś wywiało z Teevine.
- Teraz jeszcze tylko czekać na prezencik od Geddwyna - zapowiedziała. - On coś knuje, więc wyśle ci z opóźnieniem.
No, no. Zważywszy co dostałam od niego w zeszłym roku, byłam przygotowana, że i tym razem sprezentuje mi jakiś oryginalny ciuch...
- Szkoda, że nie przyciągnęłaś swoich facetów - marudziła San. - Tak mamy tylko trzech...
- Czterech, złotko, czterech - poprawiłam. - Proszę nie ignorować Tenariego!
- Poza tym jako osoba zajęta nie masz prawa do takiego narzekania - dodała Brangien. - Sama zobacz, czy ja na przykład narzekam?
- Nie, a powinnaś - wtrąciła Lilly ze złośliwym uśmieszkiem. - Twój wybranek w podróży, a ty nic a nic nie tęsknisz! Czy to nie jest podejrzane?
Wszystkie jak na komendę przybrały chmurne miny i pokiwały głowami.
A wracając jeszcze do ciuchów, Vanny obdarowała mnie, oprócz oryginalnej mieszanki herbacianej (przynajmniej z nazwy, jak powiedziała), jeszcze kompletem strojów - prezentem zbiorowym z Rozdroża, jak mniemam, ze szczególnym uwzględnieniem Andrei. Wszystkie były czarno-granatowe, szykowne i wyrafinowane. Ach. Nie pozostało mi nic innego tylko pędzić do łazienki i mierzyć.
- My ocenimy, my ocenimy! - piszczała Shee'Na. - Tylko pokazuj się nam, co?
I nie miałam wyjścia, pokazywałam się. Najentuzjastyczniej oceniali chłopcy. Może z wyjątkiem Tenariego, który umilał sobie czas ciąganiem ciotek za włosy... W końcu dorwała go Vanny - a raczej próbowała dorwać, inicjując szaleńczy wyścig przez kanapę, krzesła i pozostałych gości. Idea wyścigu brzmiała "tylko przypadkiem nie podeptać prezentów", a po pewnym czasie po herbaciarni biegali już wszyscy. Szaleństwo jest potwornie zaraźliwe, bez dwóch zdań...
Ach, jeszcze jedno - ekipa z Marzenia zrzuciła się na jedną wielką książkę. Z opowieściami, których jakimś cudem jeszcze na półce nie miałam. Nietrudno się domyślić, że Egil zaraz zaczął się domagać bym im coś przeczytała, "na ten nowy rok swojej egzystencji". Chcąc nie chcąc, zasiadłam na podłodze z wdzięcznym gronem słuchaczy dokoła, a ponieważ San włączyła swoją jedyną w swoim rodzaju płytę, uległam nastrojowi i wybrałam opowiadanie o miłości. Śliczne, słodkie i ze szczęśliwym zakończeniem. Przynajmniej część gości słuchała z zachwytem.
Podsumowując, po urodzinach było mi skrajnie wesoło i niemal tak samo słodko. To przez te torty, każdego musiałam choć trochę spróbować! Wszyscy jedli jak opętani, a i tak jeszcze trochę zostało. Aż dziw...

A teraz siedzę przy biurku i zapisuję to wszystko nowiutkim wiecznym piórem, zajadając truskawki przysłane przez Satsuki, podczas gdy po pokoju buszuje mi prezent od pewnej pani ze światów będących poza moim zasięgiem... Tak więc i rasę reprezentuje egzotyczną - bo ze skrzydlatymi fenkami jeszcze osobiście do czynienia nie miałam. A teraz oswaja się to maleństwo z nowym otoczeniem, wtykając nosek w każdą szparę i zaszywając się w każdy kąt. Przez to ciemne umaszczenie prawie jej w tych kątach nie widać, poza srebrzystym futerkiem na łapkach... Jak się znam, pewnie nadam jej jakieś gwiaździste imię. Może Strel, tak z soleńskiego... Tak czy inaczej, inwentarz mi się powiększył.
Mam tylko nadzieję, że polubią się z Tenarim...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz