1 VII

Geddwyn wparował niespodziewanie, ze sporą paczką, po czym zostałam przez niego dokładnie i głośno wycałowana.
- Zdrówka, szczęścia i miłości, Kropelko Rosy! - odezwał się gdy po rozpaczliwym machaniu rękami udało mi się go trochę przystopować. - Tego mi właśnie brakowało w zeszłym roku... Jednak znajomościom korespondencyjnym brakuje paru istotnych elementów.
- Dzięki - parsknęłam śmiechem. - Z tygodniowym poślizgiem co prawda, ale...
- Lepiej późno niż wcale - wszedł mi gładko w słowo. - Byłbym wcześniej, ale góra sobie o mnie przypomniała.
- Coś ty! - zdziwiłam się - Czyżby Promieniści cię wreszcie zdybali?
- Nie oni - pokręcił głową. - Tara.
- Sama Władczyni Żywiołów? No to chyba musisz mi zrelacjonować. Czym podpadłeś tym razem?
- Wiesz co, żeby od razu mi tak zarzucać... - prychnął. - Tara chciała się przekonać, czy ten łobuz, co niemal zburzył równowagę natury, faktycznie jest taki zły, jak twierdzą Promieniści.
- I jest? - uśmiechnęłam się krzywo.
- Przekonywanie się wypadło... Nie powiem, interesująco - odwzajemnił uśmiech. - Kto wie, może jeszcze trochę i przestanę być wyrzutkiem? Trochę szkoda, przyzwyczaiłem się.
- Ty byś się do wszystkiego przyzwyczaił - mruknęłam. - Chodź do herbaciarni, ugoszczę cię czym tam się da.
Kiedy przeszliśmy do Blue Haven, mój gość o mało nie potknął się o Tenariego, pędzącego sprintem za małym, czarno-srebrnym kłębuszkiem o skórzastych skrzydełkach.
- Lotofenek? - zapytał Geddwyn z zainteresowaniem acz bez zdziwienia. - Czy to też prezent?
- Też. Świetna, nie? Siadaj na kanapkę, a zaraz będziesz ją miał na głowie.
Istotnie, Strel szybko znalazła się na jego kolanach, wtykając nosek w kieszenie bluzy, a gdy nic tam nie znalazła, wróciła do zabawy z małym.
- Chyba cię lubi - stwierdziłam. - Na Tenariego na początku powarkiwała... Próbował ją ciągać za ogon dopóki go nie dziabnęła, ale już się pogodzili, jak widzisz.
- Łatwo się widać oswaja - skomentował. - Lotofenki pewnie nie jadają gumy malinowej, inaczej bym ją poczęstował... - urwał i spojrzał na biegające po herbaciarni towarzystwo.
Przetarł oczy z niedowierzaniem.
- Czy ja dobrze widzę, czy ten potworek postanowił zostać stworzeniem naziemnym?
- A tak! - klasnęłam w ręce z dumą. - Strel jeszcze nie do końca radzi sobie z lataniem, więc postanowił dostosować się do niej.
- Idę o zakład, że w rewanżu podszkoli ją w używaniu skrzydeł - puścił do mnie oko. - To co, ugościsz mnie czymś?
- Jasne, może być zamrożony tort? - roześmiałam się. - Ale mam nadzieję, że nie wyparujesz zaraz po zjedzeniu i wypiciu herbatki, tylko jeszcze trochę zostaniesz.
- Mogę zostać - zgodził się wspaniałomyślnie. - Tym bardziej, że stwierdzam tu brak silnej męskiej ręki... Gdzieś wszystkie podziała?
- Ten-chan jest, ignorancie. A Egila porwała ekipa z Marzenia. On się często z nimi gdzieś wybiera.
- Może chce trzymać się z dala od twej zjawiskowej osoby?
- Też pomysł - prychnęłam, fukając w duchu na tę jego empatię. - To, że w Jasności się we mnie podkochiwał, nie znaczy...
- To, że o tym nie mówi, też nie znaczy - Geddwyn wzruszył ramionami. - Na przykład taka Vaneshka nic nie mówi, a myślisz, że się odkochała?
- Jak nie przestaniesz włazić wszystkim w dusze... - przestałam fukać w duchu a zaczęłam na głos.
- To co? Nie wywalisz mnie na dziób, bo za bardzo mnie kochasz - stwierdził z rozbrajającym uśmiechem. - A wracając do silnych męskich rąk, Aeirana też nie ma?
- Nie ma - zmierzałam już do kuchni, ale posłyszałam w jego głosie jakiś konspiracyjny ton. - A po co ci?
- A, bo... Bo tak - nagle uśmiechnął się wyzywająco. - A co, zazdrosna? Przyznaj się, a powiem ci po co mi.
- Nie mógłbyś wymyślić nic sensowniejszego? - spojrzałam na niego z politowaniem.
- Mógłbym - zachichotał. - Tylko wiesz, pomyślałem sobie, że jakbym tak się na przykład przyznał, że zakochałem sie równocześnie w twojej siostrze i kuzynce, wyglądałabyś na mniej zaskoczoną niż teraz.
- Ty jesteś dzisiaj w nastroju do dziwnych teorii.
- A jak! - przyznał ochoczo. - Jak wrócisz z tą herbatą, zapytam cię jeszcze gdzie podziałaś Lexa, chcesz?

Dopiero kiedy opuścił mój wymiar miałam okazję przyjrzeć się prezentowi. Tak jak się spodziewałam, było to coś zdatne do włożenia na siebie. Delikatna i zwiewna sukienka, w sam raz na lato, a do cieniutki i długi szal. Coś w sam raz na sesję zdjęciową na ukwieconej łące. Romantyczną, najlepiej z drugą osobą... Czy coś.
Przymierzyłam z zadowoleniem, że Geddwynowi poprawił się gust w ubieraniu mnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz