2 VI

A nie, jednak nie do Marzenia, co mnie zaskoczyło. Ledwo skończyłam poprzedni zapisek, pojawił się Geddwyn, w pięknym stylu wychlupując mi połowę wody z basenu.
- Słyszałem, że ktoś tu wybiera się na obiad do Vaneshki - zawołał wesoło.
- Owszem - uśmiechnęłam się na jego widok. - A co, ty też się wybierasz?
- Ja? Ja tu jestem tylko gońcem - posłał mi spojrzenie pełne niewinności, ale jak na "tylko gońca" był nieźle odstawiony... Przez ten czas gdy go nie widziałam, włosy zdążyły mu trochę podrosnąć, przy czym przestał je roztrzepywać na rzecz fryzury a la "zmokła kura". W której oczywiście było mu bardzo do twarzy.
- Przybyłem zawiadomić, że zaciągnąłem Vaneshkę i jej świtę do Teevine i tam też się odbędzie obiadek - ciągnął. Pozostało mi przejść nad tym do porządku dziennego, bo wyglądało na to, że pieśniarka i duch wody zdążyli znaleźć już wspólny język. On machnął jej rysunek, ona, czego jestem pewna, już mu coś zaśpiewała... Pozostawała jeszcze jedna sprawa.
- W porządku, ale przy okazji załatwisz komuś transport - zakomunikowałam. - Nie wybieram się na ten obiad sama...
Przyciągnęłam eleganckiego i trochę zdezorientowanego Egila i przedstawiłam go równie elegancko.
- Cześć - Geddwyn uścisnął dłoń chłopaka. - Lubisz wodę?
- Biorąc pod uwagę, że co wieczór zachlapuje mi łazienkę, chyba tak - wyrwało mi się i zachichotałam, a Egil się zaczerwienił.
- To dobrze, bo tam, dokąd się wybieramy, trzeba żywiołem - powiedział duch wody i po sekundzie skoczył z powrotem do basenu, zaraz za wepchniętym tam znienacka Egilem. Szybko poszłam w ich ślady, bo chciałam zobaczyć reakcję kronikarza na taką metodę transportu... Miałam nadzieję, że Geddwyn nie pozwoli mu nałykać się za dużo wody.

Nie powiem, to był dobry pomysł na zebranie się w zameczku, zwłaszcza że zawsze czułam się w nim jak w domu, a Egilowi po pierwszym szoku również się spodobał. Zaraz po dotarciu na miejsce obsiedli nas Leo i Mil, którzy jakoś wyjątkowo się nie kłócili.
- Ale tak poza tym, pusto tu jakoś - zauważyłam.
- Bo reszta się znów szwenda do Promienistych i z powrotem - wyjaśnił Geddwyn. - Co oznacza, że mam wolną chatę i mogę się wreszcie porządzić!
- I dlatego użyczyłeś Vaneshce lokalu?
- A jak! To był najlepszy sposób żeby się wepchnąć legalnie na ten obiad!
Gospodyni przyjęła nas w leśnym saloniku. W swojej koronkowej czarnozielonej sukni z przezroczystymi skrzydełkami z tyłu i intrygującym makijażem wyglądała raczej jakby za chwilę miała wejść na scenę i wykonać jakąś drapieżnie mroczną pieśń. W zestawieniu z jej łągodnym spojrzeniem i ciepłym uśmiechem dawało to piorunujący efekt... Ale pasowało. Jak każda charakteryzacja, która kiedykolwiek wyszła spod ręki Geddwyna.
Wreszcie przedstawiłam jej Egila i wyglądało na to, że zrobił na niej miłe wrażenie. Przy czym sam wpatywał się w nią jak w dzieło sztuki. Tak, właśnie jak w dzieło sztuki, szczególnie biorąc pod uwagę pewną ilustrację z jego książki... Ale coś mi mówiło, żebym w tym dniu nie poruszała tego tematu.
Zresztą nawet nie było kiedy. Vaneshka ciągle przynosiła coś smacznego z kuchni a Leo i Milanee nawijali jedno przez drugie, prawie nie dając mi dojść do słowa. Ale to mi nawet pasowało, w końcu to moja ulubiona forma konwersacji - ktoś mówi, a ja słucham... W jednej z tych nielicznych chwil, gdy udało mi się wtrącić słówko, poprosiłam Mil o załatwienie takiej bransolety, jakie nosi ona i Leo.
- Może i nie mam specjalnego zaufania do teleportacji drogą techniczną - westchnęłam - ale ten tutaj pragnie podróżować, może go kiedyś puszczę samego...
- Ryzykując, że się zgubi i trafi do Cirnelle? - roześmiał się Geddwyn. - To by było prawdziwe rzucenie go na głęboką wodę!
- No i będzie kolejna techniczna nowinka skombinowana przez Mil - mruknął Leo. - Ostatnio przytargała nam, nie wiadomo po co, wideofon. Bezczelnie modernizuje nam Marzenie!
- Za pozwoleniem, Teleorin, modernizuję tylko swój pokój - odcięła się panna Selton. - Za to nie przypomnę, kto podłączył w kuchni wieżę i słucha na cały regulator jakiegoś łubudu...
- Za pozwoleniem, Milanee, to "łubudu" pozwala mi się skoncentrować i przyrządzać wyśmeinite potrawy... I kwiatki to widać lubią, skoro tak ładnie rosną!
Ja i Geddwyn co chwilę parkasliśmy w talerze, słuchając ich, a niekiedy napotykaliśmy porozumiewawcze spojrzenia Vaneshki i Egila, którzy jeszcze próbowali się przed tym powstrzymać.
- Zdecydowanie przydałoby mi się nauczyć obsługi takiej bransolety - stwierdził kronikarz ze śmiechem. - Jeśli mają mnie spotykać takie przeboje jak tu, to się z chęcią piszę!
- Trzymaj się nas a daleko zajdziesz! - skomentował Leo.
- A jeśli Miya już będzie miała dość rozkładania kanapy i zalewanej łazienki, zawsze możemy cię przygarnąć - ku mojemu zaskoczeniu dodała pieśniarka.
- Czy ty zamierzasz otworzyć w Marzeniu hotel? - zapytałam po tym jak już przestałam krztusić się sałatką jarzynową.
- Taki trochę darmowy byłby ten hotel - roześmiała się perliście. - Na razie możemy założyć... Dream Team!
- ...Co?
- No, Dream Team... Milanee coś takiego kiedyś zasugerowała, a całkiem ładnie to brzmi... - Vaneshka wzruszyła ramionami i zaśmiała się znowu.

Po obiedzie przenieśliśmy się do strefy letniej, w której nasz elegancki image był nie do końca na miejscu, ale trudno. Egil rzeczywiście coraz bardziej pasował do towarzystwa, w które się wplątał, toteż zaraz rozproszyli się po całej strefie, szukając poziomek, a może jagód, już nie pamiętam. Różnych rzeczy w rezultacie naznosili.
- Zaaplikowałeś coś Vaneshce przypadkiem? - zwróciłam się do Geddywna, zrywając ukwieconą gałązkę akacji i zanurzając w niej twarz. W DeNaNi też już kwitną akacje.
- Dlaczego miałbym? - zdziwił się.
- Jeszcze nigdy nie widziałam jej takiej radosnej i beztroskiej, po prostu...
- I co, wolałabyś żeby tak zostało?
- Do czego zmierzasz? - zapytałam ostrożnie.
- Wygląda, jakbyś to ty do czegoś zmierzała - mruknął. - Ale ty przecież chcesz utrzymać ten stan jak najdłużej i chwała ci za to. Tylko, że chodzi ci coś po głowie, co prędzej czy później wypłynie na światło dzienne, prawda?
Westchnęłam. Może lepiej byłoby gdyby, nie zaglądał mi tak w duszę...
- Czy to ma coś wspólnego z rysunkiem, który dla niej wykonałeś?
- Ty mi to powiedz - mrugnął szelmowsko. - Ja się tylko zemściłem. Za jej pieśń.
Powiedział to z rozbawieniem, ale po chwili zapatrzył się gdzieś w dal zamyślonym wzrokiem. Chętnie bym go zapytała, co takiego odkryła przed nim ta pieśń, ale nie sądziłam by mi odpowiedział wprost.
- A Egil jak ci się podoba? - zmieniłam temat.
- Słucham? - posłał mi nieco nieobecne spojrzenie. - A, Egil. Nie mój typ.
- Złotko, ja ci nie każę się mu oświadczać - odpowiedziałam na to cierpliwie - tylko przedstawić opinię znawcy ludzkich charakterów...
- Kidding - wyszczerzył się jak głupi do sera.
- Znaczy, jednak twój typ? - odpowiedziałam podobnym uśmiechem.
- Ty mnie nie łap za słówka bo nic ci nie powiem - dał mi lekkiego kuksańca. - Albo powiem: skądkolwiek go wytrzasnęłaś, wypuść go w światy, a będzie je chłonął jak gąbka wodę i w rezultacie pozna je lepiej niż ty.
- Nie da się - pokręciłam głową.
- Najpierw mnie prosisz o opinię, a tu takie coś - nadął się Geddwyn.

Pierwsze, co zrobiłam po powrocie do domu, było wysłanie depeszy do Vanny. Gdziekolwiek by nie była, miałam nadzieję, że będę tam w miarę mile widziana i poda mi swoje namiary.
I że Tenari będzie mnie jeszcze rozpoznawał.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz