5 VI

A zapowiadał się weekend w Althenos... Tymczasem najpierw wybrałam się po Egila do Marzenia, a co z tego wynikło, może lepiej nie pisać? A co tam, spróbuję.

- I jak wrażenia? - zapytałam na wstępie, choć szeroki uśmiech kronikarza mówił za siebie.
- Taka z niego cicha woda - Milanee szturchnęła go w bok. - Na pozór wydaje się, że nie zna życia, aż nagle rzuca się w nie całym sobą i świetnie mu to idzie!
- Bez przesady - speszony chłopak spuścił wzrok. - Ja się tylko aklimatyzuję...
Zdaje się, że Geddwyn miał rację, gdy wydawał o nim osąd...
- Pozostaje mi tylko podziękować za opiekę nad tym tutaj - powiedziałam, wywołując chichot Milanee. - Tylko gdzie wywiało Leo i Vaneshkę?
- Na zewnątrz, a może raczej do środka - pospieszył z odpowiedzią Egil. - Przy drzewku.
- Raaazeeem - dodała Mil, uśmiechając się perfidnie. - Gdybym nie wiedziała o co chodzi, podejrzewałabym Vaneshkę o kiepski gust...
- A o co chodzi?
- Teleorin zaszył się tam, gdy przyszła do niego międzyświatowa wiadomość bezpośrednia, a Vaneshka zaraz za nim poszła, żeby go przekonywać. Chcesz zobaczyć? - wyrzuciła z siebie na jednym wdechu.
W dalszym ciągu nie wiedziałam co ma na myśli, ale gdy niebieskowłosa otworzyła drzwi, oboje zajrzeliśmy z zaciekawieniem. Zobaczyliśmy Leo, który siedział oparty o powietrze (a przynajmniej tak by to wyglądało z punktu widzenia kogoś z zewnątrz), z dłońmi zanurzonymi we włosach, natomiast Vaneshka chodziła dokoła zazielenionego drzewka, trzymając w ręce depeszę. Żadne z nich nie odpowiedziało na moje "cześć".
- Złe maniery - odezwała się przeciągle Milanee.
- Milcz - rzucił Leo ostrym, nieswoim głosem. - Albo powiedz Vaneshce, że nie może ze mną jechać.
- No to ty też nie jedź - wzruszyła ramionami. - Zawsze mówiłeś, że nie wierzysz w te bzdury o zobowiązaniu lojalności. A wiem, że jechać nie chcesz.
- Dokąd jechać? - zainteresował się Egil.
Piegowata twarz Leo była w tej chwili pozbawiona wyrazu.
- Przeszłość się o mnie upomina - powiedział cicho. Vaneshka potraktowała te słowa jak przyzwolenie i wręczyła mi depeszę.
Drogi kuzynie, ufam, że miewasz się dobrze i nic nie stanie Ci na przeszkodzie by pojawić się na inicjacji. W przeciwnym razie byłoby nam obu niezwykle przykro. Osoba towarzysząca mile widziana.
Pozdrawiam - ja (i starszyzna)

- Na czym polega ta inicjacja? - spytałam rzeczowo.
- W Saedd Ménn jest takie prawo... czy raczej obowiązek - elf zaczął mówić drżącym głosem, jakby próbując powstrzymać lęk. - Każdy elf, który zostanie oficjalnie uznany za dorosłego, jest poddawany czemuś w rodzaju testu... Odkrywającego, do czego dany delikwent jest przeznaczony. Wydobywającego na światło dzienne jego największy talent.
- To chyba nie jest takie złe? - zmarszczył nos Egil. Leo posłał mu sardoniczny uśmiech, który tak mu nie pasował... A może jednak?
- Mój ród postanowił, że będę czarodziejem - wycedził. - Od dawna brakuje nam magów... Tyle że ja nie mam w sobie ani kropli potencjału. Podczas inicjacji będą mi go chcieli sztucznie zaszczepić.
- Co?! - Milanee dopiero teraz okazała zaskoczenie, a nawet przestrach. - Przecież to jest szalenie niebezpieczne, zakazane! Może doprowadzić do zmian w osobowości! - umilkła i zadumała się. - Chociaż w twoim przypadku to mógłby być pomysł...
- Zakazane? Powiedz to jemu - Leo zignorował jej ostatnią uwagę i machnął ręką w kierunku depeszy. - Od kiedy mój ojciec nie żyje, większość rodu pozostaje pod jego urokiem... Wystarczy, że się trochę pouśmiecha, a nawet starszyzna mu przytakuje. Oprócz ciotki Eévali, oczywiście, ale ona jest jedna...
- Czemu po prostu nie puścisz tej wiadomości w niepamięć? - zwróciłam się do niego. - Vaneshka mówiła, że kłopoty nie przywędrują za tobą do Marzenia.
Wyżej wymieniona tylko westchnęła i spuściła wzrok, patrząc na swoje drzewko.
- Ten sukinsyn zawsze straszy zbuntowanych zobowiązaniem lojalności, które jakoby na nas nałożył - mruknął Leo. - Nie dałem się zastraszyć, ale któregoś dnia zobaczyłem jak wynoszą moją siostrę z jej komnaty... Nie ruszała się, a na jej twarzy widniał śmiertelny lęk. Wcześniej planowała uciec z rodowej siedziby i namawiała mnie do tego...
- Zaczynam się cieszyć, że u Seltonów się tego nie praktykuje - burknęła Milanee. - Tylko zwykłe próby polegające na wysyłaniu w pojedynkę na oddziały golemów... Phi!
- Uważaj żebyś nie wykrakała - skrzywił się elf. - On zawsze może się zabrać również do was.
- Nie jest wszechmocny, do wszystkich diabłów! Dlaczego niby miałby przekabacić moją rodzinę? Z jakiej racji?!
- Jakbyś była spostrzegawcza, zauważyłabyś, w jaki sposób twoja matka na niego patrzy...
- Może to nie moja sprawa - rzekł ostrożnie Egil. - Ale to chyba nie czas żeby się kłócić?
- Nie - Leo podniósł się z westchnieniem. - Chyba się w końcu wybiorę do Saedd Ménn i spróbuję się wymigać.
- Zatem pozwól mi z tobą pójść! - zawołała błagalnie Vaneshka. - Już raz ci pomogłam, mogę jeszcze raz!
- Nie zamierzam cię narażać! - warknął. - Zdajesz sobie na pewno sprawę, że zostaniesz rozpoznana!
Jeszcze raz przebiegłam wzrokiem po depeszy trzymanej w ręce. Gdzie już widziałam tę papeterię z bluszczem?
- Ja mogę ci towarzyszyć, chcesz? - odezwało się coś we mnie i obawiam się, że na głos. Pewnego dnia będę w końcu wymyślać na czym światy stoją na te impulsy, które mną powodują. Ale coś mi kazało myśleć, że to jest ważne... Jakaś stara opowieść, z którą mnie połączył los?
- A to będzie naprawdę wielka różnica - skomentowała moją propozycję Mil z nieukrywaną irytacją. A Leo, chyba tylko jej na przekór, odpowiedział:
- Nie wiem, czy ciebie mógłbym powstrzymać... Tylko że zaraz pewnie Vaneshka wyskoczy z troskliwymi uwagami - dodał ciszej, już tylko dla mnie.
Jakby zgadł, pieśniarka podeszła do mnie, chwytając mnie za ręce.
- Leo jest już dla mnie jak członek rodziny - szepnęła. - W końcu nigdy nie miałam takiej prawdziwej... Niepokój mnie ogarnia, niedobre przeczucie.
- To po prostu taka prawdziwie rodzinna opiekuńczość - pocieszyłam ją.
- Może i tak - uśmiechnęła się lekko. - Ale byłabym spokojniejsza, gdybym nie musiała siedzieć tu bezczynnie.
- Nie musisz - odwzajemniłam uśmiech. - Kiedy już wrócimy z Saedd Ménn, Leo powinien mieć chyba wyprawione jakieś urodzinki - zerknęłam kątem oka na elfa. - Ileż to masz latek, że dopiero stajesz się pełnoletni?
- Na ludzkie pewnie ze sto czterdzieści - wtrąciła zgryźliwie Milanee.
- Dżentelmena się o wiek nie pyta - odparował Leo i przez chwilę znów był taki jak zawsze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz