11 XII

- Wiesz może coś o Wietrznym Mieście Lira? – zapytałam wczoraj Lilly, po tym jak bezczelnie urządziliśmy sobie postój w siedzibie Zachodniego Kręgu. Druidzi przyjęli nas bardzo gościnnie – albo nie poznali, albo zadziałał urok osobisty Djellii i Ellila. A może po prostu zaciekawiły ich gadające konie?
- Nic a nic – moja przyjaciółka pokręciła smętnie głową, po chwili jednak się ożywiła. – Ale mogę ci sprzedać legendę o zamku Nadzieja, chcesz?
- Może być, tylko wymień cenę.
- Jeszcze coś wymyślę – obiecała i uśmiechnęła się tajemniczo. – Otóż zamek Nadzieja pojawił się pewnego czerwcowego dnia na polach Attlanu. Wkrótce miała się rozpocząć bitwa, więc po obu stronach stały takie wielkie wojskowe namioty, a w nich ludzie i arminowie kończyli się dozbrajać.
Słuchałam z uwagą, bo wspomniane przez Lilly wydarzenie przeszło do historii srebrnych światów jako jedna z największych bitew, która się nie odbyła. O zamku zjawiającym się znienacka historia jednak milczała.
- Jedni i drudzy wysłali swoich posłów, żeby się wywiedzieli, co to za dziwo – ciągnęła moja przyjaciółka. – Ci podeszli ostrożnie, a tu z zamku wychodzi wielka czarodziejka i pyta: „Czy możey tu zostać?” Na co posłowie, że nie, bo ta równina to granica między Essit a terytorium arminów, a poza tym zaraz ma się rozpocząć walka.
Uśmiechnęłam się szeroko, bo takie wersje historii lubię najbardziej. Lilly odwzajemniła uśmiech i zapowiedziała, że teraz będzie najlepsze.
- Bo tak: czarodziejka bluzgnęła falą przekleństw i zaczęła wygadywać, że jak to w takich warunkach może być zamek Nadzieja, a nie Rezygnacja czy tam Rozpacz – wyszczerzyła zęby. – Ale po chwili się uspokoiła i oznajmiła, że w takim razie trzeba szukać dalej. Weszła z powrotem do zamku, który zniknął równie nagle, jak się pojawił.
- I co? – spytałam, chichocząc już w najlepsze. – Obie strony, natchnione przez powiew nadziei, postanowiły zawrzeć pokój?
- Właśnie! – kiwnęła głową moja przyjaciółka. – A najciekawsze, że zamek ponoć nadal krąży po światach i szuka dla siebie miejsca. I kiedy już je znajdzie, zmieni je na zawsze.
- W to nie wątpię, jesli inni jego mieszkańcy są tacy jak ta czarodziejka.
- A swoją drogą, dziwne, że dotąd nie opowiedziałam ci tej legendy. O zamku Nadzieja opowiada się przynajmniej w kilku światach Srebrnej Domeny – mruknęła Lilly. – A wracając do twojego pytania, o co chodzi z tą Lirą? Dałabym głowę, że miasto wiatrów będzie się nazywać jakoś bardziej… Dęto.
- Chcę pomóc Ellilowi i Djelli je odnaleźć – wyjaśniłam. – Głównie dlatego, że sama nic o nim nie wiem.
- A co zrobisz, jak już odnajdziecie?
- Dopiero teraz o to pytasz? – roześmiałam się. – Przyznam, że nie miałabym nic przeciwko odwiedzeniu Szarych Światów.
Lilly poderwała się z tak głośnym okrzykiem, że aż zakłóciła wieczorne obrzędy. Djellia, której pozwolono w nich uczestniczyć, powiadomiła nas potem, że druidzi przerwali na chwilę swoje modły i też się poderwali w popłochu. Za to śpiący przy nas Tenari nie zareagował w żaden sposób.
- Czyś ty oszalała?! Od kiedy się znamy, nie miałaś tak durnego pomysłu, nie licząc może poprzedniej wizyty tutaj!
- Od poprzedniej wizyty zaczęło się ratowanie świata.
- Bo i było go przed czym ratować – prychnęła. – Nigdy wcześniej nie wspominałaś nawet o takiej chorej możliwości!
- Nigdy wcześniej nie było czegoś takiego jak Szare Światy – odbiłam piłeczkę, nie zastanawiając się nad tym, co mówię.
Na te słowa Lilly zrobiła minę jakby połknęła żabę.
- Mad, gdzie ty główkę zostawiłaś? – odezwała się powoli. – Między Srebrną Domeną a tą z a w s z e istniały Szare Światy. Podczas zmieniania domeny z a w s z e istniało ryzyko, że pochłoną podróżnika.
- Odwiedzałam cię w Alkhai Golt częściej niż sama pamiętam – westchnęłam – a jakoś nigdy nie było mowy o żadnym ryzyku. A kiedy przenosiłam twoją gromadę w góry Fe’Xil? Czy twoja babcia wysunęłaby w ogóle taką propozycję?
No i klops. Obawiam się, że zabiłam biedaczce ćwieka, przez co do dziś się męczy ze zrozumieniem tego fenomenu.

Właściwie powinnam chyba zacząć od „wbrew pozorom żyję” zamiast od dialogu ni z gruszki, ni z pietruszki… A najlepiej po prostu napisać coś wcześniej, ale miałam za dobrą zabawę, żeby się nad tym zastanawiać. Wiadomo, że najmilej spędzony czas najtrudniej opisać, prawda? Nie spodziewałam się, że spotkam Lilly jeszcze w Solen, tymczasem jej odpowiedź na moją wiadomość przyszła już po kwadransie, prosto z pewnego nadmorskiego miasteczka, o które zahaczyłyśmy… Cztery lata temu, podczas tamtej niezapomnianej podróży? Już cztery? Kiedy to minęło? Odpowiedź w każdym razie brzmiała: A ja czekam i czekam, i czekam… No i się doczekała. W rezultacie wszyscy razem wyruszyliśmy w kierunku doliny Naith, dokładnie tą samą trasą, co przez czterema laty. Tylko oczywiście w drugą stronę.
Tak, właśnie to jest przyczyna wspomnnianej dobrej zabawy. Prawie co przystanek, to wspomnienia, a każde wspomnienie Lilly komentuje z werwą i profesjonalizmem pilota wycieczki. Zdaje się, że zachowywałam się podobnie, kiedy pokazywałam jej DeNaNi, tyle że dużo szybciej zachrypłam. Ellil i Djellia słuchają jej wywodów tyleż z zaciekawieniem, co chyba bez zrozumienia… Chociaż był przynajmniej jeden moment, w którym się wczuli. To było w Creyone, w nieśmiertelnych ruinach, gdzie zaszczyciłyśmy kiedyś swoją obecnością pewien straszny konkurs śpiewu. Tym razem stały zupełnie puste, więc Lilly wyszła na środek i zaśpiewała jakiś musicalowy kawałek, wygłupiając się przy tym bez umiaru. Djellia szybko poszła w jej ślady, potem zachęcony Ellil – który, swoją drogą, wygrałby pewnie tamten konkurs ex aequo z Ketrisem, taki ma talent – i wreszcie ja. Na szczęście nie mieliśmy tym razem wzmacniacza głosu w koniczynce, bo może całe miasto poderwałoby się w popłochu. Jedyną publicznością był Tenari i trzy konie, z czego tylko ten pierwszy bił brawo z entuzjazmem. Nie żeby konie mogły bić brawo, ale…
No, teraz jesteśmy już blisko gór Fe’Xil, ale nie wiem, kiedy pożegnamy się z lasem Zachodniego Kręgu. Zdaje się, że Djellia właśnie wyjawiła druidom, iż liznęła trochę magii natury, więc albo nas stąd prędko nie wypuszczą, albo sama będzie się ociągać, wisząc im na rękawach i prosząc o bardziej zaawansowane nauki…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz