[międzyczas]

Ogniska płonęły, rozświetlając ciemność nocy. Śmiech mieszał się z pogańską modlitwą, śpiew z miłosnymi westchnieniami.
Mężczyzna w masce zasłaniającej połowę twarzy zamierzał już opuścić polanę, ignorując tych wszystkich zamaskowanych ludzi dokoła, łączących się w zapamiętałym tańcu. Aż w pewnej chwili stanęła przed nim kobieta w śnieżnobiałej sukni, z woalką na twarzy, i pochwyciła jego dłonie.
– Chodź ze mną – szepnęła. – Kochaj mnie, a nie zaznasz już w życiu trosk.
– Nie mogę – powiedział nieobecnym głosem. – Nie mam czasu. Świat jest w niebezpieczeństwie.
– Czy wiesz, komu odmawiasz?! – syknęła. – W tę noc mamy władzę. Twój los zależy ode mnie.
Ale on tylko pokręcił głową i wyminął oburzoną kobietę, nie zastanawiając się wcale nad tym, jak zaciekła będzie jej zemsta…


Na dziedzińcu rosło kiedyś drzewo, które kwitło wielobarwnymi kwiatami i rodziło owoce zaspokajające głód na cały dzień. Teraz jednak z ziemi sterczał tylko spalony kikut.
Dwoje elfów o fioletowych oczach zbliżyło się z lękiem i rozpaczą. Dziewczyna spuściła wzrok, ale już po chwili wzięła się w garść i w pocieszającym geście położyła rękę na ramieniu brata.
To ona teraz musiała być silna.

Sędziwy mag zmarł. Co prawda jego uczennica nie mogła się z tym pogodzić, zawiedziona, że nie zdążył jej oświecić w tak wielu sprawach, ale zamierzała przynamniej strzec spokoju jego duszy.
A w każdym razie tej części, którą właśnie zabierała ze sobą, by ukryć ją w miejscu, którego nie znał nikt inny.
Nie zastanawiała się, co może się stać z pozostałymi sześcioma. Dopiero dużo, dużo później miało ją przygnieść poczucie winy, ale przecież nie mogła tego przewidzieć.

Młoda kobieta o jasnych włosach z fioletowymi końcówkami półleżała na ziemi, podtrzymywana przez dwie inne, wyglądające na całkowite swoje przeciwieństwa. Z wahaniem położyła dłoń na czole pochylonego nad nią przyjaciela, nawet nie próbującego ukryć troski w spojrzeniu. Z wahaniem, bo przecież go nie wybrała, lecz sam się wybrał do tej roli.
– Na wszystkich bogów tego świata – mruknął ze zniecierpliwieniem stojący w pewnym oddaleniu chłopak. – Przejdźcież do rzeczy i ruszajmy dalej, z a n i m to wszystko zdąży się przekręcić!

Tłum rozstępował się, chłonąc wzrokiem złotowłosego młodzieńca w jasnej zbroi, kroczącego ku tronowi. Chód miał pewny, ale na jego obliczu malowała się nieśmiałość połączona z nabożnym szacunkiem.
– Oczywiście wszystkim wiadomo, kto jest jego ojcem – szepnęła jedna z dworek, bo kobiety, jak wiadomo, spędzają czas głównie na plotkach. – Ale czy zrodziła go ta nieznana pani z Eskalotu? Czy może jednak nasza królowa, kiedy bawiła tak długo na Małych Wyspach?
– Może jeszcze ktoś inny – zaczęły chichotać inne. – Wszak ów Rycerz przyciągał panny i mężatki jak płomień przyciąga ćmy.
– Jesteście wszystkie takie same – prychnęła kolejna. – Ja bym raczej zwróciła uwagę na syna Ciemnej Pani, o tam.
Rzeczywiście, cały blask bijący od młodzieńca zupełnie przyćmiewał drugiego, idącego za nim krok w krok. Ten drugi był niższy i odziany w prostą czarną szatę, a na szyi miał zawieszony symbol księżyca. W ręku trzymał laskę, a głowę miał spuszczoną, by ukryć cień uśmiechu.
– Dlaczego Ciemna Pani wprowadziła go na dwór – zastanawiały się dworki, podobnie jak zastanawiała się większość królewskich rycerzy. – Czy kiedy król mianuje swojego następcę, ów Chłopiec-Cień zostanie jego doradcą? Czy może jego fatum?
A w oddali, na balkonie, stały trzy wytworne damy i patrzyły na obu młodzieńców nieodgadnionym wzrokiem…

Powoli cały świat pogrążał się w płomieniach, a Bestia o rudej sierści pędziła niestrudzenie na czterech łapach, obiegając go dokoła raz, drugi, trzeci… I nie wiadomo już było, czy ogień za nią podąża, czy raczej ją wyprzedza.
Zresztą, czy dla mieszkańców tego świata było to istotne? I tak nie miał tam pozostać nikt żywy. Ogień, tylko ogień zdolny był oczyścić ów świat, aby mógł się on narodzić na nowo.

Czekać chcą
Aż ktoś się połakomi na nie
Przerwie nić
Obudzi bogów, cisną gromy
Zawrze gniew
Gdy po ofiarę zejdą z nieba
Z góry patrz
Jak świat się wali
I leć…

Rozbłysły miliony świec, a ich płomienie wzleciały pod niebo i zamieniły się w gwiazdy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz