14 XII

- Szare Światy to mit – powiedziała z przekonaniem Ka’Shet. – Taki sam mit jak zamek Nadzieja czy tajemnica Tysiąca Szmaragdów.
Krążyła po kryształowej komnacie, władcza dama o srebrnych włosach, bez patrzenia omijając stojące tu i ówdzie skrzynie ze skarbami. Lilly i ja usiadłyśmy na jednej z nich, choć próbowała kłapać wiekiem. Połowę komnaty zajmowała Kess’Sah, rozłożywszy wygodnie skrzydła. Miejsca było niewiele, ale nie zdecydowała się zmienić postaci – można by wysnuć daleko idące wnioski, ale jakoś trudno mi myśleć, że matka Lilly może być tak dziecinną istotą.
- Co to w takim razie jest? – ruchem głowy wskazała na trzymane przeze mnie pudełeczko. – Miniatura tej shael’leth wyraźnie dowodzi, że istnieją. To, że nigdy do nich nie trafiliśmy, to tylko szczęśliwe zrządzenie losu.
No dobrze, spierają się, wszystkie równie skonfundowane zmianami w rzeczywistości, ale czy ta smoczyca nie mogłaby przestać odnosić się do mnie z wrogością? Całe szczęście, że nie powiedziałam im o tym miłym stadku shael’lethów, które spotkałam podczas moich podróży. Chociaż ciekawe, która pierwsza przypomniałaby, że srebrne smoki Chaosu wyginęły dawno temu. Wtedy druga musiałaby się z nią pokłócić…
- Wszyscy wiemy, że istnieją – obruszyła się Ka’Shet. – Rzecz w tym, że nikt nie wie, jakie są naprawdę. Wszystko, co o nich powiedziano do tej pory, to tylko domysły. Albo opowieści trubadurów ze skłonnością do dramatyzmu. Nikt stamtąd nie wrócił, bo jeszcze nigdy nikt tam nie trafił.
- Przecież nie przyszłyśmy tu po to, by dyskutować o Szarych Światach! – Kess’Sah zaczynała tracić cierpliwość. – Miałyśmy porozmawiać o tym, czy pozwolić mojej córce na wędrówkę poza ten świat!
- Bez konsultacji ze mną – przypomniała zimno przewodniczka gromady – pozwoliłaś swojej młodszej córce na wędrówkę z trupą T'Torena po tym szalonym świecie. Tymczasem Mezz’Lil jest już dorosła, a Miya jeszcze nigdy nie zawiodła mojego zaufania.
- Przyznała, że jestem dorosła – szepnęła do mnie Lilly. – Sytuacja jest naprawdę poważna…
Nie mogłam się z tym nie zgodzić. Ka’Shet była surowa, ale z pewnością nie nadopiekuńcza, za to Kess’Sah ciągle próbowała nadrobić lata, które spędziła jako Śpiąca Strażniczka. W każdym razie w stosunku do starszej córki… Chciałam zapytać, czym, u licha, jest ta trupa T'Torena, ale Lilly uciszyła mnie jednym syknięciem, kiedy tylko otworzyłam usta. Nie wiem, do kogo jest bardziej podobna – do matki czy do babki…

- Sama wiesz, co mogłybyśmy teraz zrobić – westchnęłam, gdy już siedziałyśmy spokojnie w panieńskim pokoiku, tak przytulnym, jak to tylko możliwe w przypadku górskiej jaskini. – Wybrać się do Pai Pai, a potem na Andromedę, do San. W głowie mi się nie mieści, że do tej pory tam nie byłaś.
- Sama wiesz, jak mam teraz w domu – odparowała Lilly. – Poza tym nie marudź teraz. Obiecałaś coś tej dwójce wariatów, nie?
- Nie ma sensu szukać tego miasta na siłę – pokręciłam głową. – Jeśli nadejdzie stosowna pora, samo się znajdzie. Ja nie jestem im potrzebna do szukania.
- Czy ja wiem? Myślę, że…
Niestety, nie dowiedziałam się, co w tej chwili myślała Lilly, bowiem do pokoju wpadli Djellia i Tenari. Oboje roztrzęsieni, choć demoniątko wyglądało raczej jak po obejrzeniu dobrego thrillera (nie, żebym karmiła dziecko dreszczowcami), podczas gdy Djellia robiła wrażenie grzesznicy, którą dopadło sumienie.
- No, co jest? – zapytałam konkretnie, biorąc małego na ręce.
- Pozwoliłam mu… Zajrzeć do mojej głowy – załkała Djellia. – Nie wiedziałam… Nie sądziłam…
Westchnęła ciężko, a potem usiadła na podłodze i schowała twarz w dłoniach. Nie płakała – jak ją znam, chyba nie potrafiła płakać – ale wyraźnie ciężko jej było na duszy. Dlatego, że mi dziecko rozemocjonowała, czy po prostu wypłynęło jej na wierzch świadomości coś, o czym nie chciała pamiętać?
- Co zobaczyłeś, Ten-chan? – szepnęłam do demoniątka, podczas gdy Lilly podeszła do Djellii i objęła ją uspokajająco.
- Strach. Ciemność – napłynęły do mnie do mnie pełne przejęcia myśli. – To tam byłaś? Czy to tak wygląda?
Przez chwilę widziałam jego wizje, postrzępione i szczątkowe, ale potrafiłam je rozpoznać.
- Pokażę ci m o j ą Ciemność, chcesz? – uścisnęłam go mocno. – Zobaczysz, jak powinna wyglądać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz