26 IV

Przyznaję, że nie spodziewałam się takich ceremonii i ceregieli w mocno podniszczonym pałacu na spalonej ziemi, gdzie wszyscy trwali w pełnej gotowości. Ale cóż, mimo wszystko to jednak pałac. I podjęto nas z honorami... Już o mało nie napisałam z rozpędu "należnymi", ale niby z jakiej racji?
- Nie śmiem proponować, byście czuli się jak u siebie w domu - powiedział nam Diarmaid III z Dynastii Gemedes, gdy jego nadworna arcymagini sprowadziła nas do pałacu. - Rozgośćcie się jednak na tyle, na ile to możliwe.
- Wasza królewska mość, nalegam na ostrożność! - szeptał mu scenicznie niewysoki mężczyzna w kapłańskiej szacie z symbolem płomienia na każdym rękawie. Jego sztywne włosy, zaczesane do tyłu, wyglądały jak czarne pióra, ale z twarzy przypominał raczej rybę. - Tej kobiety przeznaczenie nie uwzględniło, poza tym przyjrzyj się znakowi na jej obliczu. Bez wątpienia jest podstawiona przez srebrnych...
- Nie wyrzucę nikogo z moich włości, nawet gdyby przybył od Caranilli - głos naszego wybawcy nie niósł ze sobą gniewu, a jedynie spokój, ale sprawił, że kapłan natychmiast zamilkł, a jasnowłosa czarodziejka uśmiechnęła się z satysfakcją.
Nie miał korony ani nawet tronu, ale zrobił na mnie wrażenie króla w każdym calu. Władcy, który budzi uwielbienie poddanych i szacunek wrogów, nawet się zbytnio nie wysilając. Gdyby tylko nie miał takich smutnych oczu... Niestety wojna robi swoje, zostawiając po sobie spustoszenie - takie piękne miasto tu... kiedyś było - i troskę. Nie wiem jeszcze przeciw komu jest prowadzona i co mają z tym wspólnego tamci srebrni, podobnie jak nie rozumiem, o co chodzi z tym przeznaczeniem.
Może czarodziejka Muirenn, która podjęła się roli naszej przewodniczki, oświeci mnie w tej materii? Na razie dostałam w miarę porządną komnatę tylko dla siebie i swojego pamiętnika, i zastanawiam się, gdzie podział się Kylph i co planuje zbroić. Wiem przynajmniej, że Shyam i Tarquin okupują bibliotekę, a raczej komnatę, do której przeniesiono ocalałe książki, gdy z głównej biblioteki zostały gruzy.
Nie ma tu wielu ludzi... To znaczy, są żołnierze, ale ich obecność jest ledwo zauważalna - zwykle stoją na baczność jak posągi i czekają nie wiadomo na co. Są też niedobitki służby, przemykające po pałacu cicho niczym koty. Jest Muirenn i Oswin, sceptyczny kapłan boga sprawiedliwości. A, no i jest jeszcze jeden gość, podobno cudzoziemiec, który przybył z propozycją wsparcia w zmaganiach z wrogiem. Na razie go nie spotkałam, zdaje się, że rozmawia wyłącznie z królem.
Niby moglibyśmy wrócić do J zanim podniesie raban, że ukradłam jej Shyama, ale za bardzo jestem ciekawa, czego od nas chcą w tym nieznanym świecie pod fioletowym niebem. Dziwne, ale mam wrażenie, że gdybym należała do tej rzeczywistości, naprawdę czułabym się tu jak u siebie. Jakbym wróciła do upragnionego domu.
Żeby tak jeszcze nie kłuło mnie wewnątrz na myśl, że... Że mogłam zwrócić te wypożyczone książki p r z e d wyprawą do podziemi!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz