20 IV

Czuję się nie bardzo na swoim (na bardzo nieswoim?) terenie i nie wiem, od czego zacząć, żeby był w tym jakiś sens. Raczej odrzucę wysiłki by brzmieć literacko i poinformuję, że z samego rana przyjechał taki niewysoki chłopaczek o wyglądzie wzorcowego geniusza komputerowego, zapakował całą naszą czwórkę do starego samochodziku, w którym czuliśmy się jak sardynki w puszce, a potem zabrał na ekscytującą przejażdżkę. Samochód co chwilę parskał, prychał i podskakiwał, i było ekscytująco, słowo daję. Później były zawroty głowy, jakiś szary, odrapany budynek i zejście do sutereny, na której drzwiach wymalowano napis: Kawiarenka internetowa. Tyle, że zasłaniała go wyrwana z zeszytu kartka, głosząca: 7ajna 8aza 0peracyjna. W rzeczy samej, tajna.
- Ta epoka, nie dość, że zbyt wybłyszczona, jest też niepoważna - skomentował Shyam, kiedy zobaczył nasze miny. - Oni traktują ratowanie świata jak zabawę. Ich mózgi tkwią po uszy w tej całej "wirtualnej rzeczywistości" - burknął, nie rozumiejąc, dlaczego nasz przewodnik nagle zaniósł się śmiechem.
- Przestałbyś wreszcie zrzędzić jak stara baba - uciszyła go dziewczyna o rudych lokach, odwróciwszy się od ekranu jednego z wielu komputerów. - Może jak już nasza misja się powiedzie, skończymy z elektrycznością i wrócimy na drzewa, ale dopiero wtedy.
Nie mogłam powstrzymać chichotu, rozglądając się w międzyczasie po pomieszczeniu i dochodząc do wniosku, że Ellil i Taranis rzeczywiście mieliby tu sporo do roboty. Natomiast gdyby nie jasność bijąca od monitorów (oraz zwieszająca się z sufitu smętna żarówka na kabelku), panowałby nieprzebrany mrok i wtedy Shyam by pewnie nie marudził. W kącie złożone były dziwne urządzenia, przypominające butle tlenowe z rurami, a może lufami. I chyba złożone z losowych części ze złomowiska, za to przez kogoś, kto dobrze wiedział, co chce z nich złożyć. Tak mi się przynajmniej wydawało.
Nie trzeba było wiele czasu, by zebrało się wokół nas stadko młodych speców od technologii z jakimiś świecącymi... Licznikami? Chodzili z nimi dokoła nas, marszczyli brwi, coś porównywali.
- A mówiłeś, że dostaniemy ciekawy materiał - jeden z nich przyciągnął tu Shyama za rękaw. - Tymczasem wszyscy emanują zupełnie tak samo jak ty.
- Wypraszam sobie! - zirytowała się Aislinn. - JA emanuję tak samo jak ON?!
- Czyżby te osłony od J aż tak zagłuszały naszą własną moc? - zaczęłam myśleć na głos.
- Ale przecież jej nie niwelują - zauważył Kylph, oganiając się od dwóch dziewcząt, ciągnących go za uszy. - Czy nadal będę tak samo emanować, jeśli zrobię tak?
Skoncentrował się, wskutek czego jeden ze stolików zrobił kilka kroków w przód, a użytkownik stojącego na nim komputera miotał się wkoło w popłochu.
- Tak - odpowiedziały zgodnie dziewczęta, patrząc na swoje liczniki.
- Co oznacza, że to dziecko dysponuje niezwykłą potęgą - stwierdził zamyślony Tarquin. - Kim właściwie jest? C z y m jest?
- Właściwie... Sama nie jestem pewna - bąknęłam z udaną skruchą, na co zmierzył mnie ironicznym spojrzeniem.
- Zaraz, zaraz! - w tej samej chwili dopadł mnie zaniepokojony Shyam. - Co to znaczy, osłony od J?! Masz na myśli, że wszyscy takie mamy?!
- Jeśli sam nie wiesz, co cię chroni, powinieneś spytać samej J - podsunęłam, bo nie sądziłam, że będzie miał ochotę rozmawiać o tym z Xaiem. - Oczywiście, jak tylko wróci.
- To znaczy, że co, mamy jednak sprawdzać ludzi, którzy tak emanują? - zwróciła się do demona rudowłosa przy komputerze.
- Odbieraliśmy takie sygnały przez jakiś czas - wyjaśnił nam rozczochrany chudzielec. - Później ucichły, tak jak i wszystko inne... Aż do niedawna. Zresztą przyzwyczailiśmy się, że ta obca moc jest zupełnie inna i to jej mamy pilnować...
- To pewnie Xai wypuszczał przynęty w świat - skomentowałam. - I wypłoszył nimi przeciwnika.
- Myśli, że jego pomysły są najlepsze - Shyam skinął głową z rozdrażnieniem. - Wciągnął do akcji siły specjalne i wydaje mu się, że nikt tego nie zauważa. Ale dlaczego nie, możecie sprawdzać...
- Biblioteka - przypomniał sobie Kylph.
- Racja! - dołączyłam. - Sprawdźcie bibliotekę! Tam jest magii w bród i kto wie, kiedy coś się tam przyczai.
- Nie pozwalam! - zaprotestował niespodziewanie demon. - Żadnego buszowania po m o i m sanktuarium!!
- Po czym? - chyba cała jego grupa obdarzyła go tym samym spojrzeniem. Litościwie nie sprecyzuję jakim.
- Gdzieś ty znalazł takie towarzystwo? - zapytała współczująco Aislinn.
- Sama mnie w nie wpakowałaś - burknął. Szkoda tylko, że nie chciał wyjawić szczegółów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz