8 VII

Oczywiście, że pomysł zakwaterowania znalezionego chłopaka w gospodzie spotkał się z pewnym oporem ze strony Xianling - a już na pewno nie zapomnę jaki podniosła krzyk, gdy po wyplątaniu go z peleryny zobaczyła luźno zwisający lewy rękaw. Uspokoiłam ją, uświadamiając, że przecież żadna krew się nie leje i tej ręki najwyraźniej nie ma na miejscu już od dawna. W końcu ułożyłyśmy go na posłaniu w pokoju Geddwyna i zaczęłyśmy się zastanawiać, co dalej. Xianling chciała pójść po medyka, ale na zewnątrz robiło się coraz bardziej niebezpiecznie, więc prędko zrezygnowała, zresztą z moim znaleziskiem nie działo się nic strasznego. Wyglądał jakby zwyczajnie spał, ale nie dał się obudzić. Strój miał postrzępiony, a granatowe włosy w nieładzie... Wdał się w jakąś awanturę? To też było trudno stwierdzić.
Już bym zaczęła rozmyślać nad szczęściem do pięknych młodzieńców, jakie zaczęłam ostatnio mieć, ale ten z całą pewnością zbyt piękny nie był. Bardzo chudy, z nieprzyjemnym grymasem na twarzy - ciekawa byłam czy to taki wykrój ust, czy też chłopak jest wiecznie tak skwaszony, aż nawet przez sen też.
Przespał tak całą noc, a dzisiaj zbudził się gwałtownie. Na szczęście to ja akurat przy nim siedziałam, nie Xianling.
- Co to za miejsce?! - warknął na dzień dobry. Ton głosu miał tak samo miły jak wyraz twarzy.
- Gospoda - odpowiedziałam, na wszelki wypadek siadając trochę dalej.
- Dobrze - skinął głową. - Żądam, aby mi przyniesiono półmisek jabłek z ogrodów trockich i rybę breimaett na ostro.
- Zwolnij trochę - pohamowałam go. - Tu jest Ko-Youan, więc po pierwsze, się nie żąda, tylko uprzejmie prosi, a po drugie, takich specjałów raczej nie podają.
- To co oni tu mają?! Co tu wiedzą?! - zdenerwował się jeszcze bardziej. - Po co ja tym sobie zawracałem głowę?! Teraz muszę stąd wyjść, znaleźć ich i się odegrać!
- Nie sądzę, żebyś zaraz miał wyjść - mruknęłam, mając dziwne uczucie deja vu. - Nie byłeś w najlepszym stanie, kiedy cię znalazłam, mimo wszystko.
- Oczywiście, że nie byłem! A to dlatego, że ten szczur z dworu Igeasa, ten przeklętnik, zaatakował mnie kiedy nie byłem w pełni sił po walce z tamtą poprzednią!
Nie miałam zielonego pojęcia, co on bredzi, ale też nie żywiłam ochoty by zapytać.
- Ale nic straconego - uśmiechnął się nagle z triumfem, wyciągając rękę. - Mogę się teraz pożywić twoją...
Ledwo zdążyłam odnotować jak chwycił mnie za gardło, bo od razu go odrzuciło i padł z powrotem na poduszkę, ponownie tracąc przytomność. Jakoś mu nie współczułam.
Zapomniałabym, spodziewany nawrót burzy jednak nie nastąpił. Skończyło się na kilku grzmotach i błyskawicach, a potem niespodziewanie wszystko ucichło.

- Przyszłam, bo przestałam czuć się tam potrzebna - wyjaśniła Zhei-Zhei, gdy już dostała swoją czarkę herbaty. - I przy okazji mam przekazać, że twój przyjaciel jeszcze dzisiaj nie opuści pałacu, nie masz więc się co trudzić z chodzeniem tam.
- Jak to miło z jego strony - powiedziałam głucho. - Znaczy, jeszcze cię nie narysował?
- Nie wspomniał o tym więcej - wzruszyła ramionami. - Przez cały dzień trzymał się za ręce z jego cesarską mością i wszędzie razem chodzili.
Z kuchni dobiegł nas stłumiony śmiech Xianling.
- Tak się grzebie z tym uzdrawianiem? - zdziwiłam się. - Może jednak powinnam pójść i go zabrać...
- Cesarz i tak tylko się obija całymi dniami, więc mu to nie przeszkadza - skrzywiła się Zhei-Zhei. - A dostojnicy na dworze już się przyzwyczaili, że miewa swoje dziwne kaprysy.
- A co, jeśli to dłużej potrwa? Nie pomyślą sobie, że jesteśmy nasłani żeby go zbałamucić? - zaniepokoiłam się. - Poza tym Geddwyn miał swoje sprawy do załatwienia w innych... Miejscach i to, że nagle zaczął się tak ociągać, wydaje mi się podejrzane.
Konkubina zamyśliła się na chwilę, po czym ściągnęła brwi w zdecydowaniu.
- Chciałabym cię prosić o danie im jeszcze jednego dnia - odezwała się. - Może kapitan Lang wpadnie wreszcie na jakiś ślad tego zamachowca. Tak bardzo chcemy pomóc Liu, w każdy możliwy sposób - nagle głos jej się załamał. - Gdybym była mężczyzną, mogłabym...
- Nie wygaduj takich rzeczy! - oburzyłam się. - Gdybyś była facetem, widziałabyś różne rzeczy w taki sposób jak oni je pojmują. A odmienny punkt widzenia czasem się bardzo przydaje.
Zhei-Zhei słuchała tego uważnie, coraz bardziej się rozjaśniając.
- Cieszę się, że tu przybyliście - powiedziała. - Gdy jutro przyjdziesz do pałacu, poopowiadam ci różne baśnie.
Pomyślałam, że lubię tę dziewczynę i chętnie skorzystam z jej zaproszenia. Przecież to Geddwynowi się teoretycznie spieszyło, a nie mnie. Zwłaszcza, że potrzebowałam jeszcze odpowiedzi na jedno małe pytanko - gdzie u licha jest Aeiran.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz