18 VII

Dziwnie jakoś jest. Był taki moment, kiedy poczułam, że muszę się na razie wyrwać z Ko-Youan i z tamtej opowieści, że pora, by przez jakiś czas potoczyła się własnym torem, bez mojego wglądu. Dzięki temu, kiedy do niej wrócę, będzie mogła okazać się nieprzewidywalna, odsłonić jakiś nowy wątek... A jednak teraz, kiedy już się stamtąd zabrałam, czuję się jakby nagle odcięto mi dopływ tlenu.
Co dziwniejsze, trudno mi się przyzwyczaić do nieobecności Geddwyna. Niby pofukiwałam, kiedy odwlekał własne sprawy dla wyprawy z nami, ale równocześnie zdążyłam przywyknąć do myśli, że ma w tym wszystkim jakąś swoją rolę. No dobrze, niewątpliwie ma, lecz widocznie jest to rola ściśle związana z Ko-Youan, a nie ogólnie z tą podróżą. Kiedy pojawiła się Świetlista Songlian, mogłam dać głowę - wręcz miałam nadzieję - że właśnie ona jest którymś z brakujących elementów układanki, a tymczasem była zadowolona, że może zabrać się z nami. Czasem jedzie na grzbiecie Nindë, a niekiedy leci obok, dorównując prędkością naszym koniom. Niewiele można z niej wyciągnąć - nie dziwi mnie, że nie jest rozgadaną ekstrawertyczką, ale mimo wszystko spodziewałam się czegoś innego. Chyba wciąż patrzę na nią przez pryzmat moich wcześniejszych odczuć, a to niekoniecznie właściwe. Nie wiem czy jest z nami, bo rzeczywiście należy do tego wszystkiego, czy też po prostu chciała sobie pobyć chłodną obserwatorką i zabrała się z nami przy okazji. Z drugiej zaś strony, chodzi mi po głowie jakieś miejsce czy idea miejsca, w którym ona powinna się znaleźć, do którego by pasowała. Nie wiem tylko co to za miejsce ani czy w ogóle istnieje. Może ziści się dopiero kiedy je wymyślę, chociaż tego akurat bym nie chciała.
Od kilku dni jedziemy bez zwracania uwagi na czas i przestrzeń. Jak w takich warunkach mamy znaleźć to rozwydrzone bóstewko z Pieśni, nie jestem pewna - przypuszczałam raczej, że będziemy pilnie obserwować i jechać po śladach zniszczeń.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz