25 VII

Chcąc nie chcąc, musieliśmy zahaczyć o dawną siedzibę organizacji. Czym ona teraz jest, nie mam tak naprawdę pojęcia, ale wygląda jakoś przystępniej niż wtedy, gdy odwiedziłam ją poprzednio - już w mniejszym stopniu przypomina koszary.
Aeiran przerzucił nas tam bez problemów, a Tomine wyszła nam na powitanie bez zaskoczenia. Towarzyszyła jej Noelle, która wyglądała na dość zmęczoną, choć nie miałam pojęcia, co też mogło ją tak wyczerpać, skoro nie jeździła z Kaede po pustyniach, a tylko siedziała w spokoju... No, może towarzystwo Enrith niekoniecznie równa się spokojowi? Rudowłosy chyba miał większe pojęcie, bo natychmiast rzucił do Hifryn: "Raport ty zdajesz", po czym podbiegł do swojej dziewczyny, odciągnął ją na bok i zaczął coś mówić zdenerwowanym głosem. Ona natomiast tylko kiwała głową z uspokajającym uśmiechem, a na koniec pogłaskała chłopaka po policzku. Tymczasem psioniczka próbowała wtopić się w tło i przemknąć niezauważenie do budynku, żeby choć trochę odwlec moment składania raportu.
- Coś mi mówi, że nie zostaniesz na długo, Jasnooka - westchnęła Tomine. - I znowu nie porozmawiamy jak jedna pani na Krawędzi z drugą... Kaede, nie denerwuj jej, za pozwoleniem - zwróciła się nagle do chłopaka, który spojrzał na nią ostro.
- JA mam jej nie denerwować?! - zbliżył się do nas szybkim krokiem. - A co niby TY wyprawiasz przez cały czas?! Po prostu chcesz z niej zrobić następnego królika doświadczalnego Hany!
- Wiesz, że nie - zaoponowała spokojnie. - Gdybyś czasem kierował się rozsądkiem, przyznałbyś mi rację już teraz. Ale jeśli nadejdzie moment, w którym będziesz się o nią martwił, a nie będzie was na miejscu...
- Nie nadejdzie!! - krzyknął. - Ani słowa więcej, wyjeżdżamy stąd natychmiast!
- Bez obaw - Noelle stanęła obok, ale nie wiadomo czy mówiła do Kaede, czy do Tomine. - I tak na pewno będziemy tu wpadać raz na jakiś czas.
- Albo i nie - mruknął chłopak, obejmując ją ramieniem w obronnym geście.

Opuściliśmy Pieśń szybko, bo Kaede poganiał nas coraz bardziej nerwowo. Pożegnałam się jeszcze z Aeiranem, który szepnął mi, że przyjedzie jak tylko problemy w sferze nadprzyrodzonej zostaną całkowicie zażegnane, po czym wsiedliśmy na konie i wjechaliśmy w Melodię. Nindë rzucała spojrzenia zblazowanego zawodowca w kierunku klaczy z zaplecionym ogonem, która radziła sobie jeszcze nieco niepewnie. Kaede zresztą też nie był zachwycony.
- Nigdy nie przywyknę do konnej jazdy - burczał. - Dlaczego tędy nie da się przejechać motorem?
- Bo to nie jest melodia pasująca do warkotu silnika - westchnęłam. - Miej pretensje do Ketrisa i Vaneshki.
- Żebyś wiedziała, że mam...
W końcu dotarliśmy na Rozdroże i nie bez ulgi stanęliśmy na twardym gruncie. Kaede poszedł odprowadzić konia do stajni, a ja spojrzałam w górę, na imitację nieba. Nic nie mówiłam, czekałam aż ktoś się zjawi. Podobnie Noelle. I rzeczywiście, nie minęło wiele czasu, a otworzyły się drzwi i z domu wybiegła uradowana Andrea.
- Dobrze, że jesteście! - wykrzyknęła. - Blue się gdzieś szwenda, a Vanny zabrała dzieciaki i też zniknęła nam z oczu... Sami niedawno wróciliśmy z podróży poślubnej. Trwała zdecydowanie...
- Za długo? - dokończyłam, mrugając do niej.
- A skąd, za krótko! - obruszyła się. - Ale Rick powinien pełnić obowiązki Pana Rozdroża, więc z żalem, ale powiedziałam mu, że koniec tego obijania i... Noelle, co ci jest? - przestraszyła się, spoglądając na pobladłą nagle szwagierkę.
- Myślę - oznajmiła ta ze słabym uśmiechem - że zaraz zemdleję.
Powiedziawszy to, z doskonałym wyczuciem osunęła się w ramiona Kaede, który przyszedł w samą porę.

- Nic jej nie jest - uspokoiła nas Andrea, zamykając za sobą drzwi z serduszkami na tabliczce. - Najwyraźniej porządnie ją wytrzęsło. Ale Kaede przy niej siedzi jakby chodziło o życie.
- A dlaczego ja nie mogę też przy niej posiedzieć? - fuknął rozżalony Rick.
- Bo jesteś tylko bratem, mój drogi - poklepała go z rozbawieniem po ręce.
- Witam państwa w tej piękny wieczór! - do przedpokoju wkroczył Blue, po czym zatrzymał się i powiódł po nas wzrokiem ze zdziwieniem. - A cóż to za zgromadzenie jak w poczekalni przed porodówką?
- Jeszcze nie - mruknęłam bez namysłu, na co Rick podszedł do ściany i zaczął tłuc o nią głową.
- Nie, to nie - odpowiedział Blue z roztargnioną miną. - Wybaczcie, że się nie przyłączę, ale wpadłem tylko na chwilę, zaraz znowu wybywam.
- Na kolejną imprezę? - Andrea spojrzała na niego z ukosa.
- Co? Nie, raczej poszukam drugiej z właścicieli tego przybytku.
- O, dobrze - zgodziła się. - A jak ją znajdziesz, oddeleguj ją razem z Tenarim do Miyi, dobrze?
- Nie - uśmiechnął się z dziwną uszczypliwością i pomachał nam, znikając znowu z zasięgu wzroku. Andrea tylko westchnęła i wzruszyła ramionami.
Musiałam więc udać się do herbaciarni bez Tenariego. Już drugi dzień robię porządki w Szafie i czekam aż Vanny wróci i mi go odda... Stęskniłam się. Strasznie tu pusto bez niego.

2 komentarze:

  1. Przeczytałam post i podobało mi się. Co prawda, jak dla mnie, jest nieco wyrwane z kontekstu, ale postaram się nadrobić zaległości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. *podaje herbatkę* Witam i powodzenia. tu bowiem kontekst praktycznie nie istnieje ;)

      Usuń