*

Spektakl zrobił wrażenie, zarówno efektami, jak i grą aktorów. Nawet Riffin tylko raz zapomniał tekstu! I skłamałabym, pisząc, że nie uroniłam łezki podczas zakończenia. A śpiew Airínn przy studni mocno mi się z czymś kojarzył, ale jak to często bywa, uciekło, zanim zdążyłam to złapać.
Trochę smutno było się żegnać, ale robi mi się nieswojo, kiedy fabuła stoi w miejscu. Nawet jeśli stoi w miejscu przeze mnie.

Nasz pobyt na mechanicznej wyspie miał się zakończyć podobnie, jak się rozpoczął - na samej jej krawędzi, niebezpiecznie blisko Szarych Światów. Dlaczego wyspa nie oddaliła się od nich, a wręcz przeciwnie, podleciała bliżej?
- Dla eksperymentów - prychnęła Disandriel, kiedy zadałam to pytanie na głos. - Kilku szaleńców z Multigildii zamierza zaczerpnąć trochę tego szarego i zbadać. Ktoś powinien im powiedzieć, że takie doświadczenia raczej nie kończą się dobrze.
- Czy przypadkiem sama im tego nie powiedziałaś, kiedy złożyłaś tam wizytę? - Edge jak zwykle mówił uprzejmie, ale iskierki w jego oczach przeczyły tonowi głosu.
- Coś innego. Ale i tak nie słuchali. Więc jak, zechcesz nas tam w końcu przenieść? - to ostatnie było już skierowane do mnie.
Zawahałam się.
- To nawet nie to, że nie chcę... Raczej nie mam pojęcia, czy potrafię. Nie wiem, czy i jak zadziała mój zwykły sposób podróżowania, bo poprzednim razem weszłam tam... inaczej.
- I teraz nam to mówisz?!
- Przedtem i tak za bardzo nie słuchaliście. Tak naprawdę znam tylko jedną osobę, która tam weszła i wyszła własnymi siłami, ale nawet nie...
- Dwie - usłyszałam i z zaskoczeniem obejrzałam się na Edge'a.
- Dwie - powtórzył, odczepiając coś od paska. - Dlatego sądzę, że to może ci pomóc.
Na widok przyrządu, który wczoraj widziałam po raz pierwszy, Cuanowi aż zaświeciły się oczęta.
- Co to takiego? Nie jestem w stanie stwierdzić, czy działa za pomocą magii, czy technologii - rozgadał się, biorąc urządzenie w ręce i oglądając ze wszystkich stron. Edge nie protestował, choć na targu gotów był zdzielić wszystkich ciekawskich po łapach, mackach czy odnóżach.
- Destabilizator - odpowiedział tylko, jakby to wszystko wyjaśniało. Może sam nie był pewien, jak toto działa.
- Chwileczkę - wtrąciła Disandriel. - Od początku miałeś coś, co nam pomoże dotrzeć na miejsce, a...
- Przyznaję, mogłem powiedzieć wcześniej, ale posiadam go od niedawna i z początku nie pamiętałem - Edge wszedł jej w słowo, zanim zdążyła go do cna zawstydzić. - A później upierałaś się przy Multigildii.
- Ja się upierałam, akurat.
- Ale... co ta rzecz destabilizuje? - jeszcze raz rzuciłam okiem na urządzenie, które wróciło już do właściciela. - Czy w ogóle działa? Czy cokolwiek w Szarych Światach jest stabilne?
Popatrzył na mnie jakoś dziwnie, jakby niezdecydowany, czy się roześmiać, czy prychnąć z rozdrażnieniem.
- Czasami - odpowiedział w końcu. - I owszem, działa. Inaczej nie wyszedłbym stamtąd poprzednim razem.
Oho, wygląda na to, że czegoś jeszcze nam wcześniej nie powiedział. Choć z drugiej strony, kiedy go poznaliśmy, podróżował w towarzystwie, które chyba stamtąd pochodziło. Dlaczego nie pociągnęłam go za język, kiedy miałam okazję? Powinnam była to zrobić. Tymczasem sama podróżowałam w towarzystwie, które jakoś nie było skore do opowiadania o swojej przeszłości, więc cóż... Dostosowałam się.
- Daj znać, kiedy będziesz gotowa - Edge stanął obok mnie z przyrządem w dłoni, z palcem na żółtym przycisku. Jednym z dwóch żółtych przycisków, żeby nie było tak łatwo.
Skinęłam głową z rezygnacją i już miałam ootworzyć portal, kiedy nagle coś huknęło i odrzuciło nas spory kawałek od krawędzi. Fala uderzeniowa, taka sama jak we wnętrzu góry, gdzie walczyliśmy z Iathrilami. A to znaczyło, że zaraz pojawi się demon. Ten nasz, czerwony i kolczasty.
- Niech to szlag, masz jakieś imię?! - zawołałam, próbując się podnieść; niestety niewidzialna siła przytrzymywała zarówno mnie, jak i moich towarzyszy.
Demon błysnął ślepiami w moim kierunku.
- Seir - powiedział z wahaniem, jakby obawiał się, że spróbuję związać go przysięgą posłuszeństwa, jak ta cholerna elfka w Kelthace. Nie wiem zresztą, jak go sobie podporządkowała. Grunt, że mam wreszcie jakiś zamiennik na słowo "demon" podczas pisania.
- A więc, Seir, złapałeś nas. Jeśli nadal chcesz, żebym ci pomogła, mogę jeszcze raz przypomnieć, że tak łatwo nie dam się wykorzystywać.
Coś trzasnęło w powietrzu - to Disandriel udało się rzucić jakiś niewielki czar, odwracając uwagę napastnika i sprawiając, że nas puścił. Oraz że jego pancerz przybrał na moment różowawy odcień. Zaniosłam się histerycznym śmiechem, przypominając sobie barierę, za którą trzymano go w Kelthace.
- Właśnie spłacam dług - demon... Seir z chrzęstem wzruszył ramionami, a róż spłynął z niego jak woda. - Pomagam. Powstrzymuję was przed zrobieniem głupstwa.
- Interesujące. A co miałabym dla ciebie zrobić, skoro już jesteśmy kwita?
- Znaleźć dla mnie Dáenes, wiedźmę, która mnie przywołała i uwięziła. Zabiłem durnia, który wierzył, że spełniam życzenia. Przestałem marnować resztki mocy i odsłoniłem słońce. Ale jej nie udało mi się schwytać i dokonać pomsty.
- Jeśli nie potrafisz jej znaleźć, skąd pomysł, że ja mogę? Sam swobodnie poruszasz się po światach, nie więzi cię geas...
- Wiedziałaś, jak mnie uwolnić. Znasz jej metody. Nie jest ci obca.
- To nie znaczy, że wiem, gdzie ją znaleźć! Węchem tej baby nie wytropię - prychnęłam. Szlag, przeklęte lilijki znów mi się przysłużyły. Najlepiej byłoby skierować natręta do Dáevela, na pewno znalazłby wspólny język z wrogiem swojej siostry. Albo pogoniłby go gdzie pieprz rośnie. Tylko że jego też musiałabym jakoś odszukać. Co za los.
- Ktoś chciał, żebyś spełniał jego życzenia? - Edge uśmiechnął się półgębkiem; zdążyłam już zapomnieć, że nie towarzyszył nam od początku i nie we wszystko był wtajemniczony. - Szkoda, że naprawdę tego nie robisz, wtedy tamci dwoje nie musieliby iść do Szarych Światów. O jeden problem mniej.
Zauważyłam, że nie wymienił siebie; co prawda twierdził, że nie ma życzenia, coś jednak gnało go tam z powrotem. Jak to wtedy określił? Niedokończona sprawa?
- Życzenie... - Seir westchnął głucho, ale nie próbował już nas powstrzymywać. Nie w ten sposób, co poprzednio. - Podobno zyskanie prawa do życzenia da zwycięzcy Wyzwania wielką moc. Ale zwycięstwo nigdy nie było łatwe, nawet zanim jeszcze zagnieździła się tam ONA i nagięła zasady jak tylko zdołała.
- "Ona"?... - mimowolnie zniżyłam głos do szeptu, bowiem w ustach... pod hełmem demona to słowo zabrzmiało niepokojąco.
- Ta... to coś, czemu służyły marne imitacje żywych istot, które mnie ścigały. Zagarnęłoby was bez reszty. Stalibyście się tacy jak one.
Spojrzałam pytająco na Edge'a, ale tylko pokręcił głową, krzywiąc się z niesmakiem. Podróżował z trójką takich istot i o niczym nie wiedział? Czy obiecały mu pomoc w niedokończonej sprawie?
- Mówili, że... odmówiłeś "jej" i uciekłeś - przypomniała sobie Disandriel. - Czego od ciebie chciała? Przemalować cię na szaro?
- Nie wasza sprawa - zadudnił Seir, po czym bezczelnie zaczął wtrącać się w nasze sprawy. - Jeśli nadal chcecie tam iść... Zdecydowaliście się już, kto polegnie podczas kolejnych części Wyzwania, a kto dotrze do końca?
Na te słowa zrobiło mi się zimno. Czy to miał na myśli tamtego dnia, kiedy twierdził, że moi towarzysze posyłają mnie na śmierć? Równie dobrze mógł nami manipulować dla własnych celów. Z jednej strony, wszyscy zetknęliśmy się z tamtymi szarymi istotami, z drugiej zaś... Widząc zaskoczenie na twarzach Cuana i Disandriel zwątpiłam, że była jakaś druga strona.
- A czego się spodziewaliście? - demon zaśmiał się głucho, widząc nasze miny. - Was czworo, w sam raz, by pozostało jedno. Tamta trójka, której śladami nieudolnie podążacie, a która w porę przejrzała na oczy. Nawet ta słodka parka z widowiska. Życzenie jest tylko jedno, a tymczasem nikt nie stawia się na Wyzwanie samotnie. Dostrzegacie pewien wzór?
- Cały czas nas podglądałeś?! - rozsierdziła się Disandriel, ale zamilkła, kiedy Cuan wystąpił naprzód.
- Sugerujesz, że tylko jedno z nas może...
- O ile w ogóle. Żadne z was nie jest chyba nieśmiertelne i niezniszczalne? A kto jest najbardziej gotowy do poświęcenia towarzyszy, by spełnić swoje życzenie?
- Disa - odpowiedział Cuan bez wahania, po raz pierwszy od pojawienia się Seira. - Jej życzenie jest najbardziej konkretne i do spełnienia.
Czarodziejka wytrzeszczyła na niego oczy i po raz pierwszy wyglądała, jakby miała zamiar mu na serio przyłożyć.
Albo się rozpłakać.
- Zaraz... zaraz ci pokażę, do czego jestem gotowa - wycedziła, kiedy już otwierałam usta, by zaprotestować, że Cuan się myli, że ona przecież od początku była najbardziej sceptyczna. Nie zdążyłam, bo stanęła przede mną z determinacją wypisaną na twarzy.
- Miya, zabierz nas z powrotem - nakazała tonem nie znoszącym sprzeciwu.
- Dokąd?... - wykrztusiłam tylko, bo jednak kilka różnych ciekawych miejsc zdążyliśmy razem odwiedzić.
- Z powrotem do Nemhathir, oczywiście! Już ja jej powiem parę słów do słuchu, wszechwiedzącej kapłance od siedmiu boleści!
Uśmiechnęłam się szeroko i dostrzegłam kątem oka, że Cuan również się uśmiecha.
- Jeśli mogę coś zaproponować - odezwał się - po co się cofać na start? Nem i tak już nic ciekawego nam nie powie. Nie lepiej iść na metę? Tak, jak było umówione?
Disandriel łypnęła na niego nieprzychylnie, ale chyba doceniła pomysł. O cokolwiek w nim chodziło.

2 komentarze:

  1. odciągacie ten nieunikniony moment, że aż tym bardziej jestem ciekawa, co z tego wyniknie ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Seir jest fajny :)
    czuję, że ma potencjał. Zwłaszcza, że lubi mówić, jak na demona. Ciekawa jestem jego historii i tej tajemniczej Pani.
    Lubię Edge'a, ale mam wrażenie, że sabotuje całą wyprawę ;P choć na pierwszy rzut oka na to nie wygląda.

    OdpowiedzUsuń