*

Przez chwilę stałam z uniesioną głową, wpatrując się w nieskończoność międzysfery, rozedrganej i jakby odkształconej w okolicach tej dziwnej szarej plamy, która wydawała się wciągać wszystko dokoła jak wir. A może raczej nie plamy, lecz głębi. Nigdy wcześniej nie patrzyłam na Szare Światy inaczej niż na mojej miniaturce i chyba trochę czego innego się spodziewałam. Cóż, od samego patrzenia zakręciło mi się w głowie, więc czym prędzej odsunęłam się od krawędzi... nie ziemi, ale metalowej - mosiężnej? - podłogi, pokrytej fantazyjnymi wzorami.
- Faktycznie tuż-tuż - stwierdził Cuan po obejrzeniu pozostałości po drzwiach i upewnieniu się, że już do niczego się nie przydadzą. - I co teraz, mamy tam skoczyć i zanurkować?
- To tak nie działa - Edge pokręcił głową. - Jeśli chcemy przeżyć, potrzebny jest portal. A chyba dobrze zgaduję, że chcemy? - Przyjrzał się moim towarzyszom w zadumie, a gdy przeniósł wzrok na mnie, uniósł brew w niedowierzaniu. - Ja co prawda mam tam niedokończoną sprawę, ale po co ty chcesz się tam pchać? Mało ci jeszcze?
- Wcale nie chcę - trwałam przy swoim, zastanawiając się jednocześnie, czy facet wraz z geas posiadł zdolność czytania mi we wspomnieniach albo już wcześniej ją miał. Ponieważ wyraził się dość d z i w n i e. - W tej chwili chcę usiąść i napić się herbaty, i przez chwilę z nikim nie walczyć.
- To dość rozsądne - przyznał łaskawie. - Podczas tamtego pojedynku za bardzo zbliżyłaś się do granicy zatracenia. Byłoby to pewną niedogodnością.
- Dziękuję za troskę - powiedziałam słabo, niepewna, czy się obrazić, czy zaniepokoić. Tymczasem do rozmowy wtrąciła się Disandriel:
- Dopiero do nas dołączyłeś, a zachowujesz się, jakbyś zjadł wszystkie rozumy! Jeśli myślisz, że nie upilnowalibyśmy naszego sukkuba, poważnie się mylisz - mówiła swoim zwykłym wyniosłym tonem i nosiła tę samą elegancką suknię (choć mniejszą, zwłaszcza w okolicach dekoltu), ale w obecnej postaci robiła jednak mniej imponujące wrażenie.
- Czy powiedziałem coś takiego? Skoro przyszło ci to do głowy, być może sama masz sobie coś do zarzucenia?
- Ooo, doprawdy! Wydaje ci się, że możesz traktować mnie z góry tylko dlatego, że chwilowo wyglądam na piętnaście lat?!
- Wyglądasz na dwanaście - poprawił z nienaganną uprzejmością.
- Powoli rosnę, jasne?! To znaczy... rosłam. Przedtem - czarodziejka nagle posmutniała i dodała cicho: - To nie ma znaczenia.
- Oczywiście, że nie. Nieważne, jak wyglądasz, w zachowywaniu się jakbyś zjadła wszystkie rozumy nadal nie masz sobie równych - uśmiechnął się Cuan i nie padł trupem od jej spojrzenia tylko dlatego, że nie wyczuła złośliwości w jego słowach.
- Właśnie - napuszyła się na nowo. - W każdym razie, skoro nie mamy pomysłu na dalsze działanie, może gdzieś tam go znajdziemy?
Nie było sprzeciwu i wszyscy ruszyliśmy w kierunku przeciwnym do szarej plamy, ku nieznanemu mi miastu. Wyrastało z metalowej powierzchni i całe wydawało się być wykonane z metalu - niektóre budynki pokrywała rdza, a w ścianach niektórych z nich tkwiły kluczyki. W oddali znajdowała się dziwaczna wieża, zbudowana z niepasujących do siebie części, i to Edge zwrócił na nią naszą uwagę:
- Ci stamtąd bezustannie obserwują Szare Światy i mają swoje sposoby na wejście do nich. Sami są zbyt wielkimi tchórzami, by to zrobić, ale jeśli ich odpowiednio przekonacie, będą skłonni was... nas tam wyprawić.
- Czyli jak, pieniędzmi? - dopytywał Cuan. - Obawiam się, że akurat tego nam nie zbywa.
- Niekoniecznie. Wystarczy wiedza. To siedziba Multigildii, wiedza jest tam cennym towarem.
- Chwila, moment! - przerwałam. - Byłam już kiedyś w siedzibie Multigildii i zupełnie inaczej wyglądała!
- Może ma więcej niż jedną siedzibę - Edge wzruszył ramionami, a ja skinęłam głową, nie do końca przekonana. Mogło tak być, ale równie dobrze mogła zmienić postać po przeniesieniu do "mojej" rzeczywistości. Tak czy inaczej, stanowiła kolejną zmianę w światach, zmianę, której pewnie mało kto był świadom.
- Multigildia... Czy to oznacza wiele gildii w jednym miejscu? - upewniła się Disandriel. - Czy znajduje się tam także gildia magów?
- Naturalnie. I to niejedna, zależnie od rodzaju. Magia jest tam traktowana jak... jakaś świętość - Edge wypluł ostatnie słowa, jakby ich treść stanowiła dla niego obrazę albo co najmniej dziwactwo. Czarodziejka nie zwróciła na to uwagi i zaczęła podskakiwać z przejęciem:
- W takim razie koniecznie musimy tam pójść! Po wiedzę!
- Z wiedzą - poprawił. - Sama idź bawić się w czary, dziewczynko, albo weź ze sobą resztę publiczności. Ja przede wszystkim rozejrzę się za nowym pistoletem.
- No przecież! To koszmarne miniaturowe działo wybuchło ci w ręce! - spostrzegła się w porę i delikatnie ujęła jego prawą dłoń; mogła się z nim kłócić, ale był teraz jednym z nas i należała mu się pomoc (albo tylko ja tak interpretuję jej zachowanie). - Daj, obejrzę. Zakłócenia mocy minęły i mogę znów uzdrawiać! - mówiąc to nadal poskakiwała.
- Jeśli chcesz... - przez chwilę wyglądał na zbitego z tropu, jakby dopiero teraz sobie o tym przypomniał. Czyżby bywał już poważniej ranny? A może właśnie odwrotnie? - Tym bardziej potrzebne mi coś nowego. Od początku wiedziałem, że tym archaicznym zabawkom nie można ufać.
- Taka zabawka nie wystarczy? - uśmiechnął się Cuan, wskazując na swój pas z mieczem od Nemhathir. - Należy się tobie, skoro jesteś naszym wojownikiem.
- Powiedziałem: archaicznym. Czy wyraziłem się nie dość jasno? - Edge ze spokojem obejrzał wyleczoną rękę i odszedł w stronę targu, gdzie istoty z najróżniejszych gatunków nabywały i sprzedawały rozmaity towar. Jakoś spodziewałam się, że mieszkańcy mechanicznego miasta też będą raczej mechaniczni, ale nie należy ulegać stereotypom.
- No, to teraz czas poszukać jakiegoś ustronnego miejsca z lustrem - uśmiechnęła się Disandriel, a uśmiech miała naprawdę ładny, kiedy nie zadzierała nosa. - Nie mogę przecież pójść w tak ważne miejsce w takim stanie!
- Więc to tak z nią jest - zadumał się Cuan, kiedy czarodziejka zniknęła nam z oczu. - Wiedziałem, że jest dotknięta klątwą, ale nigdy nie przyznała się, jaką.
- To i tak sporo ci powiedziała, ale wcale mnie to nie dziwi. Masz w sobie coś takiego, co budzi zaufanie.
- I kto to mówi? - roześmiał się. - To jak, idziemy równoważyć Disę czy najpierw robimy zwiady?
Szczerze mówiąc, miałam ochotę na zwiady. Nowe, nieznane miejsce kusiło, by je poznać, a do Szarych nadal  mnie nie ciągnęło... Odruchowo obejrzałam się w ich stronę - i byłam skłonna przysiąc, że się poruszały. A raczej, że porusza się metalowe miasto. I całe szczęście, że nie odwrotnie, bo na samą myśl o Szarych Światach w charakterze drugiej Wędrującej Ciemności przeszedł mnie dreszcz.
Miły spacer w kierunku wieży (bez natknięcia się po drodze na Disandriel) przerwał nam... fajerwerk. A raczej potężny strumień energii, wystrzelonej gdzieś niedaleko. Czerwonej (brrr) i, na ile mogłam wyczuć, mocno chaotycznej. Wymieniliśmy spojrzenia z Cuanem i pobiegliśmy w tamto miejsce. Nawet jeśli było to jedno z wielu codziennych wydarzeń tego świata, nasza ciekawość miała swoje prawa. I oto dobiegliśmy do niewielkiego parku - takiego jak należy, z drzewami (choć nie mam pojęcia, na czym tutaj rosły) i altanami - w którym zebrała się spora grupa istot, tworząc buzujący ciekawością krąg. A w środku tego kręgu stał demon.
- Jeszcze raz i stawiasz obiad! - zawołałam po przedarciu się przez tłum.
- Jesteś pewna, że on rozumie słowo "obiad" inaczej niż "uczta z ciał poległych"? - próbował mnie zmitygować Cuan.
- Nie, no ja będę zamawiać, a on niech płaci.
- A, chyba że tak. Tylko nie poprzestawaj na herbacie.
Demon łypnął na nas zza rogatego hełmu, ale nic nie powiedział. Ani, na szczęście, niczym już nie strzelił.
- Od jak dawna za nami podążasz? - zapytałam konkretnie.
- Dopiero zacząłem. Kiedy zjawiłaś się w tamtej górze, uznałem to za doskonałą szansę.
Wydawało mi się, że jego słowa docierają do mojego umysłu omijając uszy, choć nie było to takie samo wrażenie, jak przy zwykłej telepatii. Może po prostu wywołało je głuche brzmienie jego głosu?
- Szansę na co? - kiedy się odezwałam, tłum zaszemrał ze zdziwieniem. Ha, może jednak tylko ja go słyszałam. I Cuan.
- Na twoją pomoc.
Wielkie nieba, następny?! Przynajmniej najpierw mówi, czego chce, zamiast od razu nakładać geas, ale mimo wszystko...
- Pomogłam ci już w Kelthace - przypomniałam. - A skoro tak, to raczej ja powinnam sobie życzyć, żebyś...
Nie skończyłam, bo nagle oczy demona rozjarzyły się jeszcze bardziej - ze wściekłością - a ziemia wokół niego niepokojąco zadrżała... Aby po krótkiej chwili się uspokoić.
I wtedy właśnie coś spadło z najbliższego drzewa.
Spadło, lecz nie potłukło się, tylko pewnie wylądowało na nogach, podbiegło do nas i zawołało donośnym głosem:
- Dziękujemy państwu serdecznie i zapraszamy na dalszy ciąg pod Trzy Maski!
Tłum zaszemrał znowu, a nieznajoma - szczupła dziewczyna o ostrych rysach, ubrana w workowaty kombinezon w kwiaty - dodała:
- Na chwilę obecną przedstawienie skończone, ale każdy wyraz uznania jest mile widziany! - po tych słowach zdjęła i wyciągnęła w stronę zebranych wielką, niedorzeczną czapkę, odsłaniając obłędnie długi błękitny warkocz. I długie elfie uszy. Niektóre istoty były na tyle zdumione, że nawet wrzuciły jej coś brzęczącego do czapki, inne prychały lekceważąco; tak czy inaczej w końcu wszyscy rozeszli się w swoją stronę.
- No, kochani, nie ma co tak stać, kiedy czas płynie! - dziewczyna klasnęła w dłonie. - Idziemy, idziemy!
Demom zareagował na to wyczarowaniem płomiennego ostrza i cięciem na wysokości jej głowy. Cięciem powietrza, bo dziewczyna odskoczyła zwinnie jak akrobatka.
- Nie marnuj tych sztuczek teraz, kiedy publiczność sobie poszła! Jeszcze będziesz miał okazję!
- Wydaje ci się, że ochroniłaś ich przede mną, więc teraz mam wykonywać twoje rozkazy?! Nie rzuciłaś nawet żadnego wiążącego zaklęcia.
- Za to umiem wyczuć poziom mocy - wyszczerzyła zęby w bardzo złośliwym uśmiechu. - Tutejsi nie lubią wywoływania zamieszek w ich mieście. Wydaje mi się więc, że ochroniłam ciebie przed nimi.
- To nie były żadne zamieszki,tylko próba nawiązania kontaktu - Cuan podszedł i położył jej dłoń na ramieniu. Poklepała ją odruchowo. - Posłuchaj...
- Airínn.
- ...Airínn, dziękujemy za pomoc, ale teraz chyba możesz spokojnie zostawić radzenie sobie z tym demonem mojej towarzyszce. Najwyraźniej mają jakieś niedokończone sprawy.
Nie całkiem tak bym to ujęła i nie podobało mi się takie zwalanie na mnie odpowiedzialności, więc rzuciłam:
- Równie dobrze mogę porozmawiać z nim po drodze.
- Nie ma protestów! Zamówiłam go pierwsza, jest nam potrzebny! - fioletowe oczy elfki rozbłysły entuzjazmem; ruszyła zamaszystym krokiem, pokazując gestem, że mamy iść za nią.
Wzruszyłam ramionami i poszłam, ciągnąc za sobą Cuana. A demon rad nierad udał się za nami. Aż tak mu zależało na mojej pomocy?

7 komentarzy:

  1. zjadło mi komentarz. :|

    w każdym razie kocham mojego blondyna i ten epopejkowy klimat, o.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co jest z tym zjadaniem komciów .__. Ale ja też go kocham, w razie gdyby to jeszcze nie było oszywiste >D

      Usuń
    2. Jak to, jak to! A co z Aeiranem??

      Usuń
    3. nie jest blondynem.

      ((nie mogłam się powstrzymać.))

      Usuń
    4. I tak oto czasy, kiedy nie gustowałam w blondynach, minęły bezpowrotnie *wzdech*

      Usuń
    5. Czy dowiem się w końcu, co z Aeiranem? Jak on się odnajduje w tej sytuacji?

      Usuń
  2. A ja wiem. Zjada komenty, jak na początku w "Komentarz jako" nie ma twojej ksywy. Ostatnio próbowałam wstawić spację jako komentarz, żeby temu zapobiec - zalogowało mnie i mogłam pisać ten właściwy komentarz, więc poniekąd zadziałało, ale powinien być jakiś lepszy sposób... ;)
    Ciekawam co dalej... :)

    OdpowiedzUsuń