6 V

Obudził mnie gwar i czyjeś donośne kroki. Nie bacząc na to, że jako bogini powinnam być dostojna, uchyliłam drzwi, powodowana cechującą zwykłych śmiertelników ciekawością.
Wyglądał na bardzo zmęczonego, ale szedł zdecydowanym krokiem i wszyscy przezornie schodzili mu z drogi.
- Miya, pozwól - rzucił, nawet się nie zatrzymując. Szybko narzuciłam na siebie coś w rodzaju jedwabnego szlafroka i pobiegłam do pokoju na końcu korytarza.
- Ale się pewnie rozczarowali - mruknęłam, zamykając za sobą drzwi. - Że jednak wróciłeś - wyjaśniłam, widząc, że Aeiran patrzy na mnie pytająco.
- Bardzo mi przykro, że ich zawiodłem - odpowiedział głosem bez wyrazu. - Ale skoro nie mam komu ogłosić, że cię schwytałem, będą nas musieli dalej u siebie znosić.
- Chyba cię nie rozumiem. Może się najpierw prześpij, a potem porozmawiamy?
- Sugerujesz, że nie wiem co mówię? - spojrzał na mnie spode łba. - A zrozumiesz, że tam nic ani nikogo nie ma?
Usiadłam na najbliższym krześle, gotowa słuchać dalej.
- Znalazłem miejsce, które faktycznie mogłyby zamieszkwać siły nadprzyrodzone - Aeiran dość niepewnie usiadł na łóżku. - Ale jeśli jakieś tam były, to wygląda na to, że już dawno się wyniosły. Ludzie z Jasności, jak ją nazywasz, są pozostawieni sami sobie.
- I nic o tym nie wiedzą - szepnęłam z niedowierzaniem. - Ciekawe co by powiedzieli na fakt, że tak naprawdę nie po... - urwałam, inaczej powiedziałabym coś głupiego.
Cóż, chyba nie zwrócił na to uwagi.
- Myślisz, że opuścili ten świat? - zapytałam.
- Jeśli tak, to może i nam by się udało - odpowiedział. - Ale jak... Próbowałem. Tam, na miejscu, próbowałem...
- Ja też próbowałam. Ani ja, ani Nindë nie mogłyśmy donikąd przeskoczyć.
- Nie umiem tego wyjaśnić... Ale gdy dotarłem do tej siedziby bogów, czułem się, jakbym już tam kiedyś był - spuścił głowę; nigdy dotąd nie widziałam go tak bezradnego jak w tej chwili. - Może gdybym miał Symbol...
Podeszłam i usiadłam obok niego.
- Masz teraz okazję by robić mi wyrzuty. Gdyby mnie nie podkusiło żeby iść z Ner'lindem, nigdy byśmy się tu nie znaleźli.
- To chyba w twoim stylu tak podążać za impulsami - zamiast mnie ofukać, Aeiran tylko uśmiechnął się lekko - Jak myślisz, ilu rzeczy byś żałowała, gdybyś im nie ufała?
- Może patrzyłabym na rozpadające się DeNaNi, nawet nie przeczuwając, że w pewnej chwili miałam szansę temu zapobiec. Ale...
- ...?
- Ale skoro cię znalazłam, nie muszę się o to martwić.
- Właściwie nigdy cię nie pytałem - rzekł cicho. - Dlaczego mi wtedy pomogłaś?
- No, to był właśnie taki impuls - zachichotałam.
- Czyli byłem twoim kaprysem, jak rozumiem.
- Powiedziałabym raczej: pomysłem. Całkiem udanym - sprostowałam. - Czasem po prostu czuję, że jakiejś opowieści trzeba pomóc się rozkręcić... Choć nie zawsze wychodzi mi to na dobre.
- A opowieści?
- Akurat w tym wypadku jesteś częścią tej opowieści. Sam sobie odpowiedz - dałam mu lekkiego kuksańca. - À propos opowieści, Egil pożyczył mi książkę o Jasności. Ciężko mi się ją czyta, ale może tobie pójdzie lepiej... Może się z niej czegoś dowiesz!
Nie czekając na odpowiedź, wybiegłam z komnatki i poszłam po Egilową księgę. Doprawdy, nie tylko ciężko się ją czytało, ale i niosło! Ale kiedy wróciłam, Aeiran leżał na łóżku i spał jak kamień.
No tak, a ja mu głowę zawracam... Nie zdziwiłabym się gdyby wcale nie spał przez te dwa dni. Odłożyłam książkę i patrzyłam na niego, stojąc przez chwilę w wejściu, aż wreszcie pokręciłam głową z uśmiechem i wyszłam, cicho zamykając drzwi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz