22 V

Thedra zapukała do mojej komnaty z samego rana. A przynajmniej dla mnie było to rano.
- Zaszłam do Egila - powiadomiła mnie. - Powiedział, że ostatecznie się zgadza.
- Wyglądasz jakbyś nie była z tego zadowolona - zauważyłam jej kwaśną minę.
- Bo mimo wszystko jest dorosły i nie musi pytać rodzicielki o pozwolenie.
- Dziwisz się? - wzruszyłam ramionami - Co miał zrobić, jeśli nie iść do domu i powiedzieć "Cześć, mamo, mam właśnie niepowtarzalną okazję wybrania się do innych światów i niekoniecznie potem wrócić, Mogę?"
- Nie nabijaj się - burknęła jeszcze bardziej ponuro. - Nikt nie powinien znać dnia ani godziny, w której zostanie wybrany przez boginię, a on tak wszystko psuje...
Nie mogłam już powstrzymać śmiechu, słysząc jej wywody. Ale po chwili nasunęło mi się straszne podejrzenie...
- Momencik, Thedra - zaczęło do mnie docierać. - Ty chyba nie planujesz kolejnej w historii tego świata sceny wniebowzięcia?
- Przecież bez tego się nie obejdzie! - kapłanka radośnie klasnęła w dłonie. - Musicie odejść w sposób przekonujący!
Miałam ochotę rzucić w nią poduszką. Ale nie wypadało.
- Czy bardzo się pomylę, sądząc, że ci tego nie wyperswaduję? - zapytałam z ledwo tlącą się nadzieją. Kręcąc głową, szybko zgasiła ją na amen.

Kolejne pukanie zwiastowało przyjście Aeirana. Od naszego powrotu do świątyni trochę mniej zmęczonego, trochę mniej schandrowanego i trochę bardziej gotowego na wszystko.
- Zbieraj się, zakładniczko - rzucił. - O ile wiem, masz jeszcze w planach jedno wniebowzięcie.
- Czy ja dobrze widzę, czy tobie się ten pomysł podoba? - zapytałam wcale nie płaczliwie, o nie. - Jako demon, który mnie więzi, powinieneś chyba dostrzec w tym planie brak logiki...
- Wierni się nie zorientują w nieścisłościach boskiego planu - odpowiedział niefrasobliwie. - Albo uznają, że chciałem ci dać pozory autonomii...
- Jesteś niemożliwy, wiesz? - stwierdziłam z rezygnacją. - Myślisz, że to co mówiła Yori-chan, sprawdzi się i tym razem?
Czasoprzestrzenny zamyślił się na chwilę.
- Jeśli nie - rzekł w końcu - to się go strąci z powrotem na ziemię.

Tłumek, który zdążył się już zebrać, zaaferowany był gromami z jasnego nieba i nawet nie zwracał uwagi na to, że są one jakoś dziwnie mroczne. Cóż, gdyby pod ręką była woda, użyłabym własnych efektów.
- To właśnie ty dostąpisz zaszczytu wzniesienia się ponad ziemię - przemówiłam, wymyślając w duchu na wszystkie nawiedzone kapłanki-despotki w światach. - Wywyższenia nad tobie podobnych! - kolejny grom uderzył z hukiem.
Bezczelnie plagiatowałam mówkę aniołów, które dokonały poprzedniego wniebowzięcia, ale dla wyznawców to była tylko legenda, prawda? Zaś co do wydarzenia mającego miejsce obecnie już nie mogli mieć wątpliwości.
- Chwileczkę - powiedział rzeczowo Egil. - Tylko pójdę po rzeczy.
W tym momencie miałam wrażenie, że wolałabym raczej tydzień opalania się pod Świętym Słońcem.
Kronikarz wyszedł z domu z nieźle wyładowaną torbą i mogłam się założyć, że są w niej głównie książki... Miał radosną minę, jakby wybierał się na wakacje.
- No to chyba będziesz musiał poprowadzić - uśmiechnęłam się do Aeirana.
- Zaczekaj - odrzekł i rzucił mi swój płaszcz. - Lepiej włóż.
- A wiesz, że czarny przyciąga promienie słoneczne? - wytknęłam mu, ale nie raczył odpowiedzieć, więc otuliłam się płaszczem bez dalszych protestów. Egil zajął miejsce za mną, na Nindë.
- To teraz sobie trochę pobiegamy - ostrzegła moja klacz. Przynajmniej jeden z jej pasażerów był tym zachwycony.
Aeiran wykonał kilka gestów i przed nami pojawiła się ledwo dostrzegalna dla niewprawionych oczu droga, wiodąca w górę. Ostatni raz rozglądając się po Jasności dostrzegłam w tłumie Thedrę, uśmiechającą się z zadowoleniem... A potem chwila szaleńczego pędu, kiedy złapałam się kurczowo Nindë, a Egil złapał się mnie.
Zacisnełam mocno powieki i wjechaliśmy prosto w Słońce...

- Miya, w porządku?
- Chyba jestem cała, choć mi trochę gorąco - otworzyłam oczy. - Egil, a ty?
- Serce i żołądek znalazły się na moment niebezpiecznie blisko mojego gardła - odpowiedział kronikarz z pewnym trudem. - Ale to było całkiem ciekawe uczucie.
- Masochista - mruknęłam i powoli zsiadłam z konia. - Więc to jest to?
- W rzeczy samej - dołączył do mnie Aeiran. - To jest właśnie to.
Staliśmy na rozległej, płaskiej powierzchni, a przed nami wznosiła się wielopiętrowa wieża. Choć całkiem opuszczona - i zapuszczona - bardzo przypominała mi siedzibę Agencji. Słońce świeciło dokładnie pod nami.
- Ciekawe czy jest tu taka winda - powiedziałam do siebie, a moi towarzysze spojrzeli na mnie ze zdziwieniem.
- Jeśli masz na myśli to, czym zaraz wjedziemy na górę, to masz rację - odparł Czasoprzestrzenny, który jako jedyny był tu wcześniej. - To ma być ostatnie piętro, tak? To niedostępne?
- Dostępne, skoro mamy Egila - sprostowałam, przypominając sobie słowa Yori-chan: "Czy oni naprawdę nie mogli sobie skombinować lepszych zabezpieczeń niż drzwi działające na śmiertelników? Sami sobie życie utrudniali..."
Faktycznie, była winda, ale bez niewygodnego panelu kontrolnego rodem z Agencji, tylko ze zwykłymi przyciskami, ilością odpowiadającymi liczbie pięter. Aeiran wcisnął jeden z nich i po chwili popłynęłiśmy w górę. Gdyby nie to, że bardzo chciałam do domu, nalegałabym pewnie na zwiedzanie.
Cel naszej wyprawy znajdował się za wielkimi wrotami, opatrzonymi jaśniejącym napisem.
- Jestem wolnością - żyj by mnie pochwycić - odczytał Aeiran. - Jak tam, kronikarzu? Boisz się czy jeszcze nie?
- Jeszcze nie mam czego - odparł stojący za nami Egil. - Ale co teraz mam zrobić?
- Chyba musisz się pokazać tym drzwiom - wyjaśniłam. - Skoro otworzyły się niematerialnej istocie nieboskiej i niedemonicznej, to i materialnej powinny.
Chłopak skinął głową i wyszedł naprzód. Gdy zbliżył się do wrót, napis zgasł. Jedno porządne pchnięcie - i mogliśmy już przejść bez przeszkód.
Naszym oczom ukazała się niewielka, okrągła komnata. Nie było w niej nic poza postumentem, nad którym wirowała mała niebieska kulka z jakimś symbolem.
- Czy to jest wolność, którą mam pochwycić? - szepnął zachęcony Egil i podszedł bliżej.
- Jeśli wolność oznacza wyjście, to możliwe - odpowiedziałam.
Nie wahając się dłużej złapał kulkę i zacisnął dłoń w pięść... A potem puścił, wydając z siebie krótki krzyk.
- Co się stało? - podbiegłam do niego. Bez słowa spojrzał na wnętrze swojej dłoni. Widniał na niej wypalony znak, taki sam jak na kulce.
A potem upadł bez przytomności.
- Chyba coś się zaczyna - stwierdził Aeiran, gdy z zewnątrz dobiegł nas dziwny szum. - Lepiej zjedźmy na dół.
- Ale Egila tak nie zostawimy, prawda? - spojrzałam na niego z ukosa. Bez słowa zarzucił sobie chłopaka na ramię jak worek i pośpieszyliśmy do windy.
- No, wreszcie! - powitała nas z wyrzutem Nindë. - To paskudztwo wyje jak szalone, zmywajmy się wreszcie stąd!
Szum był rzeczywiście nie do zniesienia i musiała głośno krzyczeć żeby zostać zrozumiana. Święte Słońce w dole mieniło się złotem, pomarańczem i czerwienią.
- Najpierw trzeba mu jakoś pomóc - zdecydowałam, spoglądając na Egila. Jego ciałem wstrząsały dreszcze, natomiast znak na dłoni świecił tak samo jak Słońce.
- Nic nie zrobisz - Aeiran pokręcił głową. - On umiera, nie widzisz?
Żyj by mnie pochwycić... A gdy już to zrobisz, możesz to życie poświęcić?
- Rozumiem, że to samo zrobili oni z jego poprzednikiem, aby stąd odejść - syknęłam, utwierdzając się w przekonaniu, że nie lubię tamtych bóstw. - Ale przecież możesz cofnąć jego czas, prawda?!?
- Mógłbym spróbować, ale on jest teraz połączony ze Słońcem. Cofając czas zamkniemy sobie przejście.
Poczułam jak się we mnie gotuje i to nie z powodu gorąca.
- No to go chociaż zatrzymaj!! - wrzasnęłam. - Nie pozwolę mu zginąć, rozumiesz?! Nie teraz!!!
Aeiran zrobił to już bez sprzeciwów.
- A teraz trzeba coś zrobić żeby nie spadł z konia - zadecydowałam.
- Zostaw to mnie - Nindë najwyraźniej była gotowa na wiele dla człowieka, który lubił jeździć galopem. - Zapewnię mu pełen luksus na czas podróży.
Ani się obejrzałam jak zmieniła postać. Tylko że jej nowa forma mnie, łagodnie mówiąc, powaliła. Była wielka, miała osiem nóg i dodatkowo cztery ręce wyrastające z grzbietu. Do tego jeszcze jej fizjonomia przypominała kozią... I oczywiście była czarna.
- Pokrzywuś... - odezwałam się słabo. - Co... To... Ma... Być???
- Fajny image, nie? - wyszczerzyła zęby (ostre!). - Nie tylko ty oglądałaś sobie książki z bajkami z biblioteki, wiesz? Ja też chciałam się czymś zająć, gdy dawałaś sie wozić w lektyce.
- Do takiego koszmarku nie doszłam w oglądaniu - mruknęłam. - Nie sugerujesz chyba, że wreszcie przybrałaś ludzką postać i mi nie pokazałaś?
- Byłam raz w bibliotece w tym samym czasie, co i ty. I mnie nie poznałaś! - parsknęła śmiechem. - Całą uwagę poświęcałaś tej... Śniącej. Ale teraz dawaj pacjenta, bo czas ucieka.
- Nie ucieka - sprostował Aeiran. - Ale my jesteśmy trochę niecierpliwi.
Szybkim ruchem posadził mnie przed sobą na No Doubcie i mocno objął.
- Zamknij oczy, ukryj twarz, trzymaj się.
- Jasne, i zapnę pasy - prychnęłam na to. A potem pomyślałam, że jeśli jeszcze kiedyś Lilly będzie mnie namawiać, abym się opaliła, wspomnę jej o Jasności...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz