5 V

- Opowiedz mi coś jeszcze, Egil - uśmiechnęłam się, siadając wygodniej na schodach prowadzących do świątyni.
- Dlaczego pragniesz bym opowiadał ci rzeczy, które pewnie dobrze wiesz, pani? - nie śmiał usiąść obok mnie, stał prosto, ściskając w rękach opasłą księgę.
- Bo świetnie ci to wychodzi. Poza tym mógłbyś się wreszcie przemóc i nazywać mnie Miyą, bo inaczej reaguję z opóźnieniem...
- Bluźnierstwem jest nazywać bogów po imieniu - kronikarz wyrecytował jakby regułkę z katechizmu.
- Nie wówczas, gdy tego od ciebie wymagają - straciłam cierpliwość. - I nie wymiguj mi się tu od opowiadania. Kto może lepiej znać ten świat niż jego rodowity mieszkaniec? W dodatku kronikarz?
- Gdybyś chciała, pokazałbym ci go osobiście. Niczego bardziej bym nie pragnął - rzekł z rozmarzeniem w głosie. - Powinnaś przyjąć do wiadomości, że jesteś wolna i możesz przyjąć moją propozycję...
- ...Bo skoro droga do siedziby bogów prowadzi przez Święte Słońce, on już na pewno nie wróci - dokończyłam z rozdrażnieniem. - Tak, tak, już to słyszałam od Thedry. Sugerowała, że mogłabym tu zostać, troszczyć się o ten świat i być uwielbiana. Ale tak się nie da, złotko, wybacz.
Kiedy Egil na mnie spojrzał, w jego oczach była gorycz.
- Nie możesz tak... nie mieć już nadziei.
Miałam ochotę złapać go za tę blond czuprynę i mocno potrząsnąć. On mi nawija o nadziei! Oczywiście, że ją mam, tylko nie na to, o czym myśli! Ale postanowiłam panować nad sobą i pomogłam sobie w tym bawiąc się wodą z pobliskiej fontanny. Chłopak z fascynacją obserwował jak woda przybiera najróżniejsze kształty, aż wreszcie zachichotałam i posłałam mu trochę w twarz.
- Czy moglibyśmy płynnie i błyskotliwie zmienić temat - zapytałam - i dokończyć namawianie cię na opowieść?
Ten strumień wody chyba go trochę ożywił, bo po momencie oszołomienia uśmiechnął się i zajął miejsce przy mnie.
- Właśnie dlatego przyniosłem tę książkę - położył mi na kolanach wielkie tomisko. - Tu spisane są dzieje świata od jego początków.
- Czyżbyś chciał się pochwalić swoimi osiągnięciami?
- Nie, nie! Za stara jest, żeby mogła być moim dziełem - roześmiał się. - Napisał ją mój dziadek... Moja rodzina to pisarski klan, a ja jestem dziecko pióra i pergaminu.
- I narodziłeś się jako kropla atramentu? - rozchichotałam się.
- Nie, jako fragment rodzinnej biblii: Choć taki mały, na świat patrzy już wzrokiem tak rozumnym, jakiego nie spotkasz nawet u tych, którzy przeżyli wiele lat, a w wyglądzie widać zapowiedź tego, że będzie łamał serca i szybko opuści gniazdo rodzinne, pozostawiając mnie w żalu... To oczywiście popełniła moja matka - westchnął. - Świata poza mną nie widziała.
- No to przyznaj się, ile już tych serc złamałeś?
- A daj spokój, od kiedy przeczytałem ten fragment, odżegnywałem się od tego jak tylko mogłem! - żachnął się. - I widzisz, wyrosłem na takiego nieśmiałego.
- Zakopanego w woluminach mola książkowego.
- Właśnie! - podchwycił radośnie. - I daję głowę, że przeżyję to życie jako stary kawaler!
- No, aż taki nieśmiały to ty jednak nie jesteś.
- Dlaczego nie? - spojrzał na mnie ze zdziwieniem.
- Bo wreszcie zacząłeś ze mną normalnie rozmawiać.
Zmieszał się, a gdy otworzył usta, pewna byłam, że usłyszę przeprosiny, więc go ubiegłam:
- Właśnie tego mi tutaj brakowało, więc nie psuj tego, dobrze?
Uśmiech, jaki mi posłał, pozwolił mi uwierzyć w tę jego nieśmiałość.
- No to zobaczmy, co też tu jest napisane - nie pozwoliłam na ciszę i otworzyłam księgę. Ani przez chwilę nie wątpiłam, że opowieści Egila dadzą mi więcej, ponieważ jeszcze nie całkiem oswoiłam się z ich alfabetem. Naszyjnik wielomowy ułatwiał mi porozumiewanie się - nota bene, tym samym językiem, jakiego używano w Ciemności - i pewnie mogłabym sobie czytać na głos, ale pismo w tej książce było jednak jakieś inne... Stare?
- Bądź tak miły, Egil - odezwałam się, przewracając strony - i powiedz mi, skąd wiecie jak powstał ten świat? Przecież na pewno tego nie widzieliście.
- Dawno temu jeden z bogów ukazał się naszej ostatniej królowej i opowiedział jej wiele - kronikarz nie dał się złapać na podchwytliwe pytanko. - Po tym objawieniu królowa uznała, że nie godzi się człowiekowi wywyższać ponad innych, bo jedynie bogowie są wyżej od ludzi... Zrezygnowała z tronu i przemierzała świat jako prorokini.
- A jak ten bóg wyglądał? - zainteresowałam się.
- Był świetlisty i towarzyszyło mu sześć aniołów. Pokazać ci? - spytał, jakby zdziwiony, że sama tego nie wiem. Ale szybko przeszedł nad tym do porządku; skoro bogini postanowiła go przetestować, niech tak będzie... Wziął ode mnie książkę i zaczął szukać jednej konkretnej strony.
- A jak bardzo wizerunek w książce ma się do rzeczywistości? - nie ustawałam, uśmiechając się szeroko. Naprawdę byłam ciekawa, ile w tych kronikach rzetelnej prawdy, a ile wyobraźni.
- Nie tylko królowej się ów bóg ukazał - odparł Egil z godnością. - O, tu jest.
Zajrzałam do książki i odsunęłam na bok rzetelną prawdę, a skupiłam się na bogactwie szczegółów. Ktokolwiek to namalował, miał talent - przynajmniej według mnie, bo Geddwyn pewnie nazwałby to kiczem. Cóż, samo bóstwo jak bóstwo - światło ukształtowane w sylwetkę, poza tym nie było w nim nic imponującego, chociaż oryginał pewnie raziłby w oczy. Nic dziwnego, że mieszkańcy tego wymiaru nie chcą podnosić na mnie wzroku... Co innego anielice, na ich widok Geddwyn uśmiechnąłby się perfidnie i rzuciłby komentarz typu "chętnie zamknąłbym je same na dwa tygodnie w pomieszczeniu z lustrem weneckim". Były przyodziane w cienką koronkę i miały miny jakby chciały się zaraz rzucić sobie nawzajem na szyję. Albo do gardeł, licho wie...
- O, tę panią jakby pamiętam - pomyślałam na głos, wskazując najpiękniejszą z nich, tę ze złotymi lokami i branzoletą z dzwoneczkami. Mogłabym przysiąc, że to właśnie ją widziałam na rysunku, który Geddwym posłał Vaneshce. W każdym razie nieswojo mi się zrobiło, bo była namalowana tak sugestywnie, że miałam wrażenie, jakby naprawdę się we mnie wpatrywała.
Pomijając fakt, że wpatrywała się, wypisz wymaluj, oczami Vaneshki...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz