12 V

Siedział przy fontannie, na dziedzińcu naszej siedziby, z twarzą zwróconą ku Słońcu. Gdy do niego podeszłam, miał zamknięte oczy.
- O mnie mówisz, że odpływam gdzieś, gdzie wzrok nie sięga, a sam jeszcze bardziej odcinasz się od świata.
Nawet nie dał znaku, że mnie usłyszał.
- Ode mnie też uciekasz - dodałam ciszej. - Choć nie mam tu nikogo innego.
- Jest taki jeden, który świata za tobą nie widzi - raczył się odezwać. - Więc nie bierz mnie na litość.
- Łatwo nie widzieć świata za boginią - odparłam sucho. - Ale cóż, z nim przynajmniej mogę porozmawiać.
Przez chwilę sprawiał wrażenie, jakby chciał się uśmiechnąć, ale nie miał na to sił. Ani nie otworzył oczu.
- Dobra - zdecydował. - W takim razie... Co słychać?
Prychnęłam i niewiele myśląc, przeniosłam trochę wody z fontanny i spuściłam ją Aeiranowi na twarz. Westchnął tylko i zrobił kilka gestów, dzięki czemu obejrzałam tę akcję jeszcze raz, jakby przewijaną do tyłu na podglądzie.
- To nie fair - burknęłam zniechęcona. - Chciałam cię trochę rozkręcić i wyciągnąć gdzieś w świat, a tymczasem...
- Ten świat mnie tu nie chce - przerwał mi. - Choć z drugiej strony w jakiś sposób przyciąga.
- Od kiedy wróciłeś z poszukiwania panteonu, widzę, że nie czujesz się najlepiej - westchnęłam. - Tym bardziej więc powinieneś chyba szukać wyjścia, nie mam racji?
- Jakoś go nie znalazłem, zauważ.
- Może niedokładnie szukałeś? - zasugerowałam niewinnie. - Może coś przeoczyłeś?
Nareszcie podniósł na mnie wzrok. Dość chmurny.
- Było tam jedno miejsce, do którego nie miałem dostępu - przyznał z trudem. - Kto wie...
Zadumałam się.
- Skoro ty nie mogłeś - rzuciłam - może ja bym się tam wybrała...
Co jak co, ale takiej reakcji się nie spodziewałam. Poderwał się gwałtownie, chwytając mnie za ramiona i patrząc takim wzrokiem, jakiego jeszcze nigdy...
- Nie pozwalam ci!! - podniósł głos, a ja pierwszy raz w życiu się go przestraszyłam. Nie było w nim niemal nic z tego opanowania, które zawsze było jego siłą. Nie dość, że tak szybko zdążył zmizernieć, na twarzy miał wypisane... Coś, co osoba postronna mogłaby wziąć za szaleństwo, ja zaś zdołałam rozdzielić to na gniew, desperację i... Lęk? Emocje, które tłumił w sobie chyba całe życie. W tej chwili wyglądał jak ktoś zdolny do zamknięcia się w wieżowcu z (co najmniej) setką zakładników i zdetonowania tam bomby. Bez wyraźnego powodu.
- Nie myśl sobie... - wycedziłam w końcu - że mi czegoś zabronisz...
- Tak - syknął. - Zwłaszcza jeśli to ma być wchodzenie w Słońce, rozumiesz?!
W tym momencie usłyszałam szczęk broni i kątem oka dostrzegłam moją małą prywatną gwardię, stojącą dokoła z wyciągniętymi pistoletami. Na ten widok Aeiran w pierwszym odruchu przyciągnął mnie do siebie i zasłonił.
Antydemoniczna moc Świętego Słońca, no oczywiście...
- Natychmiast od niej odejdź! - słowa jednego z ochroniarzy miały chyba zabrzmieć groźnie, tymczasem wyszły jakoś niepewnie.
- Aeiran, puść - szepnęłam ze ściśniętym gardłem, ale on ani myślał.
- Rozejdźcie się - nakazałam już głośniej. - Nie musicie się o mnie obawiać.
Oni zaś stali jak wryci, dopóki nie powtórzyłam polecenia, wtedy powoli zaczęli odchodzić. Za nimi zobaczyłam Egila, który miał mi towarzyszyć w dzisiejszym zwiedzaniu i widocznie wolał przyjść nieco wcześniej. Wręcz zbielał na twarzy.
Aeiran też odsunął się wreszcie nieco. Patrzył na mnie przez chwilę, nie mogąc zdecydować, czy się odezwać i w końcu zamaszystym krokiem ruszył do budynku.
- Nic ci się nie stało, pani? - Egil podbiegł do mnie z troską w głosie. - Czy on... - urwał, nie mogąc się wysłowić. - Zmuszał cię do czegoś wbrew twojej woli?
Spojrzałam na niego, mrugając bez zrozumienia.
- A jak inaczej można zmuszać? - spytałam lekko zjadliwie, ale gdy się zmieszał, zrobiło mi się go żal.
- Ze mną wszystko w porządku - zapewniłam szybko. - I chcę się wybrać do biblioteki... Skusiłeś mnie.
Byłam absolutnie zdecydowana znaleźć w tych księgach cokolwiek świadczącego o tym, że bogowie opuścili Jasność. I miałam zamiar szukać choćbym miała to potem odsypiać przez następne dwa tygodnie...
Zaraz, zaraz... Odsypiać?
Międzysfera tu nie dotrze, ale sny przecież docierają wszędzie... Prawda?
I tak oto doszło mi jeszcze postanowienie by wyśnić sobie kontrolowany sen.
O ile oczywiście zdołam zasnąć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz