18 V

Miałam rację sądząc, że należy szukać gdzieś, gdzie nie dojdzie blask Słońca. Nie spodziewałam się tylko, że będzie to w zatłoczonym mieście.
Nie było tak eleganckie i przyjemne jak to, które opuściliśmy, ale jego mieszkańcy najwyraźniej już zdążyli o nas usłyszeć. Niemal intuicyjnie odnalazłam pewien zajazd - z wierzchu raczej szaro-bury, w środku też nie było zbyt jasno, bo jeszcze nie wszyscy goście się obudzili, a okna były zasłonięte żaluzjami. Ale tylko przed jednym z okien trzepotał skrzydłami cień.
Nie miałam wątpliwości, że ktoś tu uznał, iż nie ma wyboru i musi na mnie poczekać.

Thedra i Egil zajęli sobie kwatery, bo mieli ochotę wyspać się w miękkich łóżkach, natomiast ja zapukałam do wskazanego pokoju.
- Otwarte - usłyszałam.
Cicho uchyliłam drzwi. Aeiran stał przy zasłoniętym oknie, a nad jego dłonią wirowała kula mroku. Nie zareagował gdy się zbliżyłam - a dokładniej usilnie starał się nie reagować.
- Zdaje się, że nie tylko ja ukrywam się przed światłem - przerwałam ciszę.
- To Słońce dobrze wie, kogo ma nie lubić - odparł cicho. - I to z jakiegoś powodu niekoniecznie muszą być demony.
- Czy musiałeś wyjeżdżać, żeby do tego dojść?
- A ty musiałaś tu przyjeżdżać, żeby o to zapytać?
- Biorąc pod uwagę, że być może natrafiłam na jakiś ślad, nie miałam ochoty czekać aż wrócisz - żachnęłam się. - Ale jeśli nie chciałeś mnie widzieć na oczy, trzeba było powiedzieć...
Gwałtownie zacisnął garść, powodując rozpłynięcie się kuli mroku.
- Wyobraź sobie, że to nie jest najmilsze uczucie, tracić nad sobą panowanie - powiedział. - A jeśli już ma tak być, to... - urwał.
- To lepiej, żebym tego nie widziała? - spojrzałam na niego łagodnie. - Czy nie uważasz, że mogłabym cię zrozumieć? Przecież...
- Nie współczuj mi! - syknął, a jego oczy, o ile to możliwe, pociemniały jeszcze bardziej. - Nie patrz na mnie w ten sposób, nie mów do mnie w ten sposób! To jest...
- A dlaczego nie? - zaraz zmieniłam ton. - Nie jesteś już kamiennym posągiem, pamiętasz? Oboje wiemy, że masz uczucia i nie musisz ich ukrywać. Ani się na nie zamykać!
- I kto to mówi? - uśmiechnął się drwiąco. - O ile się orientuję, należysz do rasy z założenia bezuczuciowej.
- Chaotycznej - poprawiłam. - A Chaos ma prawo być niespokojny. Ma prawo być emocjonalny. Poza tym nie tylko demonam bywałam w swoich życiach i chyba nie przestanę być... Ludzka.
- Ludzka - powtórzył Aeiran wolno. - Dlaczego bycie "ludzkim" jest takie trudne? Z kolei bogiem już chyba nie chcę być. Więc kim?
Zamilkł, jakby bojąc się, że znów da się ponieść emocjom, po czym osunął się na łóżko i ukrył twarz w dłoniach. Usiadłam obok.
- Może sobą?
- A co to ma znaczyć "sobą"? - dobiegł mnie stłumiony głos. Zamyśliłam się.
- No, ja na przykład raczej nie myślę o sobie jako o demonie, smoczycy czy czym tam jeszcze byłam albo będę Ja to ja - mruknęłam. - Inaczej dawno już bym oszalała. "Ja" to ta osoba, którą się czuję. Zwłaszcza będąc tam, gdzie jest moje miejsce. I przy kim moje miejsce.
- Chyba zatoczyliśmy koło - zauważył Aeiran. - Rozmawialiśmy już kiedyś o takich "niewzruszonych centrach", pamiętasz?
- Owszem - uśmiechnęłam się. - Poczucie tożsamości jest na tyle związane z poczuciem przynależności, że trudno o ten temat nie zahaczyć.
Teraz i on posłał mi lekki uśmiech, odejmując dłonie od twarzy.
- Zanim na dobre zagłębimy się w tematy egzystencjalne, może powiem ci, że i ja mam coś ciekawego.
Spojrzałam na niego pytająco.
- Znasz ciemnowłosą kobietę w jasnofioletowym kostiumie?
Zamrugałam ze zdziwieniem.
- Może jeszcze niematerialną?
- Też - skinął głową. - Po pojawieniu się znikąd i upewnieniu się, że ja to ja, nakazała mi surowo nie ruszać się stąd aż przyjedziesz. Wtedy ma wrócić i nam coś wyjawić.
Po przetrawieniu tej informacji zaczęłam tak chichotać, że potem długo musiałam łapać oddech.
- A teraz powiedz mi, czy ona ma coś wspólnego z Xellą-Mediną.
- Nie ma - wykrztusiłam, kręcąc głową. - Ale najwyraźniej ma parę cech wspólnych dla wszystkich agentów i Agentów...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz