23 VIII

Stukot kopyt zabrzmiał znienacka, w mieście, po którego ulicach rzadko biegały konie, ale okoliczni ludzie już się przyzwyczaili i nauczyli spychać na skraj świadomości. Kara klacz wyłoniła się znikąd, przy akompaniamencie melodii, nuconej przez piękną amazonkę w koronkowej sukni. Zatrzymała się pod tym samym domem, co zwykle, po czym anielica zsiadła z gracją. Nie miała skrzydeł, bo anioły nie zawsze muszą je mieć, zależnie od wyobrażeń ludzi, którzy kreują ich ziemskie postacie. Zresztą jeśli ma się do dyspozycji niezwykłego wierzchowca, po co komu skrzydła?
Anielica nie zdążyła nawet dojść do drzwi, kiedy otworzyły się i wypadł przez nie herold. Tym razem nie miał na sobie wielobarwnej kurtki, która wypełniłaby żywymi kolorami szarą dzielnicę; wyglądało na to, że bardzo się spieszył... Albo był czymś wystraszony. Albo jedno i drugie.
- No więc? - zapytała anielica głosem, który nawet najbanalniejszemu zagajeniu mógł nadać niezwykłe znaczenie. Gdyby sytuacja temu sprzyjała, herold natychmiast by się uspokoił i słuchał jej z zachwytem, a może i zagrał na swojej lutni. Jednak to nie był odpowiedni czas.
- Gdzie ostatnio widziałaś Światło Przewodnie? - zapytał z zaniepokojeniem. - Szukam go po całym domu i nie mogę znaleźć.
- Gdzie j a widziałam? - zdumiała się, potrząsając czarnymi lokami. - Tam, gdzie mi je pokazałeś. Potem ci przecież oddałam do rąk własnych.
Herold zmieszał się wyraźnie. Wiedział, że zachowuje się jak ostatni dureń, był też jednak świadom, że jego towarzyszka nie będzie mu tego wypominać.
- Położyłem je wtedy w widocznym miejscu - powiedział żałośliwie. - A dzisiaj patrzę i nie ma.
Ona podeszła i odgarnęła mu rozwichrzone włosy za szpiczaste ucho. Ten czuły gest odrobinę go uspokoił.
- A jesteś pewien, że nie zawiozłeś go z powrotem na Krawędź? Albo że po prostu sam go sobie nie zabrał?
- Dopiero co byłem na Krawędzi - skrzywił się herold. - Streszczając tę długą i przemiłą wizytę: tam Światła nie ma.
Anielica nie zamierzała jednak przejmować się tym zanadto.
- Zrobi sobie nowe - uśmiechnęła się. - Ma przynajmniej absorbujące zajęcia: jak nie szuka artefaktów, to je stwarza...
- Przypuszczam, że niedługo przyjdzie czas na jeszcze ciekawsze zajęcia - powiedział herold ponuro.
- Tym lepiej, tym lepiej. Bezczynność jest dla was obu zabójcza. I brak dystansu do pewnych spraw.
- Zamieszkaj tu na stałe, co? - zaproponował kwaśno. - Wtedy sobie porozmawiamy o stosownym dystansie
.

Przypuszczam, że to te wczorajsze insynuacje Shyama mnie podkusiły. Już sam fakt, że to właśnie z nim mogę pogadać o opowiadaniach Moriany, jest zaskakujący, ale żebym miała wędrować między opowieściami równie łatwo jak przez międzysferę, to już lekka przesada. Nigdy tego nie robiłam - choć znam osoby, którym się to w pewnym sensie zdarzało - i nieszczególnie dobrze mi się coś takiego kojarzy. W każdym razie, jak wspomniałam, podkusiło mnie. Wzięłam pióro, odszukałam w pustej książce ilustrację i na następnej stronie popełniłam taki oto ścinek. Nawet bez głębszego namysłu.
Później obudziłam się w środku nocy, a Światło Przewodnie leżało na mojej poduszce. Kiedy biorę je do ręki, kula rozbłyskuje, lecz jej blask nie razi w oczy. Całość ma może z łokieć długości i jest zadziwiająco lekka, ale średnio wygodna w trzymaniu, bo fałdy sukni uwierają w dłoń. Rzeźba jest jeszcze dokładniejsza niż na rysunku - ten okręcony wokół postaci materiał, długie, rozwiane włosy, bransolety zapięte wokół ramion... Dobrze znać rękę, która stworzyła dwa z Symboli i moją miniaturę światów.
A niech to. Trochę za późno pomyślałam, że to moje pisanie może się zemścić, że nie wiem, do czego ta rzecz miała służyć i przede wszystkim, że biedny Ketris. Ale co się stało, już się nie odstanie...
Resztę nocy przespałam dość niespokojnie. Teraz to odreagowuję.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz