12 VIII

Nawiedziło mnie szalone marzenie, by zaszyć się gdzieś w samotności, a opowieść zostawić, by biegła swoim własnym torem. To jednak nie jest wykonalne - jakoś nie do końca świadomie obiecałam J, że wybierzemy się wkrótce na wyprawę w celu poobserwowania świata elfów, z którego pochodzą obiekty naszego zainteresowania. Nie pytałam jej, skąd wie, że to będzie ten właściwy świat - pewnie ma swoje własne wizje i sugestie opowieści, tak jak ja miewam swoje. Zresztą ja też mam zamiar rozpocząć wtedy swoje własne poszukiwanie, tylko jeszcze nie do końca mam ideę, co lub kogo chcę znaleźć. Wszystko chyba przez to wrażenie, że pusta książka woła, bym ją zapełniła.
Postanowiłam przynajmniej wyrwać się na chwilę i dowiedzieć się o nadawcę ostatniego rysunku. Skorzystałam z okazji, kiedy całe towarzystwo rozpierzchło się we wszystkie zakamarki gór i grot... A przynajmniej tak mi się wydawało, dopóki nie dołączyła do mnie Djellia - żeby pokazać mi kierunek do Biura Rzeczy Znalezionych - oraz Ellil - bo tak. Zniknęliśmy niezauważeni, choć wiedziałam, że w końcu ktoś to odkryje i może nawet się domyśli powodów.

Biuro okazało się prywatnym wymiarem, jak Biblioteka na Pograniczu czy choćby moja herbaciarnia. Niby nie miało drzwi, a jednak kiedy znaleźliśmy się w środku, Ellil o mało nie przewrócił się o grubą, kolczastą wycieraczkę. Zirytowany uznał, że dalej będzie szedł w powietrzu - co jednak też było niebezpieczne, bo z sufitu zwieszały się rozmaite dzwoneczki, żyrandole i patelnia. Dlaczego nie wykorzystano jej w jakimś sensownym celu, tego nie wiedziałam, ale powróciło do mnie tamto miłe poczucie absurdu i uznałam, że to tylko lepiej.
Przyjęła nas sekretarka, czerwonoskóra demonica w schludnym kostiumiku i z grymasem sygnalizującym, że nie bardzo lubi swoją pracę. Wyjaśniła nam prosto z mostu, że ona sama nie ma głowy by pamiętać, kto, kiedy i po co się tu zgłasza, więc powinniśmy porozmawiać z jej przełożonym. Zaprowadziła nas do niego długą drogą przez mnóstwo schodów i przestrzennych magazynów, wyglądających jak większe wersje rupieciarni Jyoti. Uwijali się tam pracownicy z wszelkich możliwych ras, to zapakowując, to wypakowując nowe rzeczy.
Znaleźliśmy się w końcu w ciasnej klitce, na wyposażenie której składał się czajnik i zawalone papierzyskami biurko. Za biurkiem tym, na obrotowym krześle, siedział gnom w okularach i wypełniał dokumenty z taką prędkością, że ledwo widziałam pióro.
Djellia dyskretnie chrząknęła, a wtedy gnom zauważył naszą obecność i uśmiechnął się z roztargnieniem.
- Dawno tu pani nie było - odezwał się jak do starej znajomej. - Po co tym razem się pani zgłasza? Co prawda nie jesteśmy firmą kurierską, ale w nagłych przypadkach zawsze...
- Tym razem to nie ja mam sprawę - przerwała Djellia, popychając mnie lekko do przodu. Zaskoczona byłam, że na mój widok gnom ucieszył się równie mocno.
- No no, jak miło znowu panią widzieć! Chociaż... Czyżby przesyłka nie dotarła?
- Ależ dotarła - zaprzeczyłam słabo. - Jednak bardzo chciałabym dowiedzieć, kto ją nadał. Nie spodziewałam się jej.
- Był tu jeden z naszych stałych gości, taki, który co chwilę coś gubi... Ale tym razem przyprowadził znajomą i to ona chciała oddać pani zgubę. Dobrze panią opisała, szczęście, że od razu wiedziałem, o kogo chodzi. Mówiła, że trzyma ten obrazek od paru miesięcy i wypadałoby go jakoś zwrócić...
- Zaraz, bo nie nadążam - skrzywiłam się. - S k ą d pan wiedział, o kogo chodzi?
- Jak to skąd?! - gnom omal się nie obraził. - Była już tu pani przecież w poszukiwaniu jakiegoś... Klejnotu? Tak, to chyba o to chodziło. Dobrze zapadła pani w pamięć sekretarce, oj tak...
- Miya ma chyba na myśli, że nigdy wcześniej tu nie była - wtrącił Ellil. - Nawet nie wiedziała o takim miejscu, póki Djel jej nie pokazała drogi.
- Nie? A, to przepraszam. Może w takim razie dopiero tu pani przybędzie. Mamy ciągle takie urwanie głowy, że już nawet czas nie jest tym, czym powinien.
- Jak wyglądała ta znajoma? - zapytałam. Poświęciłam wcześniej trochę czasu by przemyśleć poszlaki. - Miała kasztanowe włosy i okulary? I taką belferską prezencję?
- Ogólnie się zgadza - potwierdził gnom. - Tyle że zamiast belferskiej prezencji miała raczej tremę. Trzymała biednego pana Heitwarta pod rękę tak mocno, że omal mu jej nie urwała.
- Gdzie mogę ich znaleźć?
- Och, on obraca się to tu, to tam. Nigdzie długo nie zagrzewa miejsca. Co do owej pani, tego już nie wiem.
Skinęłam głową z rezygnacją. Właściwie nie spodziewałam się niczego więcej, zwłaszcza przy obecnym nagromadzeniu wątków byłoby to niewygodne. Mogło jednak definiować obiekt moich przyszłych poszukiwań - albo wręcz przeciwnie, wykluczyć...

Cały czas nie opuszczało mnie uczucie, że byliśmy tam za krótko. Że mogłabym jeszcze chwilę pobyć gdziekolwiek poza Sativolą. Nie to, żebym miała coś przeciwko tej nowej podróży czy nawet wpadaniu co chwilę na Muirenn i Laderica w wersji "Para Sezonu". Nie miałam jednak ochoty wracać w góry i dowiadywać się, że Jaleel wreszcie wyzwał Caranillę na wyczekiwany pojedynek o tytuł przewodnika. Czy raczej do ostrej walki bez żadnych zasad...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz