21 XII

- Skoro mówię, że będziemy świętować, to znaczy, że będziemy - oznajmiła wczoraj Aislinn i zabrała się do gotowania. Konkretnie jednej potrawy o dziwnej nazwie i jeszcze dziwniejszym składzie, którą spożywa się z okazji Przesilenia. W każdym razie zawiera sporo przypraw i pachnie zachęcająco, inaczej pewnie bym spędziła dzisiejszy wieczór siedząc zamknięta w pokoju zamiast świętować. Skoro jednak nie zamierzam, na moją głowę spadło wyciągnięcie jednego marudy z pokoju, w którym właśnie tak siedzieć zamierzał.
- Dziś noc zwycięża dzień. Ciekawie byłoby siedzieć z nim w takiej chwili przy jednym stole - stwierdziła bogini słońca, uśmiechając się krzywo. Jutro zamierza wrócić do pilnowania swoich archeologów, ale mam nadzieję, że jeszcze do nas zajrzy, inaczej ktoś tu w końcu kogoś zabije, obawiam się.

- Wychodzisz stąd na kolację - oznajmiłam Shyamowi od progu. Przynajmniej nie miał drzwi zamkniętych na klucz.
- Dlaczego? - zapytał gdzieś z głębi pokoju. Nie miał tak nieszczęśliwego głosu jak wcześniej, za to w ciemności nie mogłam zlokalizować, gdzie jest.
- Bo do tej pory Ellil zdąży wrócić z prezentem gwiazdkowym dla ciebie. A na razie mógłbyś chociaż włączyć lampkę - powiedziałam i sama to zrobiłam. Zajaśniała okrągła jak księżyc.
- Może i srebrne światło zawsze było słabsze niż złote - Shyam zerknął na nią na moment - ale to mnie bynajmniej nie pociesza. I nie mam zamiaru świętować wspólnie z  n i ą.
- Dziś najkrótszy dzień, zwycięstwo nocy, a ty nie chcesz?
- Nie - rzekł twardo. - To przez nią i jej potęgę spotkało mnie to wszystko.
- Przecież już ustaliliśmy, że nie Aislinn zamknęła cię w amulecie, prawda?
- Bez znaczenia. Gdyby nie była zbyt silna, Aylin nigdy nie wpadłaby na to, by próbować zwiększyć własną moc i... - urwał nagle, jakby wystraszony.
- Kto? - zapytałam szybko, myśląc, że się przesłyszałam. Ale nie, chyba mi ktoś taki mignął w którejś książce z mitami...
- Nikt - burknął demon, odwracając wzrok - Już od dawna jej nie ma.
- Kolejny twój najgorszy wróg? - nie dałam za wygraną i zaczęłam zgadywać. - Ktoś, z kim kłótni ci brakuje?
- Też coś. Istnieliśmy, by być przeciwwagą dla siebie - prychnął, sprowokowany (zdecydowanie trzeba by popracować nad jego asertywnością, gdyby nie to, że taki stan rzeczy jest mi na rękę). - Ale skoro zaczęła niknąć mi w oczach, nie wierzyłem, że ta mała rzecz daje jej większą siłę. Dlatego dała mi ją, żebym sam sprawdził. I wkrótce potem przestała istnieć.
- No dobrze, ale co ma do tego Aislinn?
- Aylin stanowiła przeciwwagę również dla niej - mruknął Shyam, bardzo niezadowolony z siebie. - Zawsze z kimś rywalizowała, a z nią nawet bardziej niż ze mną.
Właściwie się nie dziwiłam. Też bym na jej miejscu próbowała wygryźć osobę o imieniu tak podobnym do mojego. Po prostu miałabym lekką paranoję.
- Powiesz im teraz, tak? - zapytał demon wyzywająco. - Wszystko im wygadasz?
- Nie wiem jak mam mówić o czymś, czego nie zrozumiałam - odparowałam. - A ty lepiej zejdź na kolację. Sama bym tu została, podoba mi się ten półmrok z jedną lampą... Ale nie.
Dziwnie zakończyłam tę rozmowę, dobrze to wiedziałam, jednak w tamtej chwili po prostu poczułam, że "ale nie" i że chcę do domu. A kiedy wyszłam z pokoju, zobaczyłam opartego o ścianę Xaia, który uśmiechał się lekko i najwyraźniej sporo usłyszał.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz