16 XII

- Mówiłaś, zdaje się, że jesteś niedostrojona do naszego świata, co wiele wyjaśnia - Aislinn stanęła nade mną, ujmując się pod boki - To, że t y nie wyczuwasz atmosfery niebezpieczeństwa, nie oznacza, że jej nie ma.
Paradoksalnie do swojej "profesji" zasłaniała mi światło, akurat kiedy zamierzałam opisać kolejny bezczynny dzień. Może to i lepiej, że nie zdążyłam zacząć. Po co taka monotonia?
- No dobrze, jest - powiedziałam, nie podnosząc głowy. - Przyszłaś tylko po to, by mnie o tym uświadomić?
- Nie tym tonem, jeśli łaska. Przyszłam, bo ktoś powinien coś zrobić z Shyamem. Plącze się jak duch i straszy mi ekipę.
- I dlaczego tym kimś mam być ja?
- Bo ja jestem jego najgorszym wrogiem, a Ellila na szczęście nie ma - prychnęła bogini. - Natomiast ty mówiłaś, że od czego jesteś specjalistką?
- Od ponurych typów w czerni, którzy nie mogą znaleźć sobie miejsca w świecie - westchnęłam. - Ale to nie moja wina, sami na mnie wpadają.
- O, właśnie. Może zajęcie psychologa jest ci sądzone, nie myślałaś o tym?
Westchnęłam ponownie i podniosłam się, odkładając zeszyt. Zbiegi okoliczności bywają czasem nie lepsze od przeznaczenia.
- Znalazłaś już coś odnośnie tego symbolu? - zapytałam dla pozoru, że kontroluję sytuację.
- Nic a nic - mruknęła z irytacją. - Też coś, świecę nad tym przeklętym światem od zawsze, a nie wiem... Powinnam to traktować jak wyzwanie, czy jak afront?

Shyama znalazłam bez trudu. Siedział na podłodze w kącie zachodniej komnaty i wpatrywał się w sufit. Nie wiem jakie wrażenie mógł robić kilkaset lat temu, ale w tym momencie miałam ochotę pogłaskać go po głowie. Skrzywienie zawodowe?
- Zejdź mi z oczu - powiedział matowym głosem.
- Nawet na mnie nie patrzysz - zwróciłam uwagę. Kiedy puścił ją mimo uszu, po prostu podeszłam i usiadłam obok niego.
- To zaćmienie, prawda? - spojrzałam na szereg malowniczych symboli, widniejących na suficie. - Marzysz o wiecznej nocy?
- W tych potwornych czasach nawet noc staje się dniem - nie zmienił tonu; zapomniał już nawet, że powinien być władczy i gniewny. - Gdybym miał więcej mocy, przywróciłbym tamten stan.
O, niedobrze. Nawet zaczął się przyznawać do słabości... A może właśnie dobrze?
- Gdybyś ze świata wiecznej nocy trafił do takiego, w którym panuje dzień - zaczęłam. - Wolałbyś wrócić do domu czy zaprowadzić swoje porządki na obcym terenie?
Popatrzył na mnie kątem oka, marszcząc brwi.
- Egzaminujesz mnie, czy przesłuchujesz?
- Wspominam.
- Nie podoba mi się bycie obiektem analizy - stwierdził. - Każdego tak traktujesz?
- Każdego traktuję jak obiecującą znajomość albo jak źródło nowego wątku - wzruszyłam ramionami. - Wybierz sobie interpretację, która bardziej ci odpowiada.
- Nie ma sposobu, by przywrócić czasu magii - Shyam podjął poprzedni temat. - To wbrew naturze sprzymierzać się z bogami.
- Trochę godności w zamian za magię to niewygórowana cena - uznałam. - Poza tym ja jestem demonem, a całkiem miło mi się z nimi trzyma.
- Nie jesteś - zmierzył mnie wzrokiem.
- Ależ tak.
- Nawet w tych zepsutych czasach nie mogą istnieć takie demony. Jesteś zbyt ludzka.
- Zanim ziściłam się w tej postaci, miałam ładne parę innych - wyjaśniłam. - Nie mogły nie wpłynąć na to, jaka jestem teraz.
Długo mi się przyglądał, jakby starając się mnie umieścić w odpowiedniej szufladce. W końcu dał za wygraną - najwyraźniej musiał jeszcze poszerzyć horyzonty. Mimo wszystko nie był za bardzo najeżony, co mogło oznaczać dwie rzeczy: albo się zmęczył, albo uznał, że już nic nie ma sensu. Wolałam trzymać się nadziei na pierwszą opcję.
- Jeszcze jedno - uśmiechnęłam się i wstałam. Po prostu musiałam wyjść póki jeszcze nie zabrałam się do głaskania.
- Tak? - zareagował, i to nawet z zaciekawieniem.
Zanim odpowiedziałam, spokojnie podeszłam do wyjścia.
- Jeśli nie pomożesz nam w rozwiązywaniu zagadki zanikania magii, będzie to znaczyło, że jednak podoba ci się tak, jak jest.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz