19 XII

Coś mi umyka. Coś mi umyka, coś mi umyka, coś mi umyka, cośmiumyka. Coś. Mi. Umyka. Ale nieważne. Jest na tyle ciekawie, bym dała radę wziąć się w garść, choć może zbyt ciekawie na uwiecznienie w moich niepozbieranych myślach.

Ustaliliśmy w końcu, że spotkamy się w połowie drogi i tak też się stało. Teraz jesteśmy sobie w miłym miejscu, do którego nawet dotarła zima, przez co Shyam chodzi ze skwaszoną miną i narzeka na to białe dokoła. Z kolei Aislinn chodzi skwaszona, ponieważ musiała - przynajmniej na parę dni - opuścić wykopaliska, a kto wie, co się tam może stać podczas jej nieobecności... Z drugiej strony, jak mi wyjaśniła, gdyby tam została, kto by pilnował tego wariata?
Rzeczony wariat dał nam do zrozumienia, że robi nam wielką łaskę, dotrzymując nam towarzystwa; kiedy zaś dotarliśmy do wyznaczonego miejsca, w którym czekał na nas "Pędziwiatr" z trójką pasażerów, o mało nie poświęcił swej starannie wypracowanej samokontroli na ponowne ścięcie się z Xaiem (jakby mu nie starczył jeden najgorszy wróg). Ogólnie było śmiesznie, bo każde z bóstw chciało, bym dalszą drogę jechała właśnie z nim. Ellil, bo miał serdecznie dość robienia za szofera dla "tych państwa", a Aislinn, bo ktoś powinien pilnować żeby demon nie zwiał, kiedy ona prowadzi. Sugestię, żeby wsadzić go do bagażnika, niestety zlekceważyła, ale i tak w końcu kontynuowałam jazdę z nią. Po prostu dlatego, że prowadzi bezpieczniej niż Ellil, a to ma pewne plusy, gdy droga jest pokryta lodem.

- Po raz ostatni ci tłumaczę, że nie zawracałbym sobie głowy takim badziewiem jak przerabianie jakichś twoich wirusów - powiedział kategorycznym tonem Xai, wcale nie przekonując tym Ellila.
To właśnie on był zdolny znaleźć nam pensjonat, który stał pod ciemnym i groźnym lasem, a którego właścicielka o nic nie pytała. Choć otoczenie (kolorowy pokój z kominkiem) sprzyjało raczej zabawie kolejką przy choince, demon siedział w eleganckim garniturze i to go podsumowywało najlepiej. Poza tym miał szare oczy, a włosy mieniły się srebrzyście, podobnie jak u boga wiatru, choć kolorem wpadały raczej w róż (może tylko w tym świetle, ale widok był uroczy). I były dłuższe.
- Dlaczego niby miałbym ci wierzyć? - Ellil nie dawał za wygraną.
- A myślisz, że to mi się kalkuluje? - Xai uśmiechnął się trochę zaczepnie, a trochę z wyższością. - Ja psuję twoją robotę, a ty ją naprawiasz? To by znaczyło, że pomagam ci zarobić - nie uważasz tego za niedorzeczne?
Ellil zamarł z otwartymi ustami i po chwili machnął ręką z rezygnacją, a ja zaczęłam rozumieć, dlaczego określał towarzysza J mianem "śliskiego typa". Dziwne, łatwiej mi było zrozumieć po czymś takim niż po awanturze jaką urządził Xaiowi (i tym razem nie mogącemu powstrzymać się od śmiechu) rozgniewany Shyam. Po którego stronie, nota bene, powinnam była stanąć. Jakoś wszyscy oczekiwali, że stanę. Tymczasem ja miałam wtedy niezły ubaw i teraz też.
A przy okazji, pytałam J, jak to się stało, że jest w to wszystko zaangażowany. Odpowiedziała, że miała u niego większe kieszonkowe niż u tego drugiego "starszego braciszka" i że gromadziła dane na jego komputerze, więc nie miał wyboru. Osobiście zaś odniosłam wrażenie, że sam aż się palił do wniesienia jakiegoś wkładu w nasze działania. Głównie dlatego, że twierdził dokładnie odwrotnie - cały czas uśmiechając się tak jak już wspominałam.

Swoją drogą, Shyam chyba uczynił kolejny kroczek na długiej drodze przystosowywania się do współczesności. Nie żeby przestał unikać światła, ale po rozmaitych aluzjach odnośnie ubierania się jak co trzeci zbuntowany przeciw światu nastolatek, doszedł do wniosku, że on tak nie chce. Ku mojemu zdziwieniu, misji znalezienia mu nowego stylu podjął się Ellil - czyżby faktycznie stanął po jego stronie przeciw Xaiowi? Zniknął jakoś przed godziną i pewnie nie wróci, póki tego stylu nie znajdzie. Przypomniałam mu kilka razy, że nic różowego i odblaskowego, do licha, ale nie wiem jak bardzo go to obejdzie.

Tak, oczywiście, że wyżej stawiam pisanie o tym jak przedszkole się kłóci od relacjonowania burzy mózgów i porównywania teorii. Po pierwsze, dlatego, że burza mózgów jak dotąd trwała krótko i z przerwami. Po drugie zaś, ponieważ nawet tyle wystarczyło, by zaczęła mnie boleć głowa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz