7 VIII

- I jak ty sobie to wyobrażasz? - Yukito uśmiechał się szeroko.
Spojrzałam na niego bez cienia zrozumienia.
- Znaczy, co?
- O ile wiem, poprosiłaś moją siostrę, żeby przysłała ci info o facecie, który szuka tego całego Kryształu - wyjaśnianie wyraźnie go bawiło. - W tym wypadku postanowienie, które złożyłaś, jest trochę...
- Nawet nie kończ - przerwałam. - Zawsze mogę to odwołać, prawda? A ty się po prostu nie możesz pogodzić z tym, że i twoje zadanie dobiega kresu, co?
- Tak, i cię dręczę - uśmiechnął się jeszcze szerzej. - Skończyło się jeszcze przed zaczęciem. Przygoda mnie ominęła.
- Jesteś pewien, że chciałbyś być ozdobą u Carnetii?
- Po tym jak zobaczyłem spektakularną ucieczkę Egila przed tą panią, wolałbym się jednak zastanowić.
Nie dziwiło mnie to. Ledwo doszła do siebie, a już zaczęła się zachowywać jakby była panią całego świata. Mnie traktuje jak zło konieczne, Aeirana tym bardziej, uśmiecha się złośliwie do Vaneshki, która udaje, że tego nie widzi... Za to cięgiem uwodzi biednego Egila. Yukito miał rację, nie wychodząc ze swojego pojazdu.

- To tu się chowasz? Za wydmami? Nie wiesz, że to najlepsze miejsce na małe tête-à-tête?
Egil omal nie wrzasnął, ale w porę zorientował się, że to tylko ja.
- Nie podchodź tak człowieka znienacka! - wziął głęboki wdech.
- Wybacz, już nie będę - wzruszyłam ramionami. - Skoro szukasz samotności, nie zamierzam przeszkadzać.
- Tak myślałem, że to powiesz - westchnął. - A na razie właśnie ty trzymasz nas w kupie. Jakoś wszyscy się izolują... Yukito na statku, ja tutaj, Vaneshka... - ruchem głowy wskazał na brzeg morza. Pieśniarka siedziała nad wodą i patrzyła w dal, a po chwili zaczęła śpiewać. Jej głos niósł się po wodzie przy akompaniamencie szumu fal. Była w tej pieśni jakaś tęsknota, jakieś rozpaczliwe błaganie i widziałam, że Egilowi błyszczały oczy... A we mnie wzbierał szloch.
- To jest jej pieśń o miłości, wiesz? - szepnął kronikarz.
- Wiem.
- Słyszałaś ją już wcześniej?
- Nie - pokręciłam głową. - Ale znam Vaneshkę na tyle, by wiedzieć.
- Ja słyszałem - mruknął. - Zapytałem o jej uczucia, tak jak mi radziłaś - słysząc to, gwałtownie odwróciłam twarz. - I wtedy mi to zaśpiewała... Jak myślisz, dlaczego istnieje coś takiego jak miłość bez wzajemności?
- Znów pytasz niewłaściwą osobę - prychnęłam. - A przy okazji, zdaje się, że ta pieśń też zbiera nas razem. Zobacz.
Skierował wzrok tam, gdzie wskazałam. W pewnej odległości od nas stała Carnetia i przysłuchiwała się śpiewowi. Na jej twarzy widać było ból... I też wydawała się bardzo samotna.
Vaneshka przestała śpiewać; chyba wyczuła naszą obecność, bo odwróciła się powoli. Carnetia uciekła spłoszona, natomiast ja i Egil podnieśliśmy się z piasku.
- Znowu wyszłam na płaczliwą istotę bez charakteru, co? - pieśniarka uśmiechnęła się do mnie smutno.
- Można nie mieć charakteru a mimo to śpiewać w taki sposób? - zapytał Egil. Skłoniła ku niemu głowę z wdzięcznością.
- Wiedziałam, że tu siedzicie, ale nie chciałam przerywać - powiedziała. - Chciałam żeby Carnetia dosłuchała do końca.
- Dlaczego? - chciałam wiedzieć.
- Bo wydaje mi się, że łączy nas coś jeszcze poza więzami krwi.
Skrzywiłam się odruchowo. Ta kobieta nie miała w sobie nic z anioła, w przeciwieństwie do Vaneshki, a jednak...
- Jesteś pewna, że możesz wierzyć w te więzy krwi? Jak dla mnie łączy was tylko kolor oczu.
- Nie znałaś jej, więc nie wiesz, jak bardzo Carnetia jest do niej podobna - mruknęła pieśniarka. - Do mojej... naszej... matki. Z charakteru.
Już miałam powiedzieć, że jędzowatych erotomanek w światach nie brakuje, ale ugryzłam się w język, bo zielonooka jeszcze nie skończyła.
- Poza tym, gdyby nie była moją siostrą, nie mogłabym jej ocalić tak, jak to zrobiłam.
- Masz więcej rodzeństwa? - zainteresował się Egil.
- Na pewno. Ale nie wiem ile ani gdzie - spuściła głowę. - To, że udało mi się spotkać Carnetię, jest... Czymś niezwykłym.
Sama bym tego w ten sposób nie ujęła... Ale widać było, że Vaneshka poczuwa się do odpowiedzialności za siostrę. Nie wiedzieć dlaczego.
- Wzbudziła w tobie siostrzane uczucia? - zapytałam.
- Nie - w głosie pieśniarki zabrzmiało poczucie winy. - Ale mamy ze sobą coś wspólnego. I dlatego powinnyśmy trzymać się razem.
Ciekawe czy Carnetia zgodziłaby się z tymi słowami...
- I co, chcesz ją zabrać do Marzenia? - nie ukrywałam nawet rozbawienia.
- Do Marzenia... Jeszcze nie wiem. Na razie do Xelli-Mediny. Potem czas pokaże.
Aż dziw, że padłam i nie zaryłam nosem w piasek. Z mojego punktu widzenia zabieranie Carnetii do Xemedi-san było chyba najgorszym pomysłem z możliwych, ale Vaneshka zwyczajnie o tym nie wiedziała.
Nie wiem dlaczego jej o tym nie powiedziałam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz