15 VIII

Wynurzyłam się z jeziora, gdy dobiegły mnie dwa głosy z coraz mniejszej odległości. Wyszłam na brzeg i otrząsnęłam się z wody.
- Znowu pływać idziecie, chłopaki? - zagadnęłam.
- Jeszcze nie wiemy - uśmiechnął się Leo. - Ale jesteś jedyną kobietą tutaj, której towarzystwo nie niesie ze sobą przykrych konsekwencji, więc dobrze, że cię znaleźliśmy.
- Co masz na myśli?
- Vaneshka i Mil uparły się, że dzisiaj one robią kolację i wyrzuciły nas z domu - wyjaśnił. - Pewnie nie chcą żebyśmy zobaczyli jak im się dymi coś przypalonego. A Carnetia...
- Nie musisz kończyć.
Odetchnął z ulgą, ale Egil nie.
- Nawrzeszczała na nas, że nią gardzimy, choć jest jedyna w swoim rodzaju i nawet bogowie przyjmowali ludzką postać, żeby móc się do reszty zatracić w jej uroku - musiał się wyżalić. - No to powiedziałem jej, że ma jednego boga pod nosem, może go sobie podrywać a nas niech zostawi w spokoju. - Zaczerwienił się po sam czubek nosa, a ja dostałam nagłego ataku kaszlu.
- I sądzisz, że zacznie się uganiać za kimś, kto rozwalił jej dom?!
- A czemu nie? - Leo uśmiechnął się jakoś perfidnie. - Takie uganianie się to by była niezła zemsta... Choć ona pewnie tego tak nie postrzega. Hehehe!
- Jesteś okrutny - mruknęłam i dreszcz mnie przeszedł. W wodzie było zdecydowanie cieplej niż na powierzchni i najdotkliwiej odczułam to patrząc na kompletnie ubranych chłopaków, podczas gdy sama byłam w stroju kąpielowym i rozczłapanych klapkach.
- Przejdziemy się? - zaproponowałam. Zgodzili się entuzjastyczne.
- Pokażę wam fajne miejsce - postanowił Leo. - Tylko będzie trzeba iść trochę w las... Boicie się kleszczy, co?
- Komarów prędzej...
- A czy komarzyska lubią demonią krew?
- W zasadzie nie mam krwi, ale one o tym nie wiedzą i przylatują sprawdzić.

Gdyby nie to, że szliśmy przez gęste chaszcze i dostawaliśmy w twarz od gałęzi, droga byłaby bardzo klimatyczna, tym bardziej, że zaczynało robić się ciemno. Wreszcie dotarliśmy tam, gdzie metodą prób i błędów prowadził nas Leo. W tym miejscu utworzyła się mała zatoczka, nad którą widniały ślady zaczętej budowy. Zaczętej dawno temu i nie ukończonej. Cokolwiek miało tam stać, było drewniane i nieźle przegniłe. Dokoła latały ważki i rosły nie znane mi niebieskie kwiaty o małych, delikatnych płatkach. Wszędzie unosił się ich zapach. W wodzie odbijało się zachodzące słońce.
- Spójrz, tam na niebie czerwień wieści koniec dnia - wyrecytowałam. - Tam, coraz cieplej, ale w tobie chłód wciąż trwa...
Rzeczywiście było coraz chłodniej.
- I znowu się alienujemy - mruknęłam. - Tyle, że jakoś tak... Razem.
Odwróciłam się spokojnie, chłopcy również, zaskoczeni.
- Coraz więcej nas szuka tu samotności - ciągnęłam monotonnym głosem (klimat tego miejsca na mnie podziałał, a może te kwiatki?), patrząc na stojącego za nami Aeirana. - Przeszkadzamy może?
- Nie - odpowiedział po namyśle, ale odsunął się nieco. Podszedł do niedokończonego domu.
- Cały czas tu przychodziłeś? - zapytałam. - Czy my też należymy do tych, którzy chcą cię dopaść, jak mówiła Xemedi-san?
- Ona wie zdecydowanie za dużo - stwierdził. - Ale nie, wy nie. Chyba.
- Mówiłbyś konkretniej, a nie! - zdenerwował się Leo. Aeiran posłał mu drwiące spojrzenie.
- Wiecie, co tu miało stanąć? - zapytał bez związku. - Pewien człowiek czekał tu na kobietę... I zaczął budować dom, w którym mogłaby zamieszkać.
- Bawiłeś się czasem? - chciałam wiedzieć. - Widziałeś przeszłość?
- Słyszałem raczej - poprawił. - W niektórych miejscach czas potrafi przemówić... I wiesz? Nie zjawiła się. Zostawił budowę taką niedokończoną, odszedł i nie chciał wracać tu nawet pamięcią.
Może mi się zdawało, a może naprawdę słyszałam w jego głosie żal. Ciekawe, o czym myślał - o Klejnocie może?
- Dlaczego się nie zjawiła? - spytał ciekawski Egil.
- Może nie chciała, kronikarzu? Może chłód w niej trwał, jak to ładnie Miya ujęła?
Mina chłopaka stała się dziwnie zacięta.
- Dlaczego bogowie pozwalają na ten chłód? Dlaczego ludzie przez to cierpią? Gdybym był władny, to...
- Co, zmusiłbyś mnie, bym pokochał pieśniarkę? - oblicze Aeirana przeciął krzywy uśmiech. - A może zmusiłbyś Miyę by pokochała ciebie?
Słowa zamarły Egilowi w ustach i przez chwilę wyglądał jakby dostał czymś ciężkim w głowę. Nie wiem dlaczego, zrobiło mi się go żal - coś go dręczy ostatnio... W końcu chyba znalazł słowa i chciał się odgryźć, ale wkroczył Leo.
- Tylko się nie pożryjcie, nie po to się tu tłukłem, żeby pozwalać na psucie klimatu! - roześmiał się. - Miya, może powiesz ten wiersz od początku? Chętnie bym posłuchał.
- Nie ma początku...
- Jak to nie? Co za autor pisze wiersze bez początku?
- Autorką - powiedziałam wolno - była niejaka Madelyn Igneid Yumeni Al'Wedd. Dawno temu, gdy jeszcze udawała, że potrafi pisać wiersze.
Spojrzeli na mnie pytająco.
- Nie ma toto początku, końca zresztą też - westchnęłam. - Za bardzo osobiście traktowałam ten wiersz, dlatego go porzuciłam w krytycznym momencie. I choćbyś pędził do słońca, i choćbyś je dogonił nim zapadnie zmrok... - powiedziałam cicho do siebie. - Nadal go traktuję osobiście.
- To jakieś wspomnienie z poprzedniego życia?
- Co? - na dźwięk głosu Aeirana otrząsnęłam się ze smutnych myśli. - Tak, wspomnienie... I to z niejednego życia. Dlaczego ja jeszcze nie oszalałam przez te wspomnienia?
Objęłam się ramionami i zatrzęsłam lekko, a czarnooki spojrzał na mnie jakby żałował, że nie ma płaszcza, w który może mnie zawinąć, ale to tylko moje domysły. Za to Leo podszedł i schował mnie w ciepłym uścisku.
- O, dzięki - uśmiechnęłam się. - Na duszy też się robi cieplej od razu. Ciepłe wspomnienie do kolekcji.
- Taka ilość wspomnień pewnie inspiruje? - ożywił się Egil.
- Czyżbyś sugerował, że mam szczęście, odradzając się na nowo? - mruknęłam. - Czasem brak wspomnień inspiruje bardziej, wiesz? Bo można snuć domysły. Najdziwniejsze. O tym, kim się było.
- O tym, kim byłaś za pierwszym razem? - Aeiran podszedł bliżej, ledwo zauważalnie. Skinęłam tylko głową.
- Mógłbym spróbować - zaczął wolno - przywołać dla ciebie tamten czas. Mogłabyś się wreszcie dowiedzieć.
Zaskoczyła mnie ta propozycja. I to od niego, który zwykle nie chciał marnować mocy na zabawę czasem, chyba że chodziło o namieszanie w pamięci kogoś, kto mu podpadł... Ale od razu wiedziałam, co odpowiedzieć.
- Nie trzeba. Nie chcę.
- Dlaczego? Wydawało mi się, że źle ci z tą niewiedzą, a tymczasem...?
- Wiesz w czym rzecz? - zaczęłam wyjaśniać. - Na pewno łatwiej by mi się żyło bez pamięci o poprzednich wcieleniach. Mogłabym nie żyć przeszłością i nie zastanawiać się, która "ja" jest prawdziwa. I jedno życie więcej tylko by to spotęgowało...
- Nie rozumiem - przyznał. - Zadręczałaś się pytaniem, jak to się stało, że się odradzasz. Nie chcesz bym ci pomógł się dowiedzieć? - posłał mi ten swój powściągliwy uśmiech. - Czy wątpisz w moją kompetencję?
- Nie, to nie tak - pokręciłam głową. - Tylko wiesz, rozmawiałam kiedyś o tym z Tenką, a ona jest Życiem, więc się zna - zadumałam się. - I zasugerowała, że wbrew moim przypuszczeniom to nie musi być przekleństwo, tylko raczej karma. Że każde kolejne wcielenie jest po to, bym mogła czegoś poszukiwać... Bym w końcu znalazła i zakończyła wędrówkę... A gdybym poznała swoje pierwsze życie, może dowiedziałabym się, co muszę znaleźć. A za to na razie dziękuję.
Nie odezwał się, podobnie jak pozostali, oczekując, że będę mówić dalej.
- Jakoś ostatnio mniej gryzie mnie przeszłość. Przynajmniej tamta przeszłość - powiedziałam. - Sama nie do końca wiem dlaczego, ale najlepiej mi tak jak jest teraz. Jakbym znalazła jakiś stały punkt zaczepienia w życiu... Może faktycznie? Dlatego już chyba nie chcę szukać.
Aeiran patrzył na mnie długo, z zastanowieniem, jakby chciał przeniknąć moje myśli i zrozumieć mnie bardziej, niż sama siebie rozumiem... Leo uścisnął mnie mocniej, wyraźnie chcąc mi dodać otuchy (czyżbym wyglądała w tym momencie na bezbronną i zagubioną?), zaś w spojrzeniu Egila był smutek. Jakby czegoś mu brakowało.
Czyżby jednak nie czuł się zżyty ze swoją obecną sytuacją? Do Jasności i tak by nie mógł wrócić...
- Wiecie co, może wracajmy, zanim Miya nam tu zamarznie - mruknął Leo i przypomniałam sobie, że jest mi trochę za zimno.
- OK. Ale tym razem idziemy do domu wszyscy. Tak, ty też - uściśliłam, bo czarnooki wyglądał na niezdecydowanego.
- No. Bo się głodny robię - wyznał elf z rozbrajającym uśmiechem. - Tylko wizja kolacji jakoś tak mnie... Przeraża.
Zachichotałam.
- Ciesz się raczej, że nie ja się jej podjęłam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz