21 VIII

Czas płynie zdecydowanie za szybko.
Może mam takie wrażenie, bo umknęło mi sporo dni, gdy byłam zamknięta w wymiarze Carnetii? A może dlatego, że zachciało mi się czytać swój pamiętnik niemalże od początku i aż mnie przeraża, ile się już wydarzyło? Poprzednie lata wydawały mi się spokojniejsze, bardziej bezczynne. Polegające przede wszystkim na pisaniu kronik... Ale może co ważniejsze zdarzenia po prostu mi umknęły, bo wtedy ich nie spisywałam?
A przecież tyle tego było, choćby tylko w obecnym życiu. Xella-Medina, rodzina, przyjaciółki... i Arten. Podróże z Vylette Nealis, a następnie mój desperacki udział w ratowaniu równowagi żywiołów. Ta dziwna aleja, której nigdy potem nie odnalazłam, smocza postać... Enrith i Próby w Teevine. Dlaczego?...
Sama się sobie dziwię, że taki prawdziwy, regularny pamiętnik prowadzę dopiero od zeszłego roku. Niby wcześniej też mi się zdarzało utrwalanie swoich myśli, ale... No właśnie, to było przede wszystkim utrwalanie myśli, a nie utrwalanie zdarzeń. Wcześniej uważałam, że zapamiętanie ich i ponowne przeżywanie w wyobraźni jest najlepsze. Co zatem się zmieniło? Co zmotywowało taką leniwą istotę jak ja do pisania pamiętnika? Opowieści za to jakby zaniedbałam. Zdecydowanie mam za mało podzielną uwagę.
A propos, przypomniał mi się ten wiersz, który mówiłam kilka dni temu. Ten bez początku i końca. A to dlatego, że wiele razy zdarzało mi się tworzyć coś, co składało się praktycznie z samego środka. "Obramowanie" dopisywałam dopiero później... Nawet ten pamiętnik ma początek trochę wyrwany z kontekstu. Zresztą jak powinnam była zacząć? "Nazywam się Madelyn Igneid Yumeni Al'Wedd, żyję po raz któryś z kolei, a obecnie jestem demonem i srebrnym smokiem Shael'leth na dokładkę, mieszkam w międzysferze i zajmuję się zbieraniem opowieści, witaj, drogi pamiętniczku..."? O nie, w taki sposób zaczynać nie potrafię i dlatego pierwsze zdanie w moich zapiskach brzmi niezbyt zachęcająco: Właściwie nic się nie dzieje...
A jednak sporo się zdarzyło, oj, sporo. I ze zdumieniem odkrywam, że już niedługo minie rok od tamtego pierwszego zapisku... Nie, nie chodzi o sam ten fakt, bo do wszelkich rocznic przywiązuję wielką wagę i nie uchodzą mojej pamięci, ale w tym wypadku coś mnie trochę przeraża. Jakby coś się miało zakończyć, przynajmniej dla mnie. Nie rozumiem skąd to wrażenie.
Za szybko płynie ten czas, przecieka mi przez palce i chyba powinnam się ruszyć z leżaka i gdzieś się wybrać. Tak długo przecież nie było mnie w domu, w herbaciarni, a teraz pewnie tam grube warstwy kurzu zalegają. I możnaby zajrzeć do Biblioteki na Pograniczu - jeśli nie wiszę Kilmeny jakiejś książki (czego nie jestem pewna), to mogłabym sobie coś nowego wypożyczyć. Tak, siedzenie zbyt długo na jednym miejscu to jednak nie dla mnie.
Do licha, rok to mało czy dużo? Czasem myślę tak, a czasem inaczej. Czy ten lęk przed zakończeniem czegoś bierze się z tego, że uważam te miesiące za zbyt krótkie? Niemalże rok... Od rozpoczęcia pamiętnika.
Od... przysięgi?
A niech mnie, to już?!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz