8 XI

- Obiecałaś, że przyjedziesz jak najszybciej - burczała Mezz'Lil - a ja tymczasem siedziałam tu jak jakaś zakładniczka! Żebyś chociaż wiadomość jakąś przysłała, a ty nic!!
- Wybacz, ale miałam do odnalezienia jeszcze jeden Symbol - wyjaśniłam.
- Tu też mamy jeden do odnalezienia, ale jakoś mniej się tym przejęłaś...
- Teraz już nie mogę wątpić, że jesteście przyjaciółkami - Arcydruidka Południowego Kręgu uśmiechnęła się lekko. - Mam nadzieję, że nie będzie długo wściekła o te środki ostrożności.
- Wcale nie jest wściekła - zachichotałam. To prawda, wściekła Lilly zamieniłaby się w smoka, próbując zionąć na obiekty swego gniewu, po czym przypomniałaby sobie, że odebrano jej dar Błękitnego Ognia i wściekłaby się jeszcze bardziej. Tymczasem osoba, o której mowa, szła obok nas z założonymi rękami i tylko głośno prychała.
- Bo wiesz, Deshir... - zwróciłam się do Arcydruidki. - Mamy prośbę. Mogłabyś pogadać z siłami Natury, żeby kogoś dla nas znalazły?
- Czy to jest takie ważne, że wymagacie pomocy od samej Natury? - zmrużyła oczy.
- Nie wymagamy, tylko prosimy - poprawiłam. - A sprawa owszem, jest ważna.
Gdy wyjaśniłam pokrótce co i jak, Deshir pokiwała głową.
- Natura bywa kapryśna, ale spytam Ją - powiedziała. - Jeśli świat jest w niebezpieczeństwie, to i Ona...
Wyszłyśmy ze świątyni pod skałami, po czym Arcydruidka udała się do kamiennego kręgu, natomiast my skierowałyśmy się w stronę drzewa, pod którym rozłożył się Aeiran. Ze zmarszczonymi brwiami patrzył w niebo. Zaniepokojona podążyłam za nim wzrokiem.
- Tak, ja też zauważyłam, po waszym wyjeździe - szepnęła Lilly. - Robi się coraz ciemniej, ale to nie jest przyczyna pory roku.
- Coraz więcej niekontrolowanych cieni - rzekł Aeiran. - Z czasem zapełnią całe niebo i wreszcie zlecą na ziemię.
- Jesteś niepoprawnym optymistą, wiesz? - burknęła Lilly. - Podobno potrafisz coś z tym zrobić, nieprawdaż?
- Mógłbym. Gdyby dźwiękmistrz nie uciekł z Symbolem Aldriny.
- Może zmienił zdanie i postanowił rozpieczętować również ją? - zasugerowałam. - Sam mówiłeś, że potrzeba pozostałych bogów do trzymania cieni w ryzach.
- Cienie nie rozszalały się, bo tamci są kamieniami - odpowiedział Aeiran sucho - tylko dlatego, że ja już nim nie jestem. Równowagę szlag trafił i żeby ją przywrócić, trzeba by było...
- Zapieczętować cię ponownie - dokończyła Lilly ze złośliwym uśmiechem. - Niezły pomysł.
- Nie ciesz się przedwcześnie - czarnooki odwzajemnił uśmiech. - Tylko nas troje może się nawzajem obrócić w kamień. To nie jest tak łatwe jak zdjęcie pieczęci...
- A gdybyśmy uwolnili dwoje pozostałych, zaraz rzucilibyście się sobie do gardeł - przypomniałam sobie. - Co w takim razie robić...?
Właśnie, co robić? Jak tak dalej pójdzie, cienie zakryją całe niebo i koniec z najpiękniejszymi wschodami słońca...  Gotowa byłam walczyć z cieniami choćby w obronie tego widoku. A tymczasem Aeiran nie pozwala podjąć najbardziej oczywistej metody działania?
Odruchowo dotknęłam torby, w której spoczywał Symbol. Gdy Aeiran się obudził, powierzył mi go ze znanych tylko sobie powodów. Nie chce na niego patrzeć, po tym jak za wszelką cenę starał się go odzyskać? Nie powiedział, co go spotkało we śnie i nie będę się dopytywać. Ale... Ale jak ja nie lubię się czuć taka bezradna!

Wieczorem przyszła do nas Deshir i wyglądała na bardzo zmęczoną.
- Wasz przyjaciel jest za morzem - oświadczyła.
- CO?! - poderwałam się zaskoczona.
- Nie wiem, jak udało mu się tak szybko pokonać taką długą drogę - Arcydruidka wzruszyła ramionami. - Ale obecnie znajduje się w pobliżu gór Fe'Xil, w towarzystwie swej pół-siostry.
- Znaczy elfki, tak? - upewniła się Lilly. - Co jest, dał się jednak przekabacić elfom?!
- Czyżby zmierzał do posągów? - odezwał się Aeiran nieobecnym głosem i nagle zerwał się na równe nogi. - W takim razie tam nie dotrze.
- Mogę wiedzieć, co zamierzasz? - chwyciłam go za rękaw dosłownie w ostatniej chwili, bo już zamierzał zniknąć.
- Zamierzam nie dopuścić, by uwolnił Aldrinę - próbował mi się wyrwać. - I wybacz, kronikarko, ale nie będę przebierał w środkach.
- Jesteś obrzydliwie niekonsekwentny, wiesz?! - wrzasnęłam. - Co zrobisz, odbierzesz nam Symbole i nas pozabijasz przy okazji?! W takim razie ułatwimy ci zadanie i wybierzemy się z tobą, jasne?!
- Ułatwimy mu zadanie, akurat - mruknęła Lilly.
- I wiedz, że tym razem się nigdzie beze mnie nie ruszysz! - uspokoiłam się, widząc, że Aeiran patrzy na mnie szeroko otwartymi oczami. Tym razem on złapał mnie za nadgarstek, stanowczo, ale nie boleśnie.
- No tak. Mówiłem, że i tak zawsze mnie dopadniesz - powiedział cicho. - I co, znowu uratujesz mi skórę w razie czego?
- W razie czego zostawię cię samemu sobie, choćbyś nie miał żadnych szans - przywołałam na twarz szeroki uśmiech. Długo stał zamyślony, jakby wahał się czy odwzajemnić, i wreszcie to zrobił.
- Jasne - rzekł i w końcu puściliśmy swoje ręce.
- Ja was nie rozumiem - skomentowała Lilly. - Ale mogę jechać, przynajmniej rodzinkę odwiedzę...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz