21 XI

- No i co wy na to? - Clayd pokręcił głową z politowaniem.
- Makabra - stwierdziła Lilly. - Obstawili mnóstwem barier, a i tak się ciągle kręcą w pobliżu jakby myśleli, że to w czymś pomoże.
- Ma to swoje zalety - flénn'ath uśmiechnął się z rozbawieniem. - Mogliście się tu zjawić waszym sposobem i nawet nie zauważyli.
Staliśmy sobie w czwórkę na jednej z głównych ulic Melgrade, przyglądając się sporemu wejściu do Ciemności, które wczoraj pojawiło się na środku drogi. Informację na ten temat przysłał Clayd dziś rano, akurat gdy ja i Aeiran wróciliśmy do Naith. Do Althenos zabraliśmy przy okazji Lilly, bo szwendała się po grotach wkurzona jak odkurzacz. Gwoli wyjaśnienia - Aldrina postanowiła jeszcze nie wracać i popilnować wejścia, które otworzyło się w Oku, a Ketris również tam został by przypilnować Aldriny.
- Nie da się jednak ukryć, że do czegoś się przydają te osłony - osądził Aeiran. - Przynajmniej w jakimś stopniu zakłócają wabiące działanie Ciemności...
- Mogę spytać, jak Aldrina zamierza zająć się tym problemem w Oku? - zwróciłam się do niego zaciekawiona.
- Może spróbować go powstrzymać - odpowiedział czarnooki. - O ile dźwiękmistrz ufa jej na tyle, by dać jej do ręki Symbol.
- A do czego byłaby zdolna niegodna zaufania bogini z pełną mocą? - spytała Lilly.
- Cóż, trzeba przyznać, że nie zwykła wpadać w takie skrajności jak Eskire... Przynajmniej obecnie.
- Czyli zgadzasz się, że Ketris ma na nią dobry wpływ? - moja przyjaciółka uśmiechnęła się szeroko.
- Hej, zaraz! - spojrzałam na nią z zaskoczeniem. - Jeszcze niedawno byłaś co do niej podejrzliwa, a tu nagle taka zmiana?
- Co do niej, tak. Co do niego, nie - zareagowała Lilly nad podziw dojrzale, pokazując mi język. Odwzajemniłam się tym samym.
- No i proszę - zaczął Clayd, uśmiechając się szeroko. - Nawet gdyby światy się paliły i waliły, nie powstrzymałoby to tych dwóch nadobnych niewiast przed toczeniem zażartej dyskusji...
- Czyż nie? - podchwycił Aeiran z grobową miną i błyskiem w oczach. - Nic, tylko ręce załamać nad tym, co się w tych czasach wyprawia.
Jak na komendę zaczęłyśmy krztusić się ze śmiechu, słysząc tę rozmowę.
- To jak, Aeiran? - odezwałam się, gdy wreszcie się uspokoiłam. - Zrobisz coś z tym przejściem zanim zleci się tu cały rząd, wojsko i media?
- O ile faktyczny opiekun tej krainy pozwoli mi poeksperymentować.
Na te słowa Clayd zmarszczył brwi w zastanowieniu.
- A, niech sobie jeszcze pobędzie - machnął w końcu ręką. - Mogą się zlecieć, przynajmniej będą mieć ciekawą odmianę.

- Czym się tak zaczytujesz? - Clayd zajrzał mi przez ramię kiedy już rozgościliśmy się w domu przy cmentarzu.
- Dobra nowina - podałam mu zaproszenie od kuzynki. - Wygląda na to, że Vanny wreszcie znalazła swój upragniony dom.
- Szczęściara - uśmiechnął się ze zrozumieniem. - Kiedy zamierzasz się wybrać?
- Jak najszybciej - zachichotałam. - Zwłaszcza, że paru osób z rodzinki nie widziałam wieki i zatęskniłam. Zostało mi tylko wysłać Vanny odpowiedź i dobrze związać moją osobę towarzyszącą.
- Nie patrz na mnie jak na ofiarę, kronikarko, bo zabrałbym się z tobą bez użycia radykalnych metod perswazji - odezwał się Aeiran od na pół otwartych bocznych drzwi. - Chętnie sprawdzę, czy reszta twojej rodziny też jest tak... oryginalna.
- No to t y l k o wyślę odpowiedź i mogę śmiało ruszać - podsumowałam, mrugając do Clayda.
- Choćby światy się waliły i paliły?
- W zasadzie tak. Nic mnie od tego nie odwiedzie.
- No to mam pomysł - Clayd uśmiechnął się szelmowsko i wypadł do kuchni. Dość szybko pojawił się z powrotem, a za nim zaciekawiona Lilly ze szklanką soku z winogron.
- Na parapetówę nie możesz iść z pustymi rękami - powiedział, podając mi pokaźne pudełko z herbatą. Spojrzałam na nie rozgwieżdżonym wzrokiem.
- Autentyczna tarahieńska herbata Nelhin? - szepnęłam z totalnym zaskoczeniem. - Coś, czego od dawna brakowało mi w herbaciarni!
- Ty swoją porcję dostaniesz na gwiazdkę.
- Trzymam cię za słowo - uniosłam wieczko, wdychając egzotyczny zapach najtrudniej dostępnej herbaty w DeNaNi. Nigdy nie mogłam zrozumieć skąd Clayd brał takie rzeczy, skoro większość czasu spędzał w Althenos.
- Też mi prezent - zachichotała Lilly. - Bardziej odpowiednia byłaby raczej butelka z jakimś wytrawnym trunkiem.
- No coś ty! - odpaliłam. - Na nowe miejsce zwykle daje się mikser, żelazko, garnki albo doniczkę z jakąś roślinką!
- Ciekawe zestawienie - skomentował Aeiran. - Tylko że twoja kuzynka z żałobą po włosach nie wygląda raczej na kogoś, komu się wręcza miksery.
- Racja - przyznałam. - Ale o kwiaty o tej porze roku trudno, więc herbata musi wystarczyć.
Czasoprzestrzenny zamyślił się na chwilę.
- Chodź - powiedział wreszcie i wyszedł na cmentarz. Zaciekawiona podążyłam za nim i zobaczyłam jak klęka na ziemi i układa dłonie jakby coś osłaniał.
- Co ty kombinujesz?
- Zaczekaj - na twarzy Aeirana pojawił się wyraz głębokiej koncentracji. Po chwili przestrzeń otoczona jego dłońmi zaczęła się zmieniać. Ledwo dostrzegalnie, ale z widocznymi efektami - ziemia stała się jakaś inna, choćby dlatego, że nie wyrastała z niej już zeschła trawa, ale spory, choć zmarniały pęd.
Nie wiem jak długo to trwało, ale odniosłam wrażenie jakbym oglądała taśmę na przewijaniu do tyłu. Tyle że o wiele piękniej. Roślina stawała się coraz bardziej zielona, coraz więcej liści i śnieżnobiałych płatków pojawiało się jakby przywiał je wiatr i dołączało do pędu jakby nigdy od niego nie odpadły. Wkrótce miałam przed oczami najpiękniejszą, najbardziej okazałą różę, jaką kiedykolwiek widziałam. Jeszcze chwila - i kwiat zamknął się w pąk. I dobrze, Vanny zachwyci się jego rozkwitem...
Obserwowałam wszystko z niemym podziwem. Biała róża. Skąd on, u licha, wiedział...?
Aeiran ściągnął brwi patrząc na swoje dzieło i w końcu pokiwał głową z aprobatą.
- Jak to zrobiłeś? - wykrztusiłam.
- Wywołałem ten kwiat skądś, gdzie nikt o niego nie dbał, a potem cofnąłem jego czas - odpowiedział czarnooki jak gdyby nigdy nic.
- Jak znam życie, Vanny ma już pewnie cały ogród pełen białych róż - stwierdziłam trzeźwo. - Ale ta z będzie ich niekwestionowaną królową.
- W porządku - Aeiran skinął głową i wstał. - Teraz możesz ją sobie spokojnie wykopać i przesadzić.

Koniec końców do mojej kuzynki powędrował list o następującej treści:
Gratuluję domu i chętnie go zobaczę! Czekam w Althenos (tam gdzie zawsze) i zdecydowanie nie będę sama. Duża buźka - Miya.
PS. Clayd też przesyła dużą buźkę (gorącą i soczystą - ha!) i pyta, czy ten cały Rick ma fajniejszą kurtkę niż on.

Doprawdy, jesteśmy najbardziej niefrasobliwymi istotami w światach!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz