*

Wbrew sobie poczułam zaciekawienie tematem. To znaczy, najpierw poczułam chęć powrotu do Nemhathir i zwymyślania jej porządnie za próbę złapania co najmniej dwóch srok za ogon. Mieszanie ze sobą kilku różnych opowieści prawie na pewno nie skończy się dobrze, a jeśli ona nie ma tego świadomości, to znaczy, że jest b a r d z o bezmyślna. W przeciwnym wypadku jest bardzo bezwzględna - nie wiem, co gorsze.
Cuan powiada, że piosenka, która zachęciła ich do tej podróży, traktowała o najgłębszych pragnieniach, które mają się spełnić na końcu drogi. Nie wiem, czego pragną Disandriel i on - nie ufają mi na tyle, by się zwierzyć, a ja nie chciałam naciskać - ale musi to być coś szalonego i desperackiego, skoro szukają tego w Szarych Światach. Co z kolei nasuwa pytanie: czego pragnęli ich poprzednicy? Dama, wojownik i czarodziej? I czy uznali, że cena jest za wysoka albo droga za trudna? Nemhathir twierdziła, że gdyby tamci mieli ze sobą demona, nie zrezygnowaliby... Ale też, jak już zostało ustalone, Nemhathir twierdzi wiele rzeczy, które nie muszą odpowiadać tokowi myślenia reszty światów.

Prowadziłam ich tak skutecznie, że aż zatoczyliśmy koło i znów znaleźliśmy się pod drzewem kompasowym. Nie zaczęliśmy jednak następnego okrążenia, bo i nie było czego szukać w upiornym miasteczku po raz drugi, ale za to spotkaliśmy innych podróżników.
Szli pieszo, tak jak my, trzech półelfów w czarnych tunikach, ze zdobionymi rapierami u pasa. Wszyscy czarnowłosi i podobni do siebie z twarzy i głosów - właściwie można ich odróżnić tylko po kolorach pasów i rzemyków podtrzymujących włosy. I dla utrudnienia wszyscy przedstawili się jako Iathril, co tłumaczy się jako "tańczący ścieżkę" (a może po prostu "na ścieżce"?) - nie wiem, czy mam to traktować jak imię, czy raczej tytuł. Trudno ich nie traktować łącznie i trochę przypominają mi negatyw Jeźdźców Słońca. Zwłaszcza po tym, jak jeden z nich - ten z błękitnymi dodatkami - powiedział mi, że dawniej było ich sześciu. O tym, co stało się z pozostałymi trzema, już się nie zająknął, ale to w sumie nie moja sprawa.
Disandriel odnosiła się do nich z największą nieufnością, a jednak to ona pierwsza spytała ich, czy możemy im towarzyszyć. Nie powiem, zaskoczyło mnie to, a Cuana rozbawiło (jego w ogóle mało co nie bawi) - swoją prośbę umotywowała tym, że pierścień wreszcie zaczął się przydawać. Konkretnie - rozgrzewać się w obecności Iathrilów, a to więcej niż sukkub zdziałał do tej pory, prawda? Nie pokazała go im ani z niczym się nie zdradziła, ale zdecydowała, że teraz dla odmiany pierścień może nas poprowadzić, tak jak zapowiadała Nemhathir.
Zapytani, dokąd się udają, odpowiedzieli, że na poszukiwanie kogoś, komu mają wskazać drogę. Na razie zaś nieświadomie wskazują drogę nam - w kierunku przeciwnym do sennego miasteczka.

Z jednej strony marzę, żeby ta podróż już się skończyła (naprawdę chciałabym do domu), z drugiej boję się, że skończyć się może tylko w jeden sposób.

1 komentarz:

  1. I co, i co, i co? :>

    Nie dość, że się Miyaki nie odzywają, to jeszcze piszą skandalicznie krótkie notki! A ja jestem ciekawa, co dalej :P

    OdpowiedzUsuń