Dość kiepsko idzie mi obecnie pamietnikowanie, w każdym razie regularne.
Przeglądam zeszyt i widzę przypadkowe ścinki i równie przypadkową
piosenkę, jakby dni zlewały się w jedno, a czas tracił znaczenie. Czego
powinnam się trzymać, na co zwracać uwagę – na wszystkie rozmowy, które
dotąd miały miejsce, czy na sam świat i to, co w nim robimy? Zasługuje
na bycie czymś więcej niż naszym tłem, a tymczasem co tu mamy? Zwykłą
górę tonącą w obłokach, zwykły kamienny statek i zwykły tajemniczy most,
który nawet nie chce zaprowadzić nikogo do swojego kresu. Piszę o tym
wszystkim jak gdyby nigdy nic… I tylko na skraju świadomości tłucze mi
się myśl, że tak właśnie powinno być. W końcu nie mogę zawłaszczać sobie
wszystkich tajemnic światów tylko dlatego, że je dostrzegam. Ta wyspa
czeka na swoich własnych odkrywców, którzy mogą zjawić się na niej za
setki lat. A może właśnie będą to Tenari, Neid i Ivy? Bawią się tu jak
we własnym domu – może już poznali cały teren na pamięć i wiedzą coś,
czym się z nikim nie podzielą?
Właśnie obserwuję, jak bawią się na plaży, wymieniając między sobą
jakieś własne sekrety. Nawet Tenari odzywa się od czasu do czasu. Mój
rozczulający wychowanek, który przejął wiele z mojego sposobu myślenia,
łącząc to ze wszystkim, co samo przyszło mu do główki. Komuś, kto go nie
zna, mógłby wydawać się zamknięty w sobie i wyhamowany, a przecież po
prostu komunikuje się trochę inaczej. Trochę mu zazdroszczę, bo sama
wolałabym czasem móc przekazywać innym swoje wizje w jakiś łatwiejszy
sposób – słowa sa kapryśne, a próby podporządkowania ich sobie nie
należą do łatwych – ale życie nie może być aż tak proste… Obok Neid –
mała, pulchniutka i potykająca się co rusz o za długą sukienkę, po
prostu ucieleśnienie bohaterstwa, prawda? Dziwna jest myśl, że legenda
zapowiedziała jej narodziny z kilkuwiekowym wyprzedzeniem. San powiada,
że nigdy nie zawiezie tego dziecka z powrotem do Czterech Kątów; zresztą
elfy i ludzie już dawno temu pogodzili się sami z siebie, więc po co
jeszcze trzymać się przepowiedni?… I wreszcie Ivy, najbardziej
energiczna i lubująca się w cytowaniu tekstów, które jeszcze nie całkiem
rozumie, tylko dlatego, że – w jej mniemaniu – pasują do sytuacji.
Wygląda na małego aniołka, ale czasem wyłazi z niej niezły diabełek i to
ona najczęściej inicjuje „wyprawy w nieznane”, które czasem trwają
nawet do późnego wieczora.
To dopiero zestawienie. Książę demonów, elfia legenda i duch opiekuńczy. Trójka szalonych dzieciaków. Mali odkrywcy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz