12 VII

Dość kiepsko idzie mi obecnie pamietnikowanie, w każdym razie regularne. Przeglądam zeszyt i widzę przypadkowe ścinki i równie przypadkową piosenkę, jakby dni zlewały się w jedno, a czas tracił znaczenie. Czego powinnam się trzymać, na co zwracać uwagę – na wszystkie rozmowy, które dotąd miały miejsce, czy na sam świat i to, co w nim robimy? Zasługuje na bycie czymś więcej niż naszym tłem, a tymczasem co tu mamy? Zwykłą górę tonącą w obłokach, zwykły kamienny statek i zwykły tajemniczy most, który nawet nie chce zaprowadzić nikogo do swojego kresu. Piszę o tym wszystkim jak gdyby nigdy nic… I tylko na skraju świadomości tłucze mi się myśl, że tak właśnie powinno być. W końcu nie mogę zawłaszczać sobie wszystkich tajemnic światów tylko dlatego, że je dostrzegam. Ta wyspa czeka na swoich własnych odkrywców, którzy mogą zjawić się na niej za setki lat. A może właśnie będą to Tenari, Neid i Ivy? Bawią się tu jak we własnym domu – może już poznali cały teren na pamięć i wiedzą coś, czym się z nikim nie podzielą?
Właśnie obserwuję, jak bawią się na plaży, wymieniając między sobą jakieś własne sekrety. Nawet Tenari odzywa się od czasu do czasu. Mój rozczulający wychowanek, który przejął wiele z mojego sposobu myślenia, łącząc to ze wszystkim, co samo przyszło mu do główki. Komuś, kto go nie zna, mógłby wydawać się zamknięty w sobie i wyhamowany, a przecież po prostu komunikuje się trochę inaczej. Trochę mu zazdroszczę, bo sama wolałabym czasem móc przekazywać innym swoje wizje w jakiś łatwiejszy sposób – słowa sa kapryśne, a próby podporządkowania ich sobie nie należą do łatwych – ale życie nie może być aż tak proste… Obok Neid – mała, pulchniutka i potykająca się co rusz o za długą sukienkę, po prostu ucieleśnienie bohaterstwa, prawda? Dziwna jest myśl, że legenda zapowiedziała jej narodziny z kilkuwiekowym wyprzedzeniem. San powiada, że nigdy nie zawiezie tego dziecka z powrotem do Czterech Kątów; zresztą elfy i ludzie już dawno temu pogodzili się sami z siebie, więc po co jeszcze trzymać się przepowiedni?… I wreszcie Ivy, najbardziej energiczna i lubująca się w cytowaniu tekstów, które jeszcze nie całkiem rozumie, tylko dlatego, że – w jej mniemaniu – pasują do sytuacji. Wygląda na małego aniołka, ale czasem wyłazi z niej niezły diabełek i to ona najczęściej inicjuje „wyprawy w nieznane”, które czasem trwają nawet do późnego wieczora.
To dopiero zestawienie. Książę demonów, elfia legenda i duch opiekuńczy. Trójka szalonych dzieciaków. Mali odkrywcy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz