23 II

No dobrze, coś się jednak dzieje. Wczoraj Ellil poszalał po mieście w postaci wiatru i podsłuchał trochę plotek, nie wahając się nawet pognać za nimi do wnętrz domów i tłukąc trochę garnków. Głównym tematem rozmów mieszczan było to, że buntownicy ośmielili się zająć Ard Blodwen. Łatwo się było domyślić, że chodzi o naszych (a przede wszystkim Kylpha) nowych znajomych, których Leesa zdążyła już przezwać "błotosmętkami"... Ale czym jest Ard Blodwen, o to należałoby już ich zapytać - rzecz w tym, że od tamtej rozmowy siedzieli cicho, przyczajeni, nie kontaktując się więcej...
Dopiero dzisiaj się to zmieniło. Słońce już się zniżało, kiedy dwójka takich buntowników, o imionach Braith i Glaw, przyszła do nas, wlokąc za sobą jakiegoś młodzieńca. Wyższy od nich, sprawiający wrażenie zwinnego, mógłby się im chyba wyrwać, ale na jego twarzy oprócz niechęci widać było też zdecydowanie. Najwyraźniej na coś liczył, przybywając do nas.
- Przyłapaliśmy tego podejrzanego osobnika na myszkowaniu w naszym obozie - wyjaśnił Braith chropowatym głosem. - Stawiamy go przed wami na osądzenie.
- Zaraz, zaraz - pokręciła głową Lona. - Zgodziliśmy się wam pomóc, ale to nie znaczy, że mamy się mieszać w wasze sprawy wewnątrzplemienne.
- Gdyby ta istota była jednym z nas, nie sprawialibyśmy wam kłopotów. Jednak on stanowi pogwałcenie praw natury, wymieszanie idei naszej i ludzkiej. Wy również powinniście zabrać głos.
Przyjrzałam się chłopakowi bliżej - rzeczywiście, różnił się trochę od tych dwojga, którzy przytrzymywali go za ręce. Również miał zieloną skórę, ale jego twarz była znacznie bardziej ludzka, a ubranie eleganckie... W przeszłości.
- Nie wolno wam się krzyżować z ludźmi? - nie zrozumiała Lona. - Wasze prawo tego zabrania?
- Nie, nie... Jesteśmy na tyle od was inni, by to po prostu było niemożliwe - pokręcił głową Braith - Tym bardziej wstrząsa nami istnienie kogoś takiego.
- C z e g o ś takiego - poprawiła z pogardą jego towarzyszka - To jeden z tworów Clytii, szpieguje dla niej!
- Nieprawda! - chłopak po raz pierwszy zabrał głos. Krótko, ale twardo i z przekonaniem.
- Akurat! - warknęła Glaw. - Od dawna wiadomo, że takie istoty jak ty to jej bezwolne marionetki!
- Chwila, moment - pohamowała ją Lona. - Przyprowadziliście go, byśmy wydali swój osąd, więc może raczej porozmawiam z nim bez waszych sugestii. Co ty na to... Jak masz na imię?
- Flydian, pani - wydawało się, że chłopak jest przyzwyczajony do bycia podwładnym, bo ukłonił się z szacunkiem. Z szacunkiem, nie ze służalczością.
- Nie uciekniesz jeśli cię puszczą?
- Nie zamierzałem uciekać, pani.
- Jeszcze w dodatku ma ludzkie imię - prychnęła Glaw, ale odsunęła się od chłopaka. Tak samo postąpił Braith.
- Skoro zostałeś stworzony przez królową, dlaczego od niej uciekłeś? - zapytała Lona, a ja z trudem ukryłam uśmiech. Nieźle, od razu założyła, że chłopak stoi po naszej stronie.
- Nie jest prawdą, że tacy jak ja nie mają własnej woli - wyznał Flydian - Byłem wysyłany przez królową na różne zadania. To prawda, niegdyś szpiegowałem. Ale patrzyłem na zwykłych mieszkańców Talfrynu i patrzyłem na swoją królową... Porównanie wyszło na jej niekorzyść.
- Dlaczego mamy ci wierzyć? - odezwał się groźnie Braith.
- Macie powody by tego nie robić. Uciekłem przed wzrokiem doradcy królowej, sięgającym daleko, za daleko. Naraziłem was na odkrycie, szukając kontaktu. Jeśli byłem śledzony...
- Tak, teraz się wykręcaj - zadrwiła Glaw. - Jeśli najedzie na nas wojsko zmiennokształtnego, to oczywiście nie będzie twoja wina, to masz na myśli?!
- Przybyłem, żeby was ostrzec! - Flydian z coraz większym trudem powstrzymywał gniew. - Królowa ma zamiar odebrać wam Ard Blodwen, wytępić waszą rasę do cna!
- Kiedy? -zaniepokoił się Braith. - Kiedy zamierza zaatakować?
- Nie zdradza swoich tajemnic takim poślednim sługom jak ja - obruszył się chłopak. - Przypuszczam, że na razie szczegóły zna tylko jej główny doradca.
- Na bogów... Trzeba ostrzec naszych na Ard Blodwen, wysłać wiadomość...
- Chyba nie wierzysz w te jego mętne tłumaczenia?!
- Było do przewidzenia, że Clytia nie zawaha się zaatakować naszego świętego wzgórza - stwierdził Braith. - Równie dobrze możemy się na to przygotować.
- Trzeba będzie go zabrać do obozu - osądziła Glaw po chwili namysłu. - Skoro nasi sprzymierzeńcy mu wierzą, może nie zaklniemy go w coś małego i pełzającego, ale...
- A nie sądzicie, że jeśli pozostawicie mi swobodę, zniknę w końcu z waszymi tajemnicami? - pozwolił sobie Flydian. - Nawet nie będąc szpiegiem królowej, mogę zostać namierzony i przechwycony. Co wtedy zrobicie?
- Hardy jesteś - wtrąciła się Lona z szerokim uśmiechem. - Tak sądziłam, że niezłe z ciebie ziółko.
- Przyjmuję to jako komplement - odwzajemnił uśmiech.
- I słusznie. A co byś w takim razie powiedział na powrót do zamku i szpiegowanie dla nas? Czy byłoby to mniejszym ryzykiem?
Chłopak przez chwilę zastanawiał się nad jej słowami, aż wreszcie zmarszczył brwi.
- Nie ma mniejszego ryzyka - powiedział. - Ale nawet jeśli nic na tym nie zyskacie, to i nie stracicie.
- A ile ty sam stracisz? - zapytał Braith nieufnie.
- Jakie to ma znaczenie? - Flydian uśmiechnął się gorzko. - Przecież i tak jestem tylko sztucznym tworem królowej, prawda?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz