1 II

Zamiast porządnie wczytywać się w to wszystko, co mi podano na tacy, dziwaczę i kręcę nosem. Że tak tu jakoś za bardzo obco, za mało przytulnie, za bardzo bez Kilmeny i cokolwiek tylko mogę sobie wymyślić. Też "na pograniczu", też nieprzebrane księgozbiory, za to tak z zewnątrz jak i w środku ma owa biblioteka wygląd gotyckiego zamczyska. Płoszy mnie to trochę, nawet nie dlatego, że byłam uwięziona w identycznym tak dawno temu, a rozeznałabym się w nim z zamkniętymi oczami... Poważnie, w identycznym. Tyle że tam przy kominku było całkiem miło, a tu nawet nie zauważa się, że jakiś tam ogień trzaska wesoło. Nie, cofam. On nie trzaska wesoło, tylko jakby z lękiem. W takim zamku lepiej odprawiać czarnoksięskie praktyki niż zakładać bibliotekę, doprawdy.
Ci dwaj panowie, którzy mnie tu przyjęli, są jednak wyraźnie innego zdania... A przynajmniej jeden z nich jest miły. Ten siwowłosy w okularach, który mnie bardzo uprzejmie oprowadza. Drugi natomiast - młodszy i sprawiający wrażenie, że tu rządzi - zachowuje się jakby zjadł wszystkie rozumy, patrzy na wszystkich ze wzgardą i świetnie się zna na księgach, w których pisano o wojnach, klątwach i grozie. Nie powiem, takie też są poniekąd przydatne - odnoszę wrażenie, że historia Lustrzanej Domeny zapisana jest w większości krwią. I Chaosem, choć czegoś takiego jak END czy Omega trudno mi się tu spodziewać. Nawet jeśli istnieją, nie są potrzebni w światach, w których srebrne smoki Ładu są na wymarciu, a Chaosu panują.
Jakiś negatyw, nieprawdaż? Gdyby taką bajkę usłyszały Mezz'Lil i Shee'Na, obśmiałyby się jak fretki; z kolei Ka'Shet byłaby zbulwersowana i pewnie potraktowałaby autora błękitnym ogniem. Ja natomiast mam cichą nadzieję, że nigdy tych poszlaczkowanych, kolczastych... hm, potworów - nie bójmy się tego słowa, wiem z autopsji - nie spotkam. Znaczy, nie sądzę by w takiej pokręconej istocie jak ja, ulepionej z kilku snów, duszy mającej za sobą pokaźny rządek inkarnacji oraz czystego Chaosu w wydaniu demonicznym z domieszką smoczego, akurat ta domieszka była łatwa do wyczucia. Nawet przez osobniki tego właśnie gatunku, zwłaszcza, że sama o owej nieszczęsnej domieszce z premedytacją nie pamiętam (czy może o czymś jeszcze nie pamiętam? czy powinnam o czymś pamiętać?)... Wolałabym jednak, by się nie okazało, że coś chaotycznego i nieokiełznanego we mnie zaczyna się jednak budzić na nowo i pragnie poszaleć.

...Jak tak przyglądam się z namysłem temu zapiskowi powyżej, odnoszę dziwne wrażenie, że coś chaotycznego we mnie bez wątpienia już zaczęło szaleć. No cóż, lepsze to niż kolejna faza tonięcia w tęsknocie, prawda? Trzeba korzystać z okazji i podejść profesjonalnie do poznawania światów dokoła, nawet jeśli nie do końca chce się w nich być. Kończę zatem pisać bzdury i zabieram się do czytania na poważnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz