6 III

Poszłam sobie do ogrodu. Niepokojący, bo niepokojący, ale klimatyczny. Inspirujący. Będąc tam, miałam wrażenie, że ogród chce mi coś opowiedzieć... Jakież to historie znał? Wyciągnęłam ręce, chcąc uchwycić to ulotne wrażenie i przebiegłam parę razy wzdłuż ogrodu, wymijając plątaninę dziwnych roślin. Było ciemno i miałam wrażenie, że jestem w jakiejś nieprzebytej puszczy - w tej chwili, w swojej wyobraźni byłam driadą, duszkiem a może inną, bardziej tajemniczą istotą związaną z potęgą natury. W końcu zatrzymałam się, odetchnęłam - i na moment poczułam się w domu.
- O czym myślisz?
Odwróciłam się by spojrzeć na Rigela - pcha się do magicznego lasu w tym garniturku á la Typowy Tajny Agent? - i czar prysł. A może nigdy go nie było? Rozejrzałam się i nie było już puszczy tylko zamknięta w czterech ścianach oranżeria Évearda en Dárce.
- Długo tu stoisz? - zapytałam.
- Wystarczająco długo - brzmiała odpowiedź, okraszona lekkim uśmiechem. - Tę scenę można by nakręcić i posłać do Hollywood.
- Skoro wystarczająco długo, to miałeś czas by zajrzeć mi w myśli, zamiast pytać - rzuciłam, kierując się do wyjścia.
- To wbrew moim zasadom. Gdybym chciał przeszukiwać twoje myśli, już dawno bym to zrobił.
- I nie musielibyście bawić się w te swoje podchody - prychnęłam, bo zaczynałam mieć dość. Najpierw Queda sama nie wie jak ma się zabrać do urobienia mnie, potem Dárce mówi mi wszystko prosto z mostu, jeśli teraz przyszła kolej na Rigela, to przynajmniej będę wiedziała, o co im u diabła chodzi...
Ledwo weszliśmy do korytarza, światła nagle zgasły i wokół nas zakłębiło się od wijących się czerwonych kształtów... Węży? Smoków? To rosły, to malały, by na koniec rozpłynąć się w kłębach dymu i ukazać naszym oczom swojego twórcę.
- Po co się tak popisywać, Ern? - w myślach Rigela pobrzmiało zniecierpliwienie.
- Nie podobały się wam moje małe iluzje? - nieznajomy mężczyzna zbliżył się do nas. Wysoki i smukły, o lekko spiczastych uszach i dość bladej karnacji. Elegancki, choć w sposób bardziej niedbały niż zakrawatowany i zapięty pod szyję Rigel, a jego strój był barwny dość dziką mieszanką czerwieni i szarości. Ciemnorude włosy opadały mu na twarz, nie ukrywając jednak przeszywającego spojrzenia i pociągająco drapieżnego uśmiechu. Z punktu widzenia bohaterki jakiegoś krwawego, awanturniczego romansidła.
Mam nadzieję, że żadna z moich opowieści nie okazała się krwawym, awanturniczym romansidłem.
- A więc to jest nasz ptaszek w klatce - przyjrzał mi się krytycznie. - Spodziewałem się czegoś bardziej efektownego.
- To ciekawe - odpowiedziałam chłodno. - Byłbyś łaskaw wyjawić mi swoją definicję efektowności?
- Nie omieszkam - uśmiechnął się znowu. - Tylko może najpierw się poznamy? Ern Fáel ev Saedd, sprowadzony tu jako twój nowy dręczyciel.
Delikatnie ujął moją dłoń, a jego dotyk był wyraźnie obliczony na wywołanie drżenia. Profesjonalny, nie przeczę, zadrżałam więc równie profesjonalnie.
- A to na przeprosiny, jeśli poczułaś się urażona - w jego ręce pojawiła się wiązka konwalii (przypadek czy może za dużo o mnie wiedzą?), którą mi z niegasnącym uśmiechem wręczył. Kwiaty rozpłynęły się gdy tylko ich dotknęłam, ale pachniały jak prawdziwe i zatonęłam w tym zapachu.
- Co do kwestii efektowności - odezwał się Ern - może omówimy ją przy obiedzie?
- A jeśli nie jestem głodna?
- Jeśli nie, to może czujesz głód opowieści? - podchwycił. - Słyszałem, że je zbierasz, a mam akurat taką, która mogłaby cię zainteresować...
- W porządku - odparłam, czując, że w przeciwnym razie nigdy się go nie pozbędę. - Zatem jestem do twojej dyspozycji.
- Thierney, spadaj - rzucił złośliwie. Telepata, zanim odszedł, spojrzał na mnie bez wyrazu, ale mój umysł przeszyła szybka i nagła myśl. Nie moja i nie zdążyłam jej uchwycić, ale...
- No to let's go - powiedziałam. - Tylko znajdźmy odpowiedni klimat.
Opowieści, którą dał mi Ern, nie powtórzę. Była zbyt dziwna, żebym próbowała ją ująć w słowa, zbyt... obrazowa. I nawet nie jestem pewna, czy opowiedział mi ją tak obrazowo, czy po prostu odmalował iluzjami. Czy miałam ją przed oczami, czy w wyobraźni?...
Kręci mi się w głowie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz