12 III

Miya, co Ty sobie wyobrażasz, pisząc tak lekko i beztrosko o tym, że END Cię przetrzymuje i nie możesz się wydostać? Jeśli chciałaś sprawdzić, czy wzruszę ramionami, czy raczej pośpieszę Ci z odsieczą, to wybacz, ale nie zrobię ani jednego, ani drugiego. Choćbym i chciał. Po prostu niespecjalnie mogę się ruszyć z granicy. Na dodatek coś dziwnego krąży w pobliżu i wyraźnie szuka okazji do zaczepki. Nie ciesz się, nie mam zamiaru wychodzić mu naprzeciw, żebyś nie musiała potem latać za mną i ciągnąć mnie za ucho z powrotem na Zachód...
Dobra, lepiej będę szczery - już to "coś" spotkałem, wytrąciłem z równowagi i chciało z tego powodu zniszczyć przynajmniej połowę świata, w którym się akurat znajdowaliśmy, ale potem mu się odwidziało i odleciało. Właściwie było już wytrącone z równowagi, ale chyba się wściekło, że nie może z niej wytrącić mnie - tak dla towarzystwa. Sama pomyśl - wyobrażasz sobie mnie latającego bez celu po światach i wykrzykującego na całe gardło "Kto pobawi się ze mną w berka?!" "Coś" tak właśnie robiło... Poza tym twierdziło, że nazywa się Hail Havoc i jest Filarem Chaosu - niemal współczuję Poszukiwaczce Tajemnic takiego współtowarzysza, ale tylko niemal. Na pełnię współczucia mnie nie stać, zwłaszcza, że ją to pewnie raczej bawi...
Wiesz, chyba Ci powiem, co znalazłem w Céluin Glamáe; jeśli ma związek z Omegą, podrzesz i spalisz w kominku. Był kiedyś wędrowiec, który przybył i wypowiedział elfom wojnę... Sam jeden. Elfy z Céluin Glamáe walczyć nie umieją, bałyby się sobie paznokcie połamać. A wędrowiec spalił ich siedzibę, zostawiając je bez dachu nad głową... Nie umiały go powstrzymać, a niebo nad nim płonęło... Ale zanim odszedł, machnął tylko ręką i Céluin Glamáe było już jak nowe. Iluzja? Boska moc? Morał z tego taki - uważajcie i nie zbliżaj się do miejsc, nad którymi płonie niebo. Bo możesz tam spotkać kogoś niebezpiecznego.
Cholera, a gdy tę opowieść usłyszałem, była całkiem klimatyczna...
Jeśli to czytasz, to znaczy, że wróciłaś bez przeszkód do domu, zatem pytam - jak żyjesz?
Wrócę kiedy będziesz się najmniej tego spodziewała.

***

Aeiran, na litość bogów (ha!), właśnie przed chwilą wyobraziłam sobie Ciebie szalejącego á la Hail Havoc i ze śmiechu spadłam z kanapy. Sama myśl, że coś takiego w ogóle przyszło Ci do głowy, zwyczajnie mną wstrząsnęła i dotąd nie mogę się pozbierać... Ale szkoda, że nie widziałam jak go wyprowadzasz z równowagi - jak się domyślam, samą swoją kamienną twarzą - i nie spisałam. Anyway, naprawdę się cieszę, że się nie ścięliście, bo naprawdę nie mam zamiaru wlec Cię za ucho do domu. Nie dlatego, że mi się nie chce albo że nie byłoby być może czego wlec. Po prostu jakoś za często miewamy u siebie długi...
A propos, coć Ty u licha napisał Xemedi-san, że przyjechała zabrać mnie od END-u?! Czy zdajesz sobie sprawę, że w rewanżu możesz stać się następną postacią z jej scenariusza? I jakie mogą być tego efekty? Jeszcze zobaczysz, moje scenariusze są fajniejsze.
No tak. Miałam Ci robić wyrzuty, że Ty mi robisz wyrzuty, a zamiast tego się o Ciebie zwyczajnie martwię. To w moim stylu, jak myślisz?
To, co mi napisałeś, niby nie ma związku z Omegą, ale po ostatnim pobycie u END-u wszędzie się chyba doszukuję podtekstów i mam dziwne wrażenie, że jednak ma... I że się ode mnie nie odczepi... Co do samej opowieści - nie martw się, swego rodzaju klimat złapałam. Nikt lepiej niż ja nie potrafi spaprać dobrej opowieści... No co, nigdy nie twierdziłam, że umiem opowiadać. Nawet nie twierdziłam, że umiem pisać, co poradzę, że to lubię a różne istoty toto przypadkiem czytają? Cóż, wyrażanie myśli na papierze jest dla mnie łatwiejsze niż na głos. Ale odkryłam, że Tenariego można uspokoić opowiadając mu różne historie i legendy, więc może się przy nim wprawię... Najbardziej sobie upodobał opowieści o Orochim oraz o dwunastu znakach Kei... Dobra, to drugie rozumiem, bo mało kto tego nie lubi. Ale walka z ośmiogłową gadziną?! No cóż, demonia natura wyłazi widać na wierzch i domaga się opowieści o zdradzie, wojnie i krwi... Po co ja mu to w ogóle opowiadałam? Well, to było pierwsze co mi przyszło do głowy. Jeśli nie znasz tej opowieści, to... Nie narzekaj. Jest znana w kilku światach i w każdym przebiega trochę inaczej. A ta konkretna wersja zawiera waśń rodową, a ja mam złe doświadczenia jeśli chodzi o waśnie rodowe. Nawet "Romea i Julii" nie mogę w spokoju poczytać (inna rzecz, że za romansidła się i tak rzadko biorę). Jedno z poprzednich żyć się kłania... Wiesz że kiedyś byłam w taką kompletnie durną waśń wmieszana? I oczywiście przyjaźniłam się z kimś po drugiej stronie. I oczywiście była osoba zawzięcie tej przyjaźni przeciwna (jego siostra), i w rezultacie doprowadziła do jego śmierci... Chyba jedyna osoba, której kiedykolwiek obiecałam, że ją zabiję. Tylko że nie zdążyłam, wiesz? Przeżyła mnie. Zginęłam. Któryś raz z kolei.
O widzisz, ni stąd ni z owąd zaczęłam Ci się wylewać. Wybacz mi. Kolejnego odcinka "Z żyć Madelyn Igneid Yumeni Al'Wedd" raczej nie będzie, a już na pewno długo nie będzie.
Czekam.
Naprawdę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz