18 III

- Czy mogę zamówić u ciebie rysunek? - zapytałam Geddwyna, gdy na chwilę wymknęliśmy się do "pokoju odpływu", podczas gdy Tenariego rozpieszczała reszta rodzeństwa.
- Kropelko Rosy ty moja - spojrzał na mnie z cieniem rozbawienia. - Czy ja rysuję na zamówienie?
- A gdyby to miało przynieść pomoc?
- Światu? - zapytał z zaciekawieniem.
- Jednej osobie. Po modyfikacji wspomnień.
- Jaśniej proszę - Geddwyn rozsiadł się wygodniej na tapczanie. - Od początku.
- Dobra, ale nie oczekuj, że wpadnę w gawędziarski ton... Jest sobie kryształ o sporej mocy, sam wybierający kolejnych swoich powierników. Od pokoleń należący do klanu Zaćmienia Słońca.
- Mhm - czekał cierpliwie aż przejdę do rzeczy.
- I ostatnio chyba nie było w tym klanie nikogo godnego, bo kryształ wybrał sobie Hikari, dziewczynę całkiem z zewnątrz i całkiem zwyczajną... I klan postanowił ją sobie pozyskać.
- Przez modyfikację wspomnień? - skrzywił się Geddwyn. - Co to za "pozyskiwanie" jeśli wystarczy wyprać mózg?
- Też się nad tym zastanawiam - oznajmiłam cierpko. - W każdym razie zaaplikowali jej moc kryształu, zmienili pamięć i od prawie trzech lat święcie wierzy, że jest potomkinią klanu.
- I dobrze jej z tym?
- Ponoć dobrze.
- No to w czym problem?
Spojrzałam na niego z zaskoczeniem, gdy zadał to pytanie dość obojętnym tonem.
- Skoro żyje sobie bez problemów, to czemu jej tak nie zostawisz? - uściślił.
- Nie spodziewałam się tego po tobie - stwierdziłam. - Ma wieść życie, na jakie ją zaprogramowano?
- Pozwól, że ci wyjaśnię - westchnął Geddwyn. - Żeby maznąć komuś taki obrazek, jaki masz na myśli, muszę tego kogoś wyczuć. Chociaż trochę go znać. A tej Hikari bym nie wyczuł nawet gdybym ją poznał.
- Chyba nie rozumiem...
- To zrozum. Jak miałbym przypomnieć jej tamto wcześniejsze życie, nie mając w nie ani trochę wglądu? Z tego, co mówiłaś, można wywnioskować, że zupełnie się różni od siebie sprzed trzech lat...
- Przyznaj się, że zwyczajnie nie chce ci się mi pomóc - obruszyłam się, na co on od razu się ożywił.
- O, o! Na to właśnie czekałem! - zawołał z triumfem. - Nie j e j pomóc, tylko t o b i e! Tak samo jak ty robisz to ze względu na kogoś innego niż ją, prawda?
Zamurowało mnie i poczułam pustkę w głowie.
- Ktoś cię poprosił o pomoc, a ty czujesz, że nie możesz odmówić? - dociekał Geddwyn. - Jakiś dług wdzięczności, czy coś w tym stylu?
- Poprosiła mnie znajoma Śniąca - zaczęłam powoli. - Kusanagi Hikari była jej najlepszą przyjaciółką, dziewczyną jej brata i jedną z niewielu naprawdę bliskich osób... - Zamyśliłam się nad słowami ducha wody. - Dlaczego doszukujesz się u mnie właśnie takich pobudek?
- Bo jesteś jedną z tych osób, które potrafię przejrzeć, zapomniałaś? - posłał mi szelmowski uśmiech. - Gdybyś miała wybór, dałabyś sobie spokój, tak?
Westchnęłam. Pewnie, że najchętniej dałabym sobie spokój z szukaniem Kryształów Niebios. Natomiast jeśli chodzi o tę dziewczynę o nazwisku niczym z ulubionej opowieści Tenariego...
- Wczoraj odwiedziłam jej sen - zaczęłam, gdy nagle do pokoju wpadł Tiley, a za nim Brangien z Tenarim na rękach. Mały krzywił się potwornie; wyglądał na obrażonego.
- Słuchaj, to dziecko właśnie próbowało wyżłopać płyn do kąpieli w łazience - wypalił duch powietrza, bardziej rozbawiony niż rozzłoszczony. - Często tak robi?
Spojrzałam na demoniątko, próbując się nie roześmiać.
- Tylko wtedy, gdy chce pokazać, że jest opętany przez czyste zło, czyniące go żądną krwi bestią, która nie cofnie się przed niczym by zwyciężyć - odpowiedziałam. - Tak, Ten-chan?
Mój drogi wychowanek z zadowoleniem kiwnął głową.
- No to musisz wiedzieć, że toczenie piany z ust nie wystarcza - kontynuowałam. - Powinieneś mieć jaśniejące, białe oczyska. A nie masz.
Tenari wydał z siebie głośne prychnięcie, wyrwał się z objęć Brangien i odleciał. Moja przyjaciółka pobiegła go przypilnować, za to Tiley został z nami.
- No to się wpakowałaś - zachichotał. - Teraz się możesz spodziewać zgubnych skutków użycia, powiedzmy, farby fosforyzującej!
- Nie posiadam takich - mruknęłam. - Ewentualnie może sobie wsadzić kredkę w oko.
- Niezłe masz podejście do dzieci, naprawdę - parsknął Geddwyn. - Ale opowiedz o tym śnie, OK?
No cóż, niby nie chciał się w to mieszać, ale ciekawski jednak był... Nie miałam wyboru, musiałam mu opowiedzieć. Zresztą sama namawiałam Yori-chan żeby mnie tam zabrała; też byłam ciekawa, zwłaszcza że ten sen podobno miała nie po raz pierwszy... Wspomnienie, które mocno zapadło jej w świadomość?
Starałam się jej dobrze przyjrzeć, gdy w plątaninie ciemnych uliczek rozprawiała się z kolejnymi przeciwnikami. Odgłosy uderzeń przy akompaniamencie deszczu. Była o te trzy lata starsza i miała krótsze włosy, ale rozpoznałam w niej dziewczynę, którą wcześniej pokazała mi Śniąca. Ubrana na sportowo, z przewagą bieli i błękitu, próbowała wymknąć się przeciwnikom, ale raczej dlatego, by uniknąć przemocy niż z obawy o siebie... Nie mogłam nie zauważyć, że świetnie walczyła.
- Biła się? - Tileyowi, który sam był niezły w sztukach walki, od razu błysnęły oczy. - A jak?
- Za dobrze - mruknęłam. - Wiem to z doświadczenia, bo zachciało jej się bić ze mną.
- A pamiętałaś jak się to robi? - mrugnął do mnie.
- Wiesz, młody, jak jesteś w czyimś śnie i ten ktoś zakłada, że wszyscy dokoła są jego przeciwnikami - zauważył Geddwyn - to zakłada, że i walczyć potrafią, nie sądzisz?
- Coś w tym jest - potwierdziłam. - Ale mojej więzi z wodą raczej sobie nie założyła...
Przypomniałam sobie, jak Hikari zaatakowała, gdy tylko mnie zobaczyła... Choć pewnie była trochę zaskoczona. Jeśli ten sen rzeczywiście się powtarzał, to mnie raczej do tej pory w nim nie było...
Uderzała w powietrze, bo zawsze udawało mi się zrobić unik... I niespodziewanie dla siebie czułam, że uśmiecham się przy tym złośliwie. Ale sama również atakowałam - i ona te ataki skutecznie odpierała. Jak by wyglądała taka walka na żywo? W którym życiu biłam się po raz ostatni...?
- Chyba rzadko trafiają ci się godni przeciwnicy, Kusanagi Hikari - szepnęłam do niej przy kolejnym starciu, a słowa jakby same wypływały z moich ust.
- Cóż, ty też wyglądasz na zadowoloną z walki - dziewczyna weszła w rolę, której przecież nie znała - Dawno takiej nie stoczyłaś, co? Aż szkoda, że któraś z nas musi przegrać...
- Ale wcale nie żałuję, że to nie będę ja.
- Skoro tak mówisz, widać nie wzięłaś pod uwagę tego - Hikari przystanęła i w jej dłoni pojawiła się kula ognia. Dzikiego i jarzącego się niemal do białości... Moc Kryształu Niebios?
Ledwo uniknęłam przysmażenia, tymczasem ona błyskawicznie pojawiła się za mną. Obie dłonie miała rozżarzone, gotowe by uderzyć... Ale ja też miałam swój atut. Nie zapomnę tego szoku w jej oczach, gdy schwyciłam jej ręce i zwyczajnie je zamroziłam.
- Ty też czegoś nie wzięłaś pod uwagę - powiedziałam z satysfakcją.
Pchnęłam ją na ziemię i odskoczyłam w tył, czując wreszcie w pobliżu obecność Yori.
- Wspomnij mnie, gdy spojrzysz na gwiazdy - rzekłam uśmiechając się krzywo i zostałam wyciągnięta ze snu.
- Ciekawe, że nie wyszłaś z niego wcześniej - stwierdził Tiley. - Wtedy, gdy zrobiła to ta Śniąca.
- Wyobraź sobie, że miałam zamiar - obruszyłam się. - Ale skoro nie jestem wprawiona w Śnieniu, miałam prawo mieć problemy!
- Albo ta panna jest na tyle silna duchem, że przytrzymała cię we własnym śnie... Czyżby aż tak brakło jej godnego przeciwnika? - zadumał się Geddwyn. - Oczywiście jest jeszcze druga opcja...
- Niby jaka?
- A taka, że zostałaś tam, bo podświadomie chciałaś jej wlać.
- Wolne żarty - skrzywiłam się. - Dlaczego miałabym chcieć?
- Czy ja wiem? Zbyt długie tłumienie w sobie negatywnych emocji?
- Psycholog od siedmiu boleści - rzuciłam w niego poduszką. - Chodźcie, zobaczmy lepiej czy Ten-chan znów czegoś nie nabroił.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz