5 II

Dopiero dzisiaj miałam okazję go za to ofukać, ponieważ jednak musiałam trochę odespać. I pobiegać z Satsuki i Vaneshką po sklepach w rozmaitych światach - urządzanie Marzenia jest czasochłonne, ale i interesujące... Zwłaszcza, że jego właścicielka jest dość wybredna. Dzisiaj za to dziewczyny wybrały się do Solen i wzięły ze sobą Tenariego. Mało miałam pod tym względem do gadania - moja siostra chciała poodkrywać Solen bez wszystkowiedzącej kronikarki stojącej jej nad głową. Może niedokładnie tak się wyraziła, ale... Pewnie kiedy wróci, i tak zasypie mnie pytaniami.

Coś rozświetlało pokój i tym razem nie były to lampy.
- Niezłe masz wyczucie czasu - stwierdził Aeiran, widząc mnie w swojej siedzibie.
- T... tak? - udało mi się wyjąkać tylko tyle, bo zupełnie zbił mnie z tropu.
- Owszem. Udało ci się przyłapać mnie na tym, nad czym ostatnio pracuję.
Po tych słowach bezceremonialnie pociągnął mnie na podłogę, nad którą unosiło się... Hm, to, co wywoływało światło. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie widziałam, jednak wydało mi się dziwnie znajome.
- A więc to ci zajmuje wieczory ostatnio? - odruchowo ściszyłam głos, przypatrując się niewielkiej kuli, jakby zrobionej ze szkła. W jej wnętrzu coś się poruszało i wiedziona ciekawością wyciągnęłam rękę...
- Nie dotykaj - Aeiran odsunął ją stanowczo. - Nie po to nałożyłem osłonę. To jest jeszcze zbyt kruche.
Uniósł dłoń nad kulą i szklana otoczka zniknęła. Zaś to, co było w jej środku, okazało się przezroczyste jak woda, jak powietrze... A jednocześnie to jaśniało, to ciemniało. Falując przy tym, dzięki czemu co chwilę przybliżały się i oddalały od siebie różnobarwne punkty krążące po tej przestrzeni. A może nie przestrzeni?
- Czy to... - zaczęłam, domyślając się odpowiedzi.
- Światy w międzysferze - dopowiedział Aeiran. - Taki miniaturowy model, na którym można będzie znaleźć każdy wymiar. Przynajmniej w miarę możliwości.
- Pięknie ją widzisz - szepnęłam.
Spojrzał na mnie pytająco.
- Mówi się, że każdy postrzega międzysferę inaczej - wyjaśniłam. - Dla mnie też jest trochę jak morze, a trochę jak powietrze, ale jednak... Jest inna.
Przyglądałam się tej miniaturce, światom, które szalały... A może stały w miejscu, tylko międzysfera zmieniała swoje granice? Nad tym zagadnieniem zastanawia się mnóstwo uczonych z różnych wymiarów i dotąd nie doszli do jednoznacznej odpowiedzi. Tylko jeden punkt bez wątpienia się nie poruszał. Był większy od innych i emanował delikatną srebrną poświatą.
- Rozumiem, że to Teevine - uśmiechnęłam się. - Zebrałeś wszystkie światy z zachodniej części domeny, czy jeszcze jakiś ci został?
- Parę poprawek jeszcze się przyda - odpowiedział i wskazał na jeden z punkcików. - Zobacz, tu jest DeNaNi.
Punkt jakby urósł w moich oczach do kulki i wyraźnie zobaczyłam, że jest zabawnie żółtopomarańczowy. Natomiast w jego środku znajdował się jeszcze mniejszy punkcik, doskonale czarny.
- Ciemność? - spytałam. - Wymiar wewnątrz wymiaru... To dlatego jest taka odizolowana?
- Dlatego. Innej odpowiedzi nie widzę.
- Zamierzasz poprzestać na Zachodzie, czy resztę też tak uwiecznisz?
- Jeszcze nie wiem. Jak dotąd tam nie byłem.
Wyłapałam w jego głosie jakąś melancholijną nutę.
- A chciałbyś?
- Być może... Kto wie jak daleko trzeba zajść żeby odnaleźć to, czego się szuka - powiedział cicho i przypomniałam sobie o właściwym celu swojej wizyty.
- À propos - zaczęłam. - Vaneshce było przykro, że poszedłeś bez pożegnania.
- Za słabo się postaraliśmy? - zapytał sucho. - Za mało ją dom ucieszył?
Westchnęłam. Gdyby nie to, że cieszyła się domem, byłaby po prostu zrozpaczona. Ale tego oczywiście Aeiranowi nie powiedziałam.
- Widzę, że masz o niej bardzo pozytywne mniemanie...
- A co mogę sądzić o kimś, o kim nic nie wiem, bo nie chce powiedzieć?
- Jako o osobie, a nie obiekcie obserwacji - fuknęłam.
- Pod tym względem też jej nie rozumiem - wzruszył ramionami. - Ale może teraz uda jej się pozbierać. Ma to szczęście, że zyskała swoje niewzruszone centrum...
- Ha, dobrze powiedziane - przyznałam. - Coś własnego i stałego.
- I w tym rzecz - stwierdził. - Chyba każdy gdzieś w głębi duszy potrzebuje czegoś, czego mógłby się trzymać, do czego mógłby wracać. Miejsca, osoby, marzeń, ideałów...
- Jeszcze trzy miesiące temu nie spodziewałabym się usłyszeć czegoś takiego właśnie od ciebie.
- Wtedy nie byłem zdecydowany, czy warto szukać - odpowiedział Aeiran z namysłem. - Teraz za to nie jestem pewien, czy znajdę.
- Mnie to mówisz - mruknęłam. - Tymczasem jestem jak toczący się kamień, jak rwąca rzeka. Co mogę mieć stałego? Poza herbatą?
- I kronikami - przypomniał z lekkim uśmiechem. - Mówisz tak, a tymczasem masz rodzinę, przyjaciół, nawet tego przeklętego Diss Gyse'a...
- Lex akurat nie mógłby być niczyim niewzruszonym centrum - przerwałam mu. - I nie o to chodzi. Po prostu żyłam już wiele razy i za każdym muszę zaczynać od nowa. Nigdy nie jestem pewna, jak to ze mną będzie.
- Nawet najbardziej rwąca rzeka wpada w końcu do morza.
Przyjęłam te słowa z wdzięcznością, bo powstrzymały mnie od wpadnięcia w melancholię.
- Pora na mnie - podniosłam się z podłogi. - Trzeba sprawdzić czy już wróciły, a jeśli nie, to ich poszukać... Czyżbym była nadopiekuńcza? - roześmiałam się.
- Chyba nie - Aeiran pokręcił głową. - Jest w tym troska... Ale chyba nie przesada.
- Dzięki - zdusiłam w sobie chęć zmierzwienia mu włosów jak Tenariemu. - Cóż, gdyby nie to, nie wiem jak długo bym mogła tak tu siedzieć i zajmować ci czas. Nastrój złapałam.
- Nic straconego - usłyszałam na pożegnanie. - I nie martw się. Może nie mam całego czasu światów, ale trochę się zawsze znajdzie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz