11 II

Egoistycznie podrzuciłam Tenariego Vaneshce i wybrałam się na konną przejażdżkę. Jednak tym razem ustąpiłam Nindë, która domagała się pobytu w cieplejszym klimacie. Cóż, może upału tam nie było, ale nie było też mrozu...
Usłyszałyśmy tętent kopyt i dopędził nas Aeiran na No Doubcie.
- Pozwól mi go przegonić - wymamrotała przez zęby moja klacz na widok mrocznego i groźnego wierzchowca jakim sama niestety nie była.
- A goń na zdrowie - mruknęłam. - Tylko poczekaj aż zsiądę.
- Phi, to już nie to samo...
- Co za nieoczekiwane spotkanie! - zwróciłam się do Aeirana, zsiadając z konia. - A może jednak oczekiwane?
- Przyznaję, zastanawiałem się, gdzie też mogło cię zanieść - powiedział, również stając na ziemi. Nindë tymczasem przestępowała niespokojnie z nogi na nogę.
- Pokrzywa, spokój - syknęłam.
- Ale ja chcę pobiegać! - jęknęła. - Nie liczysz się z moimi uczuciami!
- A biegaj sobie - parsknęłam i puściłam wodze. Zarzuciła grzywą, spojrzała wyzywająco na No Doubta i pomknęła w dal.
- Dlaczego to z w i e r z ę mnie ignoruje?! - wrzasnęła po chwili z owej dali. No Doubt zaś stał jak stał, ze spokojem skubiąc zeschłą trawę.
- Czy twój rumak nie lubi biegać? - spytałam Aeirana ze śmiechem.
- Cholera go wie - odparł sucho. - To, że na nim jeżdżę nie znaczy, że potrafię go przewidzieć.
- Trafił swój na swego - mruknęłam, pochylając się nad krokusem, który chyba niedawno wyjrzał z ziemi.
- Wiosna idzie - uśmiechnęłam się. - Nie dziwota, jesteśmy na granicy z Południem, tu dochodzi szybciej...
- Nie zauważyłem, żeby w międzysferze były jakieś granice - Aeiran podszedł bliżej.
- Symboliczne. Wszystko w międzysferze jest symboliczne - szepnęłam. - Powinieneś to wiedzieć, skoro pracujesz nad miniaturką domeny.
- Czasem trzeba się osobiście przekonać - powiedział, wpatrzony w dal. - Nie wybrałabyś się w podróż? Tak na dłużej.
- To dość kuszący pomysł, ale nie bardzo wykonalny, przecież jest Ten-chan... Nie chciałabym robić kłopotów Vaneshce czy komuś innemu, poza tym zaczynam coraz bardziej lubić tego urwisa.
- W porządku - rzekł powoli. Wstałam i spojrzałam na niego z namysłem.
- Słuchaj, jeśli ciągnie cię w światy, to w czym problem?
Aeiran nie odpowiedział, a jedynie kwaśno się uśmiechnął.
- Jeśli w przysiędze, to chyba wiesz, że cię na smyczy nie trzymam.
Uśmiech zniknął jak zdmuchnięty i domyśliłam się, że trafiłam.
- Jeśli co jakiś czas będziesz mi dawał znać czy żyjesz i co u ciebie słychać, przysięga nie zostanie złamana - mówiłam dalej, - Wtedy mogę się czuć jakbym tam była, nawet siedząc przy swoim biurku.
- Będę - spojrzał na mnie nieobecnym wzrokiem. - Wiesz, że będę.
- Nie wiedziałam, dopóki nie uzyskałam potwierdzenia - roześmiałam się. I w tej chwili przypomniałam sobie, że swego czasu wylągł mi się w umyśle pewien plan...
- Możesz bez przeszkód jechać... Choć jest pewien warunek.
- Tego się obawiałem.
- Kiedy wrócisz, zabierzesz mnie ze sobą do Ciemności.
Takiego warunku raczej się nie spodziewał, bo wyglądał na autentycznie zaskoczonego.
- Nie dziw się, nie dziw - powiedziałam uszczypliwie. - Ja też mam prawo zwiedzić jakieś nieznane miejsce. Chyba to dla ciebie nie problem?
- Nie, tylko... - urwał i pokręcił głową. - Nieważne. Zabiorę cię.
Jakimś cudem powstrzymałam się od skakania z radości.
Przygalopowała Nindë, przeszła wyniośle obok No Doubta, który nieporuszenie stał w miejscu, i przyjaźnie trąciła mnie pyskiem.
- Ech, ty Pokrzywo nieznośna - mruknęłam czule, wzbudzając tym jej śmiech.
- Wpadniemy po Tenariego? - zaproponowałam wesoło. Aeiran nie zaprotestował.

Zasiedzieliśmy się w Marzeniu dość długo - przy kominku, w którym zamiast drewna paliły się świece. Pomysł trochę niepraktyczny, ale przyznam, klimatyczny. I tak było mi cieplutko, bo siedziałam między Aeiranem i Vaneshką, do tego mając na kolanach demonka. Ściśnięci najbardziej jak się dało, bo kanapa niewielka. Ha.
Było cicho i spokojnie, dopóki pieśniarka nie zaczęła się ode mnie domagać opowieści.
- Wspominałaś, że masz opowieści w sam raz na długie zimowe wieczory - przypomniała. - A teraz właśnie taki jest.
- Ale nie sądziłam, że będziesz chciała do tego wracać - mruknęłam. - Opowiadać to ja nie umiem. Może czasem pisać, ale na głos zawsze mi brakuje słów. Zżera je trema albo zapomnienie.
- Nie zauważyłem żeby kiedyś brakowało ci słów - Aeiran odezwał się chyba drugi raz od naszego przybycia. Vaneshka potwierdzająco kiwnęła głową.
- Bo wśród przyjaciół raczej nie miewam tremy - gdy to powiedziałam, we wzroku Aeirana dojrzałam na moment jakieś ciepło, pieśniarka zaś cała się rozpromieniła. Dlaczego kiedy ona czuje się szczęśliwa, mnie robi się smutno? Na szczęście to tylko chwilowe. Ten smutek, znaczy. Bo szczęście zielonookiej powinno trwać jak najdłużej.
- No to o czym mam opowiedzieć? - poddałam się.
- Najpiękniejsze opowieści tworzy życie - wystrzeliła Vaneshka. - Więc może opowiesz o swoim?
- Mam Życie w rodzinie i nie mogę się z tobą nie zgodzić - westchnęłam. - Ale nie sądzę, żeby moja egzystencja była fascynującym tematem.
- Mówiłaś kiedyś, że żyłaś wiele razy - zauważył Aeiran. - Więc coś się powinno znaleźć.
- Wiele razy? - pieśniarka popatrzyła na mnie ze zdumieniem. - Reinkarnacja?
- Coś w tym stylu - przyznałam niechętnie. - Od kiedy po raz pierwszy zginęłam, odradzałam się dziesięć razy, ale nie pamiętam swojego pierwszego życia. Ani nie wiem dlaczego to ciągle trwa.
- Nic a nic nie pamiętasz?
Zapatrzyłam się na chwilę w przeszłość, ale nie aż tak daleką...
... - Stałaś na podwyższeniu, taka jaką się opisywałaś, jak z lustra, a ci goście w szarych płaszczach zapytali: "Madelyn Igneid Yumeni Al'Wedd, czy przyznajesz się do popełnionych czynów?" Wtedy uniosłaś głowę, powiodłaś wzrokiem po tłumie i odpowiedziałaś stanowczo: "Przyznać się? Jestem z nich dumna!"...
- Wiem, że byłam za coś sądzona i sama wybrałam sobie rodzaj egzekucji - powiedziałam powoli. Zawsze trudno mi się o tym mówiło, choć z biegiem czasu powinnam traktować to lżej. - I miałam ciemne falujące włosy i niebieskie oczy.
- Takie jak na rysunku wiszącym w herbaciarni? - zapytał Czasoprzestrzenny. No patrzcie, szybko kojarzył...
- Takie - potwierdziłam. - I wiem, że pochodziłam ze Starego Świata. Wiecie coś o Starym Świecie? Pisałam o nim kroniki.
- A ja chyba jedną nawet czytałam - pochwaliła się Vaneshka. - Tę mitologiczną, o Patronach i stworzeniu świata. Oczywiście zakazaną, bo Timida jest dość ortodoksyjna... Powiedz coś w języku ten'pei, dobrze?
Zachichotałam - ta dziewczyna szybko skakała z tematu na temat.
- Hirayaki na sanyu no yoru daisuki - powiedziałam rozmarzonym głosem. - To znaczy "uwielbiam noc gdy płoną gwiazdy".
- Ładnie brzmi - stwierdziła i znów zmieniła temat. - Tobie nie jest dobrze z tym odradzaniem się, prawda? Mówiłaś o tym z takim smutkiem...
- Dziwisz się?
- A nie powinnam? Tyle przeżyłaś, poznałaś światy, jesteś bogata w doświadczenia...
- Doprawdy? - zaśmiałam się gorzko. - Coraz to jestem kimś innym, tracę wszystko i zaczynam od nowa, mając wrażenie, że moje prawdziwe "ja" gdzieś się bezpowrotnie zgubiło. Mam się cieszyć?
Mówiłam coraz gwałtowniej, na policzku poczułam łzę. Rzadko się tak rozklejałam i ten widok chyba speszył pieśniarkę.
- Przepraszam. Tak bym chciała cię jakoś podnieść na duchu - wyjąkała. - Ale... Tak mi trudno. Nie umiałam sobie wyobrazić ciebie takiej... Bez uśmiechu i pogody ducha. Dlatego...
Wbiłam pięści w kanapę. Natomiat Ten-chan chyba miał dość mojego mazgajstwa, bo spojrzał na mnie z wyrzutem i zwyczajnie odfrunął. Vaneshka zaraz pobiegła za nim.
- Za krótko cię jednak zna - Aeiran odprowadził ją wzrokiem. - Bo ciebie nie jest trudno pocieszyć, prawda?
- Prawda - odpowiedziałam automatycznie i poczułam jak na chwilę zamyka mnie w swoich ramionach. Nawet nie wiem, które z nas wykonało pierwszy ruch, ale przez tę jedną chwilę było spokojnie, ciepło i dobrze. Tak jak być powino.
- I już się śmiejesz.
- Bo mi kradniesz mój sposób pocieszania.
- Jeśli go opatentowałaś, to przepraszam - powiedział, jak to on, skrajnie poważnie i uwolnił mnie z objęć. Może nieco histerycznie, ale rozchichotałam się na dobre.
- Faktycznie, łatwo mnie pocieszyć - wykrztusiłam. - Muszę uświadomić Vaneshkę pod tym względem, bo co ze mną będzie, kiedy wyjedziesz?
- Nie jesteś sama - usłyszałam. Usłyszała również pieśniarka, która wreszcie ucapiła opierającego się Tenariego i podeszła bliżej.
- Nie jesteś sama - powtórzyła z nieśmiałym uśmiechem.
Na wszystkie żywioły, do czego to dochodzi żeby role tak się odwracały?
Ale raz na jakiś czas jest to chyba potrzebne.
- Nie jestem sama - przyznałam. - Nie w tym życiu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz