3 II

My light shall be the moon
and my path - the ocean.
My guide - the morning star
as I sail home to you.
I'll wait the signs to come.
I'll find a way
I will wait the time to come.
I'll find a way home.
Who then can warm my soul?
Who can quell my passion?
Out of these dreams - a boat
I will sail home to you.


Enya

Przygotowana byłam na to, że będę musiała urządzić sobie jeszcze wycieczkę po Czasoprzestrzennego, tymczasem on już znajdował się na miejscu. Nie wiem, kto o zawiadomił, ale na pewno nie ja.
- Dobrze trafiłem? - spytał na przywitanie.
- Jeśli nie, to znaczy, że ja się zgubiłam - mruknęłam, odmierzając ile przestrzeni wytniemy. - Dobrze, że nie ma śniegu, inaczej nie połapałabym się, gdzie zasadziłyśmy tę roślinkę.
- Ta "roślinka" będzie kiedyś drzewem, więc powinnaś uwzględnić kawałek ziemi na zapas - zauważył Aeiran. Przyznałam mu rację i odeszłam dziesięć kroków od miejsca, w którym spoczywało nasiono.
- Taki promień chyba będzie akurat - uznałam, podskakując w miejscu. Nie żeby mi było zimno, to raczej sprawka ekscytacji. Tymczasem Aeiran zmarszczył brwi i bez słowa zawinął mnie w swój płaszcz. Ledwo mogłam ruszać rękami.
- Czuję się jak dywan idący do trzepania - uśmiechnęłam się lekko. - I co teraz, przerzucisz mnie sobie przez ramię i zniesiesz do międzysfery?
- Jeszcze nie - odparł. - Najpierw musimy skończyć to, w co nas wrobiono.
- Sami się wrobiliśmy - sprostowałam. - Mam nadzieję, że Vaneshka skojarzy, gdzie leży nasiono i nie będzie po nim deptać...
- Chyba możemy temu zapobiec - zdecydował.
Zaciekawiona spytałam, co zamierza. Nie odpowiedział, za to uklęknął na ziemi, wyciągając dłonie i domyśliłam się, że zaraz będę oglądać taki sam proces jak kiedyś przywoływanie róży dla Vanny. Tyle że nie w tył, a w przód... Patrzyłam na to równie zafascynowana jak poprzednio, otulając się mocno płaszczem. Po chwili z ziemi wyrastał już cienki, młody pęd. Był śmiesznie żółto-zielonkawy i sięgał mi gdzieś tak do kolan.
- Tak mi przyszło do głowy, że może Vaneshka wolałaby sama móc patrzeć, jak to maleństwo rośnie - stwierdziłam z przekąsem.
- Najwyżej się cofnie - odrzekł niefrasobliwie i aż mnie zatkało, że nagle zachciało mu się tak bawić czasem. - Teraz twoja kolej.
Czekało mnie trudne zadanie i miałam nadzieję, że Xemedi-san już oddzieliła swój kawałek przestrzeni w międzysferze. Musiałam oddzielić wyznaczone miejsce granicą niewidzialną dla niewprawnego oka, ale i niemożliwą do przebycia przez niewprawione istoty. Za tą granicą miał się znajdować wymiar Vaneshki, ale to już zostawiłam Xemedi-san. To miejsce razem z drzewkiem i kawałkiem nieba, na którym wciąż mogło świecić słońce, miało się odtąd znajdować tak naprawdę tam, mimo iż wizualnie wciąż tu. Byłam ciekawa, co powiedziałby zbłąkany przechodzień, widząc kobietę wyłaniającą się z nicości by doglądać swoją roślinkę...
Nie pomyślałam tylko o jednym - że po całym tym procesie będę tak strasznie słaba. Już zapomniałam jak męczące było tworzenie Blue Haven, pamiętałam tylko swoją satysfakcję. Chyba upadłabym na ziemię, gdyby Aeiran mnie nie podtrzymał. Przymknęłam oczy i z nadzieją, że nie będzie miał nic przeciwko, pozwoliłam sobie na chwilowy luksus odpoczynku.
- Śpisz? - usłyszałam ciche pytanie.
- Nie ma tak dobrze - mruknęłam. - Ustaw mnie do pionu a zaraz będę jak nowa.
Po chwili stałam już twardo - w miarę twardo - na ziemi. Na oko nic się dokoła nie zmieniło, ale...
- Ściana - Aeiran wyciągnął rękę natrafiając na coś twardego.
- Czyli z tamtej strony też wszystko dobrze poszło - uznałam z ulgą. - To co, zajmiesz się czasem? Ja sprawdzę, co tam u nich.
- Tylko nie zemdlej po drodze - spojrzał na mnie z cieniem uśmiechu. Prychnęłam tylko i oddałam mu płaszcz.

Nowy dom Vaneshki miał błękitnozielone ściany i otaczał wkoło tę przestrzeń z drzewkiem, tak przynajmniej deklarowała Xemedi-san. Na zewnątrz prowadzić miały zielone drzwi - oczywiście z drugiej strony niewidoczne, tak jak przejście z herbaciarni do mojego mieszkania. Xemedi-san wyglądała na zadowoloną z siebie, natomiast Satsuki biegała po całym wymiarze z Tenarim w charakterze honorowego gościa. Gdy demoniątko do mnie podleciało, złapałam je za rączki i zakręciłam się z nim w drobną kaszkę. Mały całkiem entuzjastycznie to przyjął.
- No, chyba mi już minęła chwila słabości - stwierdziłam, podtrzymując Tenariego, który o mało nie spadł na podłogę, tak mu się zakręciło w głowie.
- No, urwipołciu, może teraz zechce ci się chodzić, co? - spytałam, a on w odpowiedzi tylko bezczelnie pokręcił głową.
Natomiast świeżo upieczona gospodyni tylko stała bez ruchu ze splecionymi dłońmi i wyrazem oszołomienia na twarzy.
- Czy coś się stało? - podeszłam do niej z uśmiechem.
- To ja powinnam spytać - odpowiedziała z nieobecnym wzrokiem. - Czy coś się stało z moim nasionem?
Zaskoczona byłam, że to odczuła. Nie miałam pojęcia, że jest jakaś więź między nią a tą roślinką, choć po Cirnelle można się było właściwie spodziewać...
- Aeiran użył swojej mocy i trochę przyspieszył jego rozwój - wyjaśniłam. - Mam nadzieję, że ci to nie przeszkadza...
- Nie, to... - poprzedni wyraz nagle ustąpił miejsca czułości. - To było jak pieszczota. Gdzieś w głębi duszy i umysłu. - Wyglądała jakby chciała się rozpłakać, ale zamiast tego tkliwie się uśmiechnęła. - I teraz rozumiem dlaczego czułam, że coś we mnie dojrzewa. Gdzieś... W sercu.
Oj, dziewczyno, w coś ty się wpakowała, pomyślałam, wzdychając cicho. Miałam ochotę ją uścisnąć i pogłaskać po tej burzy loków, ale coś mnie powstrzymało. Może fakt, że w tym geście byłoby współczucie? Nie jestem pewna jak by to odebrała.
- Dobra, Vaneshka! - Satsuki wkroczyła do akcji, rwąc cienką pajęczynę nastroju. - Ożyw się trochę, trzeba w końcu zacząć dostrajanie!
- Najpierw trzeba sprawdzić jak Miya-san się spisała - uznała Poszukiwaczka Tajemnic. Gdy podeszła do drzwi i je otworzyła, do środka wpadły delikatne promienie słońca. Chyba przydałyby się jeszcze jakieś okna...
- Jak stoimy z czasem? - usłyszałam roześmiany głos Xemedi-san. Odpowiedź była cicha i niewyraźna, ale kiedy Aeiran wszedł do domu, sprawiał wrażenie usatysfakcjonowanego.
- Jej, chyba mnie tu zaraz rozsadzi! - moja siostra była podenerwowana. - W końcu w życiu jeszcze czegoś takiego nie robiłam!
Ha, a ja się martwiłam, że może mi się nie udać z astralem...
Satsuki stanęła na środku pokoju, a my dokoła niej. Ostrożnie sięgnęłam do sfery astralnej i przez chwilę byłam trochę nieobecna duchem, szukając tam obecności Vaneshki. Wbrew złym przeczuciom udało mi się przeciągnąć cienką nić od jej istoty do domu, wskutek czego w moich rękach pojawiło się coś w rodzaju splotu - ciemnego, a zarazem świetlistego, eterycznego. Podobny splot dostrzegłam w dłoniach Xemedi-san - tyle że przezroczysty i przypominający nieco strumień wody - i Aeirana... Do tej pory nie wyobrażałam sobie jak mógłby wyglądać splot czasu, natomiast teraz, już po wszystkim, nie potrafię go opisać. Bo jak opisać czas?
Wszystkie trzy sploty pomknęły w stronę Satsuki i zniknęły w jej dłoniach. Już nie była zdenerwowana, ale skupiona i jakby w transie, inkantując zaklęcie, którego ani chybi nauczył ją Clayd. Nie ulegało wątpliwości, że jednak trochę czasu w Althenos poświęciła na dokładniejsze zagłębianie się w sprawy duchowe... Podeszła, a raczej podpłynęła do Vaneshki, która też działała jak zahipnotyzowana - wyciągnęła rękę, a moja siostra przekazała jej wszystkie sploty.
A potem pieśniarkę otoczyła delikatna poświata... I chyba już było po wszystkim.
- I jak tam? - spytałam serdecznie, gdy już otrząsnęła się z transu. Spojrzała na mnie szeroko otwartymi oczami.
- Teraz całkowicie czuję się jak w domu - szepnęła. - Svaern.
Tylko ja i Aeiran zrozumieliśmy, więc musiała wyjaśnić.
- Spełniło się moje marzenie, dlatego to miejsce nazwę Marzeniem. Svaern.
- Czyli się nam udało - podsumowała Satsuki. - Jak tylko zainstalujemy tu jakiś barek, to poświętujemy!
- Najpierw, siostro, pomyśl o bardziej użytecznym wyposażeniu - powiedziałam.
- Jakbym nie wiedziała! - obruszyła się. - Ze świecą szukać takiej dekoratorki wnętrz jak ja! A kto zrobił remont w herbaciarni, co?
Nie zdążyłam jej odpowiedzieć, bo Vaneshka podbiegła, z radością zarzucając nam obu ręce na szyję. Tak samo potraktowała Xemedi-san, co wywołało u mnie lekki szok, bo od kiedy to ona pozwala się ściskać?
- Dziękuję - wyszeptała ze wzruszeniem. - Dahar'nen.
Kątem oka dostrzegłam, że Aeiran wyniósł się bez słowa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz