*

- Mówię ci kategorycznie, przestań wtrącać się w jej życie!! - usłyszałam zza drzwi podniesiony głos Vanny.
- Jakoś wcześniej tak na to nie patrzyłaś - odpowiedział lekko Lex. - A szkoda, może gdybyś mi tak powtarzała regularnie...
- Wcześniej najwyraźniej patrzyłam nie tam, gdzie trzeba - burknęła. - Zresztą i tak nie możecie nas tu trzymać właśnie teraz!
- A kiedy indziej tak? Do tej pory nasze problemy zdążą się rozwiązać, a wy będziecie sobie wyrzucać, że uciekła wam taka opowieść...
Ziewnęłam i wstałam, narzucając szlafrok. Nawet pragnienie snu nie mogło mnie powstrzymać przed włączeniem się w tę rozmowę.
- Przykro mi, ale muszę się zgodzić z kuzyneczką - powiedziałam z uśmiechem, wychodząc ze swojej sypialni. - Bo właśnie teraz nam taka opowieść ucieka.
- A nam jest przykro, ale nie możemy was wypuścić - T'Surith też się pojawiła, nadal kompletnie ubrana i z cygaretką w dłoni. Podejrzewałam, że ona w ogóle nie sypia - dwa razy z rzędu odpływałam w sen, wsłuchując się w jej kroki dobiegające z sąsiedniego pokoju.
- No tak, tobie to na pewno jest przykro, ale w moim imieniu nie mów - rzekł Lex bardzo uprzejmym tonem. - I bądź łaskawa to zgasić, bo Miya nie lubi.
Kątem oka dojrzałam jak Vanny spogląda na niego w osłupieniu i zaniosłam się dzikim chichotem.
- Czy ja jestem jakąś świętą krową, czy jak? - wykrztusiłam.
- T'Surith może i nie życzy ci za dobrze, ale ja się o ciebie troszczę - Lex sprawiał wrażenie, że się świetnie bawi. - I w tej chwili nie wiem, co może ci bardziej zaszkodzić... Jej toksyczna obecność tutaj, czy perspektywa kolejnego spotkania z Białym Rycerzem.
- Z Białym... A skąd wiesz, że go spotkałam? - zmarszczyłam brwi. - Ty też biegałeś po tym iluzorycznym mieście, czy jak?
- Niedokładnie iluzorycznym - sprostowała T'Surith. - To była projekcja, wytwór j e j umysłu. Na szczęście dla mnie do złamania, jak i wytwory zwykłej magii.
Nie miałam pojęcia, kim jest "ona", ale miałam ochotę dowiedzieć się więcej.
- I myślicie, że jeśli tylko wyściubię nos za te ściany, ten... Biały Rycerz, tak? Natychmiast mnie dopadnie i będzie gnębił o tę jakąś Koronę?
- Oczywiście zawsze możesz mu ją oddać - podsunęła Vanny. - Tę, którą trzymasz w Szafie. W ten sposób miałabyś dwa problemy z głowy.
- To nie taka korona, o jakiej mógłby marzyć - pokręciłam głową, choć moje myśli też krążyły wokół tego motywu. Nie miałam wątpliwości, że facetowi pasowałaby ta druga korona, ta pasująca do mojej i jednocześnie będąca jej przeciwieństwem... Nadawałby się. Ale chyba przeznaczone (brrr!) mu było coś innego...
- A co zyska posiadacz tej waszej Korony? - zainteresowałam się.
- Oficjalnie mówi się, że władzę nad całym Kontynentem i wszystkimi Ogrodami - wzruszyła ramionami T'Surith. - Ale to by było zbyt banalne.
Za taki punkt widzenia mogłabym ją uściskać, gdyby tylko nie utrzymywała tego chłodnego dystansu wokół siebie.
- Ogrody? - moja kuzynka nie ustawała w pytaniach. Widocznie z czymś jej się skojarzyło.
- Na Wyspie Saphany, Wyspie Hayido, Wyspie Kheeraq... - zaczęła wyliczać agentka - Wyspie Kaine i Wyspie Tipharos, gdzie właśnie gościmy.
- Wszystkie te Wyspy, nota bene, krążą w powietrzu - dodał Lex i zwrócił się do mnie z szerokim uśmiechem: - Również dlatego nie możemy was wypuścić. Jeszcze byś spadła, i co?
Nie odpowiedziałam, nie mogąc z siebie wydonyć głosu. Bo przecież Wyspa Kheeraq - teraz już nie dam rady zapomnieć tej nazwy - była właśnie tym miejscem, gdzie przebywał Tenari...
- Skończ tę komedię, Diss Gyse - westchnęła T'Surith. - Wcale nie jesteś lepszy ode mnie.
- Ale przynajmniej jestem złem, które te panie już znają - nie przestawał się uśmiechać. - Wiedzą, czego się po mnie spodziewać.
- Co wcale nie sprawia, że się tym nie martwią - stwierdziła Vanny z pociemniałą nagle twarzą. Zauważył to i przesiadł się obok niej.
- A nie przyszło ci do głowy, że ja nie odpowiadam za twoje sny? - zapytał miękko. - Do czegokolwiek byłem w nich zdolny, może być tylko tworem twoich skrytych pragnień...
- Niedoczekanie twoje!! - zawołała, odskakując.
- ...Choć trzeba przyznać, że chętnie porozmawiałbym sobie z tobą o tych snach - ciągnął, nie przejmując się jej reakcją. - Zwłaszcza, że od kiedy zaginął nasz najlepszy Śniący, mamy w Omedze poważne braki w tej dziedzinie.
- Do... Do czego zmierzasz? - zobaczyłam jak Vanny coraz bardziej blednie. Lex też to zauważył i roześmiał się w głos.
- No nie, nie proponuję ci jeszcze angażu - powiedział, a jego oczy pojaśniały. - Choć nie wątpię, że świetnie by się nam razem pracowało...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz