*

- I wszystko jasne! - warknął Jastrząb, chwytając rudowłosą za rękę. - Zgrywałaś się na niewiniątko, ale wcale nie zamierzałaś opuszczać wygodnego schronienia, co?!
- Puść - dziewczyna wyglądała na wystraszoną. - Nie miałam pojęcia, że nas namierzy i sprowadzi posiłki!
Oczywiście na radarze znów nie było nic widać, ale widziane z okna strumienie energii, przelatujące obok statku, mówiły za siebie. Jeszcze nas nie trafili, zdaje się, że pierwsze strzały były ostrzeżeniem.
- No to może teraz wybierzesz się na zewnątrz i ich powystrzelasz, nie narażając dla odmiany życia mojej siostry?!
- Przestań strugać idealistę i uruchom system obronny! - rzuciła od steru Zięba. - Nie widzisz, że Miya nawet muchy nie skrzywdzi?!
- Nie, ja po prostu nie wiem, co nacisnąć - mruknęłam, bezradnie spoglądając na widniejące przede mną mnóstwo guzików i nie pozwalając Tenariemu się do nich zbliżać. Dobre i to, że posłuchał.
- Nie ma mowy, nigdzie nie idziesz - Jastrząb wciąż mocno trzymał półelfkę za rękę. - Chyba że wylatujesz stąd żeby im się poddać.
- Czyś ty oszalał?! I jak miałabym potem stanąć przed Rage'em?!
- Kimkolwiek jest, mam nadzieję, że ci porządnie... - zaczął, gdy nagle statkiem mocno szarpnęło. Niespodziewanie (i boleśnie) znalazłam się w jednym kącie kabiny, Tenari w drugim, kłócąca się dwójka też nie ustała w jednym miejscu. Tylko Zięba jakoś się utrzymała przy sterze.
- Mogliście się zająć obroną, prawda? Mogliście! A nie tylko flirtować! - zawołała. - Jeśli dostaliśmy w silnik...
Za oknem błysnęło oślepiająco. Nawet nie mogliśmy się pozbierać, bo statek kołysał się niebezpiecznie, a tamci nie przestawali do nas strzelać. O tak, należało porządnie rozmówić się z rudowłosą, ale teraz nie było na to czasu. I miałam tylko jeden pomysł, jak to zmienić.
Potem sobie wymyślałam w duchu za taką akcję w afekcie. Ale cóż, kiedyś przeniosłam za jednym zamachem całą gromadę smoków i nic się nie stało...
Zięba wrzasnęła, gdy zobaczyła, że coś się przed nami otwiera i pochłania statek. I po chwili już nie było dokoła przestrzeni kosmicznej, tylko... Po prostu przestrzeń.
- Przepraszam za te niespodziewane wrażenia - powiedziałam, podnosząc się wreszcie, nie bez pomocy półelfki.
- To twoje dzieło? - Jastrząb jak zwykle był spokojniejszy od siostry. - Przeniosłaś nas gdzieś?
- Oczywiście - weszła mi w słowo rudowłosa. - Jesteśmy w międzysferze.
- Ale... Tak będziemy wisieć w próżni? - Zięba powoli odzyskiwała zimną krew. - Ani nie spadamy, ani nie lecimy...
- Jeśli silnik jest uszkodzony, to nie polecicie. Zresztą ten statek raczej nie jest przystosowany do lotów międzyprzestrzennych, prawda?
- Słuchaj, ja to miałam powiedzieć - tym razem ja przerwałam półelfce. - I zawsze mogę nas przenieść do innego świata. Tylko żebyście dali radę naprawić co trzeba...
- Damy radę - machnął ręką Jastrząb. - A tę panią, skoro się tak dobrze zna na podróżach między wymiarami, zaraz wysadzimy...
- Nie, nie wysadzicie - odparowała pogodnie rudowłosa i poczułam, że przyciąga mnie do siebie. Próbowałam się wyrwać, ale była zaskakująco silna.
- Chyba że chcecie stracić możliwość powrotu w światy - jej głos stał się tak ostry, że można nim było przeciąć stal.
- A co jej zrobisz, uzdrowisz?
- Owszem, posiadam moc uzdrawiania - odrzekła. - Ale potrafię tę moc odwrócić. Nie zmuszajcie mnie do tego.
Rodzeństwo patrzyło na nią z niepokojem w oczach. Ale... Groziła, to prawda, ale z każdym słowem coraz bardziej podnosiła głos, który powoli stawał się... Rozpaczliwy?
- A na demony to działa? - zapytałam cicho.
Kiedy to usłyszała, wzdrygnęła się i natychmiast odskoczyła.
- Chyba nie lubisz być taka groźna, na jaką się kreujesz - mruknęłam, rozprostowując ręce.
- Nie myśl sobie... - starała się znów przybrać twardy ton, ale urwała, bo podleciał do niej Ten-chan z zaaferowaną miną. Powinnam była go trzymać z dala... Ale nie, dziewczyna zrezygnowała już chyba z głupich wyczynów. Uśmiechnęła się jakby nic się nie stało i pogłaskała Tenariego po głowie.
- No dobrze, dobrze - zachichotała. - Tylko że... - umilkła i przez chwilę słuchała jego myśli. W końcu mały wyfrunął z kabiny, a ona pobiegła za nim. Ale jeszcze przed wyjściem przystanęła i spojrzała na mnie z dziwnie niepewną miną.
- O co chodzi? - zapytałam, siląc się na spokój.
- On spytał czy chcę się nazywać Pacolyn - wyjaśniła.
- No to mu odpowiedz - westchnęłam ciężko. Co też temu dziecku przyszło do głowy...
Dziewczyna postała jeszcze chwilę w drzwiach i w końcu wyszła.
- Co za niecodzienna mieszanka nastrojów - pokręciła głową Zięba (czy ja niedawno czegoś takiego nie napisałam?).
- A ty to wszystko przyjmujesz z niecodziennym spokojem - skomentował jej brat.
- Ktoś musi, skoro tobie się dla odmiany nie udaje - odcięła się.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz