24 V

Najpierw śniły mi się rozmaite osoby z mojego życia, znikające za bramą, której za nic nie mogłam otworzyć, potem obudził mnie zapach akacji. W pierwszej chwili myślałam, że to jeszcze część snu, ale otworzyłam oczy i zobaczyłam kiść kwiatów, leżącą na poduszce tuż obok mnie. Masz ci los, nawet nie zauważyłam kiedy zakwitły, a tak przecież na to czekałam...
Wstałam i po upewnieniu się, że Ten-chan śpi, a w domku jest cicho, wyszłam na zewnątrz. Aeiran stał oparty o ścianę, a jedyną jego reakcją na moje przyjście było zerknięcie w moją stronę. I co zrobiłam? Nie popłakałam się, bo ze smutku nie umiem, a uradowana nie byłam. Po prostu usiadłam na trawie i ukryłam twarz w dłoniach. Wtedy dopiero zareagował.
- Przestań, nie tak powinno być - przyklęknął obok i mocno złapał mnie za ręce. - Jeśli cię jakoś zraniłem, po prostu mi to wygarnij. Nie chcę, żebyś się odgradzała.
W każdej innej sytuacji zaskoczyło mnie, że powiedział tyle słów naraz, ale teraz tylko pokręciłam głową.
- To nie twój problem, tylko mój - szepnęłam. - Wiesz, kiedy byliśmy związani przysięgą, uważałam sytuację za wyjątkowo pokręconą. Co w takim razie mam powiedzieć teraz? Wtedy wszystko było prościutkie.
Nie odpowiedział - albo chciał, żebym się wygadała, albo nie wiedział o co mi chodzi. Sama do końca nie wiedziałam.
- Zdaję sobie sprawę, że każde z nas odczuwa czasem potrzebę samotności, ale w praktyce trudno mi to uszanować - ciągnęłam. - A z drugiej strony zastanawiałam się, czy przypadkiem nie ułożyłam sobie i nie napisałam tego twojego wyjazdu po to, by mieć pretekst do tego, jak powiedziałeś, odgrodzenia się...
- Tego wyjazdu kilka dni temu? - zapytał. - Czy wyjazdu do D'athúil?
- Sama już nie wiem.
- Zawsze mówiłaś, że nie chcesz wpływać na światy swoim pisaniem - zauważył. - Dlatego nie myśl sobie, że jesteś panią moich czynów... Przynajmniej pod tym względem.
- No tak - uśmiechnęłam się gorzko. - Ale skoro sam sobie wybierasz swoją drogę... To właściwie powinnam przyznać ci rację.
- Sprecyzuj - westchnął.
- Bo... Bo więcej czasu spędzasz u mnie niż ja u ciebie - wykrztusiłam. - Bo czuję, że nic nie robię. I gdybyś nie wyjechał, to w ogóle byłabym na minusie, jeśli chodzi o jakąkolwiek inicjatywę.
- Posłuchaj, D'athúil jest "u mnie" kiedy ty tam jesteś - wychwyciłam w jego głosie nutę uśmiechu. - Jak i każde inne miejsce. I gdyby chodziło mi o to, żeby zniknąć ci z oczu, wróciłbym tam zaraz po tym przyjęciu weselnym.
Dopiero wtedy odjęłam dłonie od oczu. Faktycznie, uśmiechał się i to tak szeroko jak chyba jeszcze nigdy. Nabrałam ochoty by zerwać garść trawy i nasypać mu na głowę - czyli, jakby to dokładnie przeanalizować, zaczął mi wracać humor.
- Lepiej późno niż wcale - mruknęłam. - I tak postanowiłeś uciec teraz. I co?
- Masz rację, uciekałem.
Zamrugałam powiekami, a usta ułożyły mi się w "o".
- W pewnym momencie zacząłem odbierać coś... Jakby wezwania. Z zewnątrz, a zarazem z głębi mnie. Najpierw wydawało mi się, że tracę rozum...
- Mhm. Jasne.
- ...Więc uciekałem od tego. Chciałem to z siebie wytrząsnąć. Ale wezwanie się powtarzało dopóki na nie nie odpowiedziałem.
- Dobra. Dobra, w porządku - podniosłam rękę. - Mam na co dzień do czynienia z telepatą, niedawno miałam z dwoma, a jeszcze wcześniej nieproszony gość nawiedzał moje lustro, więc nie sądzę, żebyś akurat ty oszalał. Ale trzeba mi było przynajmniej powiedzieć! Ja ci sprawę Kaede wyjaśniłam.
Ale o kartce od Lexa nie mówiłam. O nie.
- Bo gdyby to było wezwanie stamtąd, raczej nie byłabyś zadowolona.
- Do licha, jeśli to jest wezwanie z D'athúil, to znaczy, że jesteś związany z tamtym światem bardziej niż byś chciał - prychnęłam. - Zatem nie ma wątpliwości, że powinieneś jechać. Żeby tę teorię obalić lub potwierdzić.
- A ty przez ten czas będziesz się martwić.
- Będę się co najwyżej złościć. A raczej nie będę, bo jadę z tobą. Nie myśl sobie.
- Czasem cię nie pojmuję... Ale chyba właśnie to mnie do ciebie przyciąga.
- Ha. A jak już mnie całkowicie zrozumiesz, to odlecisz w siną dal?
Aeiran nie potrzebował słów żeby na to odpowiedzieć.

Dopiero potem zaczęłam się zastanawiać jak to powiem Tenariemu.
A akacje kwitną, że aż miło.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz