*

Wrócili cali, zdrowi i nie zdezintegrowani. Muszę przyznać, że trochę się jednak niepokoiłam.
- I co, i co? - Vanny nie mogła ustać w miejscu. - Co zrobiliście?
Oboje zachichotali jak dwójka konspiratorów.
- Tak dokładnie to nie jesteśmy pewni - odpowiedział Clayd beztrosko. - W każdym razie wszystko się tam uspokoiło. I zablokowaliśmy drzwi.
- I mówicie o tym tak spokojnie? - wzburzył się Ketris. - Przecież to może być cisza przed burzą!
- Niekoniecznie - Satsuki wyszczerzyła ząbki. - Bo wykasowałam z głównego komputera wszystkie co groźniejsze plany. Dziwne niektóre były, swoją drogą...
- Może jeśli zapanuje spokój, ludzie zaczną tu wracać - wyraziłam nadzieję.
- Tak, i odpływać masowo za morze - Clayd nagle spochmurniał. - Bo bez Ivy to miejsce będzie coraz bardziej wymarłe... Czy ona jest pewna tego, na co się decyduje? - zwrócił się do Aeirana.
- Najzupełniej. To chyba jej pierwsza życiowa decyzja.
- W takim stanie i tak niczemu by nie zaradziła - zauważyłam. - Zresztą... Pamiętasz Dekilonię, Clayd? Pamiętasz Terion i Seiô'Amę? Krainy, które nigdy nie miały duchów opiekuńczych, a jednak tętniące życiem...
- Bo istniała potęga, która w nich to życie podtrzymywała.
- Ale przecież została zniszczona - przypomniałam. - Tymczasem te krainy ciągle istnieją, dzięki ludzkiej woli. Dlaczego więc tutejsi nie mieliby spróbować tak samo zadbać o D'athúil?
Uśmiech, który dostrzegłam na twarzy przyjaciela, miał cień rezygnacji.
- W takim razie po co my istniejemy? - zapytał cicho. - Po co próbujecie się z nami porozumiewać, dajecie nam powody do tkania własnej osobowości? Jeszcze trochę i wszystkie flénn'athy w światach skończą tak jak ja albo Ivy, a krainy znajdą się całe pod kontrolą ludzi. I będą żyły albo i nie.
- Jeśli skończą tak jak ty, taki pesymizm nie będzie miał racji bytu - stwierdziła Vanny stanowczo.
Uśmiechnął się znowu, już nie tak gorzko.
- W każdym razie chcę przy tym być - powiedział. Zrozumieliśmy, co miał na myśli.
- Tym lepiej, bo powinieneś - Aeiran skinął głową. - I Ketris.
Na dźwięk swojego imienia zainteresowany podskoczył jak ukłuty szpilką i rozejrzał się szybko, w popłochu.
- Nie dziw się tak, tylko jej coś zaśpiewaj. To pomoże.
- Skoro tak twierdzisz - westchnął bard. - Słowa pomogą, czy raczej melodia?
- Ty zdecyduj. To w końcu twoja specjalność.

Usiadłam z Vanny i Satsuki przy kuchennym stole. Swoją drogą ta kuchnia ma w sobie chyba jakiś magnes, skoro ciągle w niej przesiadujemy. Grzałyśmy ręce ciepłem filiżanek, czekając i rozmawiając.
- Pora żebyś i ty co nieco zdradziła, siostro - oznajmiłam. - Gdzie byłaś kiedy cię nie było?
- Tu i tam. Spotkałam kogoś... Z przeszłości.
- Bardzo odległej?
- Nie bardzo - zamyśliła się Sat. - Ale wystarczająco, żebym zapomniała o paru istotnych szczegółach.
- Zapominanie bywa uciążliwe - przyznałam. - Ale pamiętanie też... Gdybym na przykład pamiętała każdy szczegół ze wszystkich swoich żyć, chyba bym już dawno oszalała.
- A skąd wiesz, że już się tak nie stało? - roześmiała się Vanny. Moja siostra jej zawtórowała, ale po chwili westchnęła i zapatrzyła się przed siebie.
- Czasem się zastanawiam - odezwała się - czy gdybym pozostała po prostu Satsuki, Oddaną Ładowi o platynowo jasnych włosach, moje życie nie byłoby prostsze. Ale czy w życiu chodzi o to, by iść na łatwiznę?
- Swoją drogą, niezłe okazy się wykluły w naszej rodzince - zauważyła Vanny - Ty z kilkoma duszami w jednym ciele, Miya z pokaźną ilością poprzednich żyć i ja, z moimi rozsypanymi wspomnieniami... - urwała nagle, jakby bojąc się zdradzać zbyt wiele.
- W każdym ciele zbyt wiele życia - przyznałam. - Choć jeszcze paru osób nam tu brakuje. Alath... Tenci?
- Ale nasza sytuacja jakoś nam nie przeszkadza we względnie normalnej egzystencji - wzruszyła ramionami Sat.
A ja się zamyśliłam, bo przypomniałam sobie słowa Ivy, zszokowanej, że duch opiekuńczy śmiał wybrać ludzkie życie. A przecież ileż to istot w światach decyduje się żyć niezgodnie ze swoim "przeznaczeniem"? Gdyby było inaczej, ja i Satsuki krążyłybyśmy teraz po wymiarach, siejąc Chaos i zniszczenie, Aeiran pozostałby pewnie kłębowiskiem mocy, a Vanny... Właśnie, co działoby się z nią?

Przyszli wszyscy czworo. A raczej wszyscy trzej, bo jasnowłosa dziewczynka, mniejsza nieco od Tenariego, spała smacznie na rękach Clayda. Oni zresztą też wyglądali na zmęczonych.
- Jaka rozkoszna! - zachwyciła się Satsuki. - Czy teraz jest zwyczajnie żywa? Nie było problemów?
- Jeśli to nie jest zwyczajne życie, to ja już nie wiem co - Clayd usiadł razem z małą obok nas.
- Ale spania jej z głowy nie wybiliście - osądziła Vanny. - Ale może jeszcze będą z niej ludzie.
- No to co z nią teraz zrobicie? - zapytała konkretnie moja siostra.
Spojrzeliśmy po sobie niepewnie. Chyba o jednym szczególe w tym doskonałym planie się zapomniało...
- Mogłabym ją zawieźć do Poznawalni, tam by się nią dobrze zajęli - mruknęłam. - Chyba, że znajdzie się jakiś desperat, któremu właśnie dziecka brakuje do szczęścia...
- Ciekawe tylko, czy będzie chciała wyjechać - zamyślił się Aeiran. - Nawet ja nie jestem w stanie przewidzieć jak będzie z jej pamięcią.
- To na pewno rozsądne zabierać ją z domu? - zaniepokoiła się Vanny.
- Może właśnie rozsądne - Clayd pogłaskał Ivy po włosach. - Jeśli, gdy urośnie, zacznie ją tu ciągnąć z powrotem, to będzie znaczyło, że jeszcze nie wszystko stracone.
- Wszystko zależy od tego, jak szybko jej się zechce urosnąć - uśmiechnęłam się z rozczuleniem. - Paradoksalnie do twarzy ci z dzieckiem, wiesz?
- Ja tu żadnego paradoksu nie widzę - prychnęła Vanny. - Chociaż to może dlatego, że się przyzwyczaiłam, kiedy był u nas Tenari?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz