18 IX

Został w tyle świetlisty zamek Eskalot, teraz otaczają nas coraz to inne światy... Podróżujemy razem od wczoraj i tylko jedna z naszej trójki nie uważa tego za coś wbrew naturze.
Tak, trójki. Co prawda Tenariego zostawiłam u Vanny, bo kichał (albo przekonująco symulował, ale to by mnie zdziwiło), jednak nie ominęło mnie zabranie nadbagażu. Nadbagaż ów ma włosy o barwie (i wyglądzie) słomy, czerwono-brązowe oczy i niespożytą energię, no i nosi imię Enrith... Tak, już wróciła z tamtej wyprawy z Maeve i opiekunka ziemi tuż przed moim wyjazdem odbyła ze mną rozmowę, którą można podsumować tak: "To urocza dziewczyna, ale zabieraj ją, do diabła!". I cóż... Zabrałam. W rezultacie wszędzie jej pełno i tylko dlatego nie rozkręciła jeszcze naszego pojazdu na części, że właściwie nie ma on żadnych części. Jest metaliczny i wrzecionowaty, nie posiada sterówki, ale jest uwarunkowany by zabrać nas na wyznaczone miejsce. Gdziekolwiek ono jest. Sheril niewiele mi wyjaśniła, zresztą prawie w ogóle nie rozmawiałyśmy. Nie pytała już więcej dlaczego z nią jadę, choć chyba jednak chciałaby wiedzieć.
Zazwyczaj siedzimy razem w którejś z dwóch kabin i słuchamy paplaniny Enrith. Zdążyła mi już opowiedzieć całą tę nieszczęsną przygodę, w którą zaplątała się razem z Kaede i Geddwynem; niestety uczyniła to nawet bardziej chaotycznie niż ja bym potrafiła...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz