17 IX

Tym razem Dáevel przyszedł zobaczyć się ze mną. Nie przypuszczałam, by nagle uświadomił sobie, jaki mam zniewalający głos, tym bardziej, że jakby zaczęłam łapać katar.
- Mówiłaś, że interesujesz się opowieściami - powiedział od drzwi. Miał na sobie ciepły płaszcz i wyglądało na to, że dokądś się spieszy.
- Owszem - przytaknęłam niepewnie.
- Idź więc do biblioteki i pomóż temu niezgule - zarządził i wyszedł z pokoju tak prędko jak się pojawił.
Świetnie, nawet nie miałam pojęcia, że w tej posiadłości jest jakaś biblioteka, nie mówiąc już o tym, gdzie się znajduje. Musiałam się trochę pouśmiechać do jednego ze strażników, zanim mnie tam zaprowadził...
No dobrze, nie mam pojęcia, dlaczego spodziewałam się pokoiku z książkami poukładanymi byle jak i gdziekolwiek, tak jak to było w pałacu Diarmaida. Nie wiem też, dlaczego tamten pokoik w ogóle przyszedł mi na myśl. Nie spodziewałam się przecież, że na miejscu zastanę Tarquina, czującego się tam jak u siebie w sklepie. Nawet się nie zdziwił na mój widok - w gruncie rzeczy wcale nie zareagował, zajęty wbijaniem w ściany haczyków i wieszaniem na nich jakichś łapaczy snów, czy co to mogło być. Oczywiście jeśli znalazł wolny kawałek ściany - regały z książkami były ciasno poustawiane.
- Sporo czasu ci zajęło dotarcie tutaj - raczył się wreszcie odezwać, gdy już skończył z tym uroczym zajęciem i stanął obok mnie. Jego spojrzenie zza szkieł okularów było tak samo badawcze jak zwykle, ale już mniej podejrzliwe.
- Do tej biblioteki czy do tego świata? - rozejrzałam się wkoło i aż zakręciło mi się w głowie od nieprzebranej ilości książek.
- To drugie. Może powinienem był powiedzieć Dáevelowi, co za ziółka u siebie gości - doprawdy, ton jego głosu również się zmienił, brzmiał lekko i swobodnie. Teraz Tarquin bardziej przypominał siebie z czasów Trójświata i opieki nad księżniczką Aurelią. Nie spytałam jednak, czy pełna moc też mu wróciła.
- To wzruszające, że nas oczekiwałeś - mruknęłam. - Przysłało cię tu to blade chuchro, Thanderil? To on pracuje dla Dáevela?
- Oczywiście, choć jego pracodawca mógłby się mocno zdziwić... Ech, na razie nieważne. Chciałbym, żebyś mi pomogła znaleźć coś w tych książkach.
- W tej masie, taak? - uniosłam brwi. Może powinnam mu wspomnieć, że Dáevel nazwał go przed chwilą niezgułą? - A przepraszam, coś konkretnego, czy tak się tylko rozglądamy?
- Szukaj co tylko ci wpadnie w oko na temat przepowiedni, przeznaczeń i celów istnień - usłyszałam jakże konkretną odpowiedź. Też coś. Taka robota nadawałaby się dla pewnej panny z różowym beretem i bzikiem na punkcie przepowiedni, ale ta rzeczywistość nie uwzględniła w sobie END-u, jaka szkoda. Poza tym, skoro znienacka utknęłam w jednej bibliotece z Tarquinem, opowieść mogłaby się postarać chociaż o jakieś pozory. Niezwykłości sytuacji, znaczy. A wręcz niedorzeczności.
- A te wisiorki na ścianach to amulety? - spytałam spokojnie, przechadzając się i przyglądając dokładniej zawartości półek. - W jakim celu je wieszałeś?
- Tak naprawdę to w żadnym - uśmiechnął się z nagłym rozbawieniem. - Ten świat przestanie istnieć najpóźniej za tydzień, więc właściwie nic, co się teraz dzieje, nie ma sensu.
- Też mi wytłuma... Skąd wiesz?!
- Ze starego pergaminu, który znalazłem w... Po drodze tutaj. Powiedzmy, że ktoś dawno temu przewidział zniknięcie kilku światów, których brak będzie zapowiedzią nadejścia Czasu Zmiany.
- Zapowiedzią, doprawdy... - klapnęłam sobie na podłogę, czując się jak wypompowany balonik. Miałam wrażenie, że wszyscy tutaj wiedzą o wszystkim, co było, jest i będzie. Wszyscy oprócz mnie. Jak, u licha, mam pamiętnikować, jeśli... No tak, oto po mistrzowsku dowodzę, że u mnie wszystko sprowadza się do jednego.
Taak, absurdalność sytuacji była wzorcowa.
- Może mi powiesz, jak to się stało, że tu utknąłeś? Zamiast zmyć się w podskokach, póki świat ciągle stoi?
- Czekałem na was - wyjaśnił zwięźle. - Co będzie potem, to już od was zależy.
Naprawdę, brzmiał i zachowywał się jakby był doskonale wpasowany w opowieść, a jego obecność z pewnością by nie dziwiła, gdyby... No właśnie, gdyby nie dziwiła. Wciąż mam wrażenie, że jego historia dopiero ma się rozegrać. Chyba że, oczywiście, założymy, że już się rozegrała, ta jedyna, w Trójświecie.

Wieczorem, po bezskutecznym przetrząsaniu książek, miałam ochotę pogadać z Dáevelem i powiedzieć mu parę rzeczy do słuchu. Tymczasem nie było go w domu od tamtej chwili, kiedy zapędził mnie do biblioteki. A do tego dowiedziałam się, że zabrał ze sobą Djellię.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz