30 IX

Siedziałam za kulisami - a w każdym razie za murkiem - i słuchałam śpiewu pierwszego uczestnika. Musiałam przyznać, że ma świetny głos, a jego piosenka pasowała do gwiazd, które niedawno pojawiły się na niebie. Organizatorzy zadbali o atmosferę i urządzili scenę w pozostałości po sali tronowej. Trochę mi ten konkurs trącił komercją, ale wykonawca starał się wznieść ponad nią. I osobiście grał na lutni.
- Zamorduję! Zamorduję! - za kulisy wpadła Lilly zła niczym cały rój os. - Wiesz co ten drań skończony mi wcisnął?!?
- Aeiran tu jest? - Trudno było się nie domyślić, o kogo jej chodzi. A ciągle się łudziłam, że jednak nie przyjdzie.
- A owszem, owszem - pokiwała głową. - I jak sobie pomyślę, że się przed nim skompromituję, to... Ech, sama zobacz!!!
Wepchnęła mi do ręki kolczyk... Choć na pierwszy rzut oka trudno było rozpoznać w tym kolczyk. Miał kształt kwiatu o rozmiarach niewielkiego talerza.
- Co... to... jest? - wyjąkałam.
- Słonecznik - wycedziła przez zęby, machając takim samym kolczykiem, który trzymała w dłoni. - Szanowny pan Aeiran dorwał mnie na widowni, wręczył mi to z uroczystą miną i poradził, żebym założyła na występ, a zakasuję z kretesem tę babkę od chryzantem!
Wyglądało na to, że czarnooki ma specyficzne poczucie humoru... Zagryzłam wargi żeby nie parsknąć śmiechem i nie rozwścieczyć Lilly jeszcze bardziej. Wreszcie udało mi się przywołać na twarz wyraz żalu - faktycznie, żałowałam, że nie widziałam tej scenki.
- Idę gdzieś zostawić to paskudztwo - zdecydowała moja przyjaciółka. - Ale nie myśl, że nie obejrzę twojego występu!
- Jasne, jasne - westchnęłam. - A ja obejrzę twój.
Nie paliło mi się specjalnie do śpiewania przed publiką, tym bardziej, że nadaję się tylko do cichutkich ballad, a gdy próbuję śpiewać głośniej, zaraz zaczynam skrzeczeć. Na szczęście zaopatrzyłam się w coś na ten konkurs - pogrzebałam w kieszeni i wyciągnęłam malutką broszkę w kształcie koniczyny. Niby nic, a tak naprawdę magiczny przedmiot regulujący natężenie głosu. Dzieło Dionê z Dekilonii - nota bene sporo osób się zastanawia dlaczego mistrzyni szarej magii marnuje swe umiejętności na tworzenie takich zabaweczek. Co zaśpiewam, wiedziałam już od wczoraj i miałam nadzieję, że kapeli uda się akompaniament. Mój ulubiony utwór w oryginale jest śpiewany przez mężczyznę i opowiada o miłości do kobiety, ale nie podejrzewałam Nadernian o znajomość języka z innego świata.
Kilka piosenek później nadeszła moja kolej i pewnie znowu zaczęłabym się zastanawiać czemu dałam się w to wrobić, gdyby nie to dziwne uczucie, które pojawiło się znienacka niczym szarpnięcie. Zdusiłam je w sobie razem z tremą i powoli weszłam na scenę, przy okazji szybko rozglądając się po widowni. Z publiczności najbardziej wyróżniała rodzinka z rozwrzeszczanymi dzieciakami, się para elfów w strojach jakby utkanych z poświaty księżyca (co oni, u licha, robili w Naderne?) i piątka młodych ludzi ubranych w stylu skrajnie gotyckim (rzekłabym, wpadającym w kicz) i sprawiających wrażenie jakby chcieli stać się jednym z nocą, tylko nie wiedzieli jak się do tego zabrać. Za to żadnych problemów nie miał z tym Aeiran, którego wypatrzyłam z pewnym trudem. Stał na uboczu, przy bramie wejściowej, a na twarzy miał krzywy, szelmowski uśmiech (!!!).
I pierwszy zaczął klaskać.
Raz kozie śmierć. Podkręciłam swój "mikrofon", wzięłam głęboki wdech...
...i nagle z nieba spadła na nas chmara dziwnych skrzydlatych istot. Były spore, choć mniejsze od człowieka, i wyglądały jak stworzone z... mroku?
Z głośnym szumem zleciały na widownię i bez wyraźnego powodu rzuciły się na ludzi. Opadały na nich z zawrotną prędkością i otulały skrzydłami, a każdy zaatakowany w ten sposób osuwał się na ziemię jakby pogrążony we śnie. A ja, zamiast zareagować w jakikolwiek sposób, obserwowałam to ze swoistą fascynacją - jak, na bogów, powstały takie stworzenia? I jakie były w dotyku? I chyba nie kierowały się zwykłą żądzą zabijania, a wirowały niby chaotycznie, ale jednak jakby w ustalonym układzie... W ich dzikim tańcu było jakieś nieopisane piękno.
Ale trudno, w końcu przestałam się zastanawiać jak to potem opisać, a zaczęłam myśleć nad ich powstrzymaniem. Za to tych pięcioro w czerni ciągle patrzyło na zajście urzeczonym wzrokiem, nie zauważając nawet, że jedno z mrocznych stworzeń przeleciało nad nimi, tnąc skrzydłem ścianę, przy której stali. Krzyknęłam do nich ostrzegająco. Uciekli w ostatniej chwili, a mnie przestraszyło natężenie mojego głosu. Chyba trochę za bardzo podkręciłam koniczynkę i odetchnęłam z ulgą, że nie zdążyłam zacząć śpiewać.
Rozejrzałam się - nigdzie nie widziałam Lilly i miałam nadzieję, że nic jej nie jest. Ponieważ coraz więcej ludzi padało na ziemię, postanowiłam wreszcie coś zrobić. Nie namyślając się długo, sięgnęłam do międzysfery i w mojej ręce pojawiła się Przekora Erlindrei. Mój niezawodny łuk wygląda co prawda bardziej na dekorację, niż na broń, ale, jak uczy doświadczenie, pozory mylą. Napięłam cięciwę; nowo powstała strzała na sekundę poraziła mnie swym blaskiem, ale już do tego przywykłam. Wymierzyłam i strzeliłam w najbliżej przelatującą istotę. Wystarczyło trafienie w skrzydło, a cała stała się światłem i zniknęła.
Powtórzyłam to z trzema kolejnymi, ale nie byłam pewna czy dam radę wszystkim. Gdyby tu była Lilly albo... Na moment znów pojawiło się to dziwne uczucie.
Spojrzałam na widownię - wszyscy, którzy nie zdążyli uciec, leżeli pokotem... I tylko Aeiran stał bez ruchu i uważnie obserwował skrzydlate stwory. Jeden z nich obniżył lot i pomknął w jego kierunku. Aeiran uniósł rękę... ale nie w geście obronnym, tylko jakbyczekając, aż stworzenie na niej usiądzie. Ha, i proszę sobie wyobrazić, że tak się stało! Stopniowo podlatywało do niego coraz więcej ciemnych kształtów, okrążając go z szumem. Aż w końcu wokół czarnookiego zaczęły się wyładowania energii... Takiej, jakiej użył wcześniej do utworzenia czarnej dziury. Wszystko dokoła coraz bardziej ogarniał mrok i nie była to znajoma i przyjazna ciemność nocy. Wiatr, który się zerwał, omal nie zmiótł mnie ze sceny - cudem złapałam się jakiejś kolumny.
- AEIRAN!!! - wrzasnęłam, bo inaczej tego określić nie można.
Spojrzał w moją stronę swoimi czarnymi oczami - dopiero teraz zdałam sobie sprawę jak bardzo czarnymi - a potem posłał mi lekki uśmiech...
...i urwał mi się film.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz